Może za długo wędrowałem po Bliskim Wschodzie w czasach, kiedy nikt tam nie myślał o wojnie? Zbyt dobrze czułem się wśród mieszkających tam ludzi, zbyt jasno pamiętam ich gościnność, serdeczność, radość z kontaktu z kimś z naszego świata?
Te piękne dziewczyny spotkane w ruinach bazyliki św. Szymona Słupnika koło Aleppo, ?które kokietowały uśmiechem i urodą, pytając ?o wyznanie, bo one – to chrześcijanki z Latakii. ?Ów niebywały obrazek syryjskiego miasteczka ?w górach, który rzucił mnie na kolana, gdy nasz samochód wytoczył się z jakiejś zapomnianej doliny i nagle poczułem się jak na Kielecczyźnie. Przy sklepie spożywczym z butelkami ?z piwem stali jacyś mężczyźni w arabskich nakryciach głowy i rozprawiali o życiu i polityce. Kimże oni są, bo przecież ortodoksyjny islam wyklucza takie sytuacje. – My alawici... – odpowiedział starszy człowiek z majestatycznymi wąsiskami. – Szanujemy Mahometa, ale obchodzimy – jak wy – Boże Narodzenie. Alawici, wyznawcy pięknej synkretycznej religii wiążącej islam, chrześcijaństwo i religie starożytnego Iranu. Zwalczani przez stulecia, przetrwali w tych górach.
Ale to, co pamiętam najlepiej, to poruszające chwile w sanktuariach wczesnego chrześcijaństwa w Maluli i śpiewy mnichów w języku aramejskim, języku Chrystusa. Ile razy potem się bałem, że bojownicy Państwa Islamskiego wkroczą do tej enklawy i zniszczą ów finezyjny świat archaicznej świętości, który przetrwał ?2 tysiące lat! Niestety, właśnie tak się stało. Islamiści nie oszczędzili także Maluli.
Ojczyzna chrześcijaństwa, Syria magiczna, Syria arkadyjska. Syria w opresji, nękana przez wrogów rodzaju ludzkiego. Nie mam wątpliwości, że ideologowie ISIS stworzyli najbardziej nieludzką doktrynę od czasów nazizmu. ?Są absolutnie pozareligijni, są uosobieniem zła i w tej roli zagrażają nie tylko Syrii, Bliskiemu Wschodowi, ale i całemu światu. Mamy obowiązek przeciwstawić się temu złu, nie tylko militarnie, ale również w kategoriach cywilizacyjnych, o ile wartości, które deklarujemy, mają jeszcze dla nas jakiekolwiek znaczenie.
Dziś to wysiłek humanitarny. Wsparcie ludzi w opresji. Danie im nie tylko nadziei, współczucia, ale również perspektywy życia, także w naszym zakątku globu. To wielkie zadanie dla wszystkich nas, Europejczyków. Osobliwie Polaków, tak często podkreślających, że wywodzą się z ojczyzny solidarności. Tak namiętnie przypisujących sobie tyle wyjątkowych cech; gościnność, empatię, uważanie. I dziś my, Polacy, targujemy się o kilka tysięcy chrześcijan z Syrii i Erytrei, grupę ludzi, która zniknie w 36-milionowej populacji jak kropla wody w morzu.