Kiedy ten stan zaczął mi doskwierać, pomyślałem sobie, że odpowiednie służby państwowe powinny obwieścić wszem wobec, że mamy kataklizm, klęskę żywiołową. I nie chodzi tu (tylko) o zagrożenie suszą. Główny problem stanowi lejący się z nieba żar, do którego organizm przeciętnego Polaka nie jest przyzwyczajony.
Tak więc coś, z czym sobie bez kłopotów radzą mieszkańcy krajów śródziemnomorskich, nad Wisłą staje się prawdziwym wyzwaniem. W Rzymie jest mnóstwo źródeł z wodą pitną, których jakże brakuje w Warszawie. Południowi Europejczycy zdają sobie sprawę z tego, jak ważny jest cień, a więc i zadrzewienie terenu. Nie ekscytują się tak słońcem, którego złaknieni są ludzie z północy Starego Kontynentu, z łatwością narażający się przez to na rozmaite oparzenia. Wreszcie południowcy dbają o dostosowanie planu dnia do pogody. Kiedy północni Europejczycy ciężko w pocie czoła harują, oni urządzają sobie sjestę i nadrabiają czas przeznaczony na nią wieczorem.