30 kwietnia 1878 roku na wielkim dziedzińcu paryskiej Académie Nationale de Médecine, położonym o kilka kroków od brzegów Sekwany, pojawiła się postać z siwą, krótko przyciętą brodą. Utykała, gdyż przebyty dziewięć lat wcześniej udar pozostawił po sobie częściowe porażenie lewej strony ciała. Wszystko to sprawiało, że 55-letni mężczyzna sprawiał wrażenie znacznie starszego. Powoli, ostrożnie wspiął się po schodach do sali obrad. Był to Ludwik Pasteur, który właśnie miał zamiar powiedzieć francuskiemu establishmentowi medycznemu coś, co niewielu spośród jego członków chciało usłyszeć.
Pasteur zajął miejsce na mównicy z przodu sali pod ogromnym marmurowym posągiem Hipokratesa. Przed sobą miał 200 członków Akademii – lekarzy i chirurgów – najbardziej szanowanych przedstawicieli zawodów medycznych we Francji. Choć Pasteur należał do Akademii, nie był jednym z nich. Z wykształcenia był chemikiem i chociaż miał już na swoim koncie wielkie odkrycia, lekarze nadal traktowali go jak nowicjusza. Wielu słuchaczy wciąż uważało go za intruza. W 1873 roku o jego przyjęciu do Akademii zadecydowała nieznaczna większość. Za jego kandydaturą głosowało 41 osób, a przeciwko niej – 38.