Aborcja jak kromka chleba

Światowa Organizacja Zdrowia zachęca, by upowszechniać „bezpieczne" metody usuwania ciąży, takie jak aborcja farmakologiczna. WHO zaleca również, by aborcję metodą próżniową – czyli poprzez wyssanie dziecka z macicy kobiety – na wczesnym etapie ciąży przeprowadzali nie tylko ginekolodzy, ale też lekarze rodzinni, położne, pielęgniarki. Takie rozwiązania będą też promowane podczas trwającego w ten weekend szczytu ONZ.

Aktualizacja: 25.09.2015 17:23 Publikacja: 25.09.2015 00:25

fot. Christian Martinez Kempin

fot. Christian Martinez Kempin

Foto: 123RF

Feministyczny marsz przez instytucje rozpoczął się już dawno temu, jednak z roku na rok przybiera na intensywności. Unia Europejska czy organizacje międzynarodowe takie jak ONZ już od dawna stanowią dla feministek przyczółek wykorzystywany do forsowania ich ideologicznych celów poprzez wywieranie politycznej presji na poszczególne państwa. Ich strategia działania, nazywana przez nie same taktyką bumerangu, zakłada, że dla osiągnięcia feministycznych dążeń należy się skupić na organizacjach międzynarodowych – ni mniej, ni więcej tylko po to, by pominąwszy początkowo krajowego prawodawcę, wywrzeć na nim presję z pozycji międzynarodowych i uniknąć konfrontacji z opinią społeczną demokratycznych społeczeństw.

Tym samym uzurpujące sobie pozycję reprezentantek kobiecych interesów działaczki feministyczne okazują się w istocie dobrze zorganizowaną grupą forsującą radykalne ideologiczne programy za pomocą nacisku biurokratycznych struktur międzynarodowych oraz emocjonalnego szantażu mediów, które udało im się skolonizować dzięki finansowemu wsparciu wielu podmiotów biznesowych.

Strategia ta realizowana jest obecnie na forum ONZ, gdzie zapadać będą w najbliższym czasie decyzje dotyczące tzw. celów w ramach zrównoważonego rozwoju (Sustainable Development Goals – SDG). Podobnie jak obowiązujące dotychczas Milenijne Cele Rozwoju, wytyczać mają one strategię i kierunek działań ONZ oraz jego państw członkowskich na przyszłe 15 lat. Aby te polityczne dyrektywy nie pozostały jedynie papierowym frazesem, stopień ich realizacji w poszczególnych państwach członkowskich będzie mierzony za pomocą odpowiednich wskaźników przez wybrane do tego struktury ONZ.

Cele zrównoważone?

Na pierwszy rzut oka SDG kojarzą się z ekologią, z dbałością o będącą naszym wspólnym dobrem ziemię i wszystkich zamieszkujących ją ludzi. To sympatyczne skojarzenie jest niezwykle istotne, pozwala bowiem ukryć wiele elementów tej agendy, które budzić mogą głęboką konsternację. Szczególne wątpliwości rodzi obecność wśród tych celów forsowanego przez aborcyjne lobbies pojęcia tzw. praw reprodukcyjnych i seksualnych, będącego w istocie wytrychem służącym upowszechnianiu aborcji i najbardziej deprawatorskich postaci edukacji seksualnej.

Pojęcie „zdrowia oraz praw reprodukcyjnych i seksualnych" (sexual and reproductive health and rights – SRHR) wraz z postulatem ich upowszechniania stanowi centralny element projektu feministycznego. Bardzo szybko bowiem po uzyskaniu przez kobiety praw politycznych i realizacji innych postulatów sufrażystek w centrum ideologii feministycznej pojawiła się problematyka etyki seksualnej, a konkretnie walka z wszelkiego rodzaju ograniczeniami w tej mierze. Dlatego rozwój feminizmu ściśle splatał się z postępami rewolucji seksualnej. Proces ten wiązał się z kulturowym separowaniem ludzkiej seksualności od prokreacji, przy ukazywaniu tej pierwszej jako narzędzia wyzwolenia się kobiet spod seksistowskiego ucisku, a tej drugiej jako podstawowej przyczyny upośledzenia społecznego kobiet. To ten rozdział właśnie ukształtował współczesną kulturę i obyczajowość w naszym kręgu cywilizacyjnym.

Procesom tym towarzyszy pojawianie się w oficjalnych dokumentach ONZ pod koniec lat 60. XX wieku sformułowań mówiących o prawie rodziców do decydowania o liczbie potomstwa. Z czasem sformułowanie to przestano odnosić do „rodziców" jako zbytnio kojarzących się z rodziną będącą dla feministek symbolem strukturalnej opresji. Konstrukcje mówiące o prawie do decydowania o liczbie potomstwa stopniowo zaczęły się pojawiać w dokumentach dotyczących zdrowia, równouprawnienia kobiet i mężczyzn, edukacji i informacji (szczególnie w stosunku do dzieci i młodzieży). W dokumentach omawiających problemy ludnościowe język ten zaczął być stosowany do maskowania postulatów odgórnej kontroli populacji.

Więcej aborterów w interiorze!

Te semantyczne zabiegi towarzyszyły inspirowanym równocześnie przemianom w sposobie postrzegania ludzkiej płciowości i związanej z nią obyczajowości. Utrwalały one wpływy ideologii feministycznej w strukturach międzynarodowych, prowadząc do zmian w języku dokumentów międzynarodowych, a w dalszej kolejności, w sferze normatywnej. Prawo do swobodnego dysponowania własnym ciałem uznano za przejaw wolności i prawo człowieka. Kamieniem milowym dla koncepcji „praw reprodukcyjnych i seksualnych" była Międzynarodowa Konferencja ONZ dotycząca ludności i rozwoju w Kairze (1994). To właśnie podczas niej użyto po raz pierwszy oficjalnie terminów „zdrowie reprodukcyjne i seksualne" oraz „prawa reprodukcyjne".

Chociaż więc sformułowania te były i są programowo enigmatyczne i nieprecyzyjne, to biurokratyczne struktury międzynarodowej administracji postarały się, by weszły one na stałe do międzynarodowego dyskursu prawnego. W Kairze jednak nie wszystko poszło po myśli feministycznego lobby. Próby włączenia do zakresu pojęcia SRHR tzw. prawa do aborcji zostały udaremnione dzięki stanowczej postawie szeregu członków ONZ. Ostateczną konkluzją konferencji kairskiej było jednoznaczne stwierdzenie, że aborcja nie może być uznana za jedną z metod planowania rodziny i w żadnym wypadku nie może być postrzegana jako prawo podmiotowe. Ten stan rzeczy nie mógł satysfakcjonować feministycznego lobby w strukturach oenzetowskiej biurokracji.

Trwające obecnie na forum ONZ obrady dotyczące SDG wykorzystywane są przez aborcyjne lobby do zrewidowania obowiązującego w gronie państw członkowskich ONZ konsensusu w kwestii sposobu rozumienia praw reprodukcyjnych. Lobbystki wykorzystują w tym celu jedno ze sformułowań dokumentu podsumowującego konferencję kairską: przyjmując do wiadomości legalizację aborcji w niektórych krajach, podkreślono tam konieczność uczynienia jej możliwie bezpieczną. To sformułowanie, które trudno uznać za afirmację aborcji, posłużyło za przyczynek do forsowania tezy o istnieniu rzekomego „prawa do bezpiecznej aborcji".

Posługując się tym związkiem frazeologicznym, usiłuje się doprowadzić do maksymalnego upowszechnienia aborcji. Światowa Organizacja Zdrowia, ta sama, która zaleca masturbację kilkuletnich dzieci w ramach edukacji seksualnej, zaproponowała trzy lata temu, by jako wskaźnik pozwalający mierzyć poziom „bezpieczeństwa" aborcji potraktować m.in. liczbę wykwalifikowanych aborterów oraz dostępność na określonym obszarze placówek, w których kobieta może być poddana procedurze aborcyjnej. W tegorocznym „poradniku" WHO, opublikowanym pod koniec lipca, czytamy natomiast, że należy upowszechniać „bezpieczne" metody usuwania ciąży takie jak aborcja farmakologiczna i pozwalać na przeprowadzanie tych ryzykownych procedur samodzielnie w domu. WHO zaleca również, by aborcję metodą próżniową – czyli poprzez wyssanie dziecka z macicy kobiety – na wczesnym etapie ciąży przeprowadzali nie tylko ginekolodzy, ale też lekarze rodzinni, położne, pielęgniarki czy osoby zajmujące się „medycyną alternatywną". I pomyśleć tylko, że niedawno jeszcze promowano legalizację aborcji poprzez epatowanie obrazem znachorki z drutem w ręku!

Cel tych wszystkich zaleceń, standardów, rekomendacji czy wskaźników jest jeden: uczynić aborcję dostępną jak kromka chleba, albo i bardziej. Ta traumatyczna procedura miałaby być czymś równie błahym jak zażycie tabletki na przeczyszczenie lub lewatywa. Aborcja ma się też stać symbolem bezpieczeństwa zdrowotnego i uniwersalnym środkiem jego zapewnienia. W efekcie dochodzi do sytuacji, w których Komitet Praw Dziecka ONZ naciska na strony konwencji o prawach dziecka, by te zapewniały dostęp do aborcji dla niepełnoletnich dziewczynek, bez wiedzy i zgody rodziców, choć sama konwencja nie tylko o aborcji milczy, ale nakazuje zapewnić należytą ochronę dziecku również przed urodzeniem.

Rzekome „dobrodziejstwo", jakie ma stanowić aborcja, nie jest jednak dla wszystkich oczywiste. Należy zatem ciemny lud odpowiednio wyedukować. Dlatego tematem ściśle powiązanym z problematyką SRHR jest tzw. edukacja seksualna. Jak to już zostało zasygnalizowane, pojęcie praw reprodukcyjnych i seksualnych obejmuje również „prawo do informacji i edukacji na temat SRHR". Szczególną wagę w tym względzie przywiązuje się do uświadamiania dzieci i młodzieży, co znajduje swój wyraz w punkcie 3.7 SDG. Warto przy tym zaznaczyć, że ONZ i jej agendy (zwłaszcza WHO) już od wielu lat forsują model tzw. kompleksowej edukacji seksualnej, której „kompleksowość" ma polegać na różnorakich formach zachęcania dzieci i młodzieży do eksperymentowania w sferze seksualnej i dążeniu do ukazania seksualnego zaspokojenia jako uniwersalnego miernika ludzkiego szczęścia.

Eksperymentuj, droga młodzieży

W projekcie SDG nie ma wprost mowy o edukacji seksualnej – wprowadzono jedynie postulat, by do 2030 r. wszyscy pozyskali wiedzę z zakresu m.in. praw człowieka, równości genderowej oraz różnorodności kulturowej. Skolonizowane przez feministki agendy ONZ oraz akredytowane przy ONZ organizacje sformułowały niezwykłe kryteria oceny wykonywania owych zobowiązań. Agencje UNFPA i UNWOMEN zaproponowały, by zamiast mierzenia odsetka 15-letnich uczniów posiadających wiedzę z zakresu nauk o środowisku i geologii, kontrolować to, w ilu szkołach zapewniono uczniom edukację seksualną z całym jej bagażem ideologicznym. Okazuje się zatem, że w kojarzoną z problematyką ekologiczną ideę zrównoważonego rozwoju skoncentrowanego na podtrzymywaniu równowagi ekologicznej z myślą o przyszłych pokoleniach wpisuje się treści, które mają służyć głównie depopulacji poprzez upowszechnianie aborcji, antykoncepcji oraz seksualnego permisywizmu.

Kontrowersyjne i niejednoznaczne pojęcie SRHR to niejedyny problem projektu „Celów w ramach zrównoważonego rozwoju". Po bliższej lekturze tego dokumentu okazuje się, że znajdujące się w nim zapisy służyć mają również interesom środowisk LGBTQ. Uczynić chce się to znowu poprzez wieloznaczne i niewinnie wyglądające związki frazeologiczne. W tym przypadku lobbyści tego ruchu politycznego dążą do włączenia w zakres celu 10, nakazującego zwalczanie nierówności społecznych terminu „other status". To wieloznaczne stwierdzenie nabiera jednak bardzo jednoznacznej wymowy, jeśli uwzględnimy fakt, że oenzetowski Komitet monitorujący wykonywanie międzynarodowego paktu praw gospodarczych, społecznych i kulturalnych pod pojęciem „other status" rozumie orientację seksualną i tożsamość genderową...

Wszystkie powyższe pomysły upowszechniania SRHR, edukacji seksualnej czy specjalnych preferencji dla interesów lobby LGBTQ godzą w sposób bardziej lub mniej bezpośredni w naturalną tożsamość rodziny oraz jej warunki rozwoju. Naturalna tożsamość małżeństwa i wspólnoty rodzinnej staje się w oczach feministek bodaj ostatnią przeszkodą na drodze do urzeczywistnienia feministycznego raju na ziemi. Niestety, ten właśnie sposób pojmowania rodziny jest wyraźnie obecny w powszechnej deklaracji praw człowieka i dlatego trzeba ten podstawowy dokument ONZ jakoś „zagadać" lub przynajmniej rozmyć jego treść. Dlatego w wyniku dyskusji nad projektem SDG odniesienia do rodziny pierwotnie się w nim znajdujące zostały usunięte. USA i Unia Europejska uznały bowiem, że rodzina jest pojęciem zbyt dyskryminującym i w dokumencie powinna być mowa o „różnych formach rodziny" lub odniesienia do niej powinny być usunięte. Skończyło się na mniejszym złu, czyli na wykluczeniu rodziny poza horyzont celów zrównoważonego rozwoju.

Polska brała udział w pierwszym etapie obrad nad projektem SDG w tzw. otwartej grupie roboczej. Niestety, jej głos był ospały i daleki od stanowczości. Podczas jednego ze spotkań polska delegacja zadeklarowała bowiem chęć otwarciac negocjacji w kwestii określonego w Kairze kształtu SRHR, choć przecież do tej pory konsekwentnie broniliśmy kairskiego kompromisu usuwającego zasadniczo aborcję poza zakres SRHR. Jednak w ostatnim etapie prac nad SDG nasz kraj reprezentowany był przez Unię Europejską, która po raz kolejny okazała się powolnym instrumentem feministek, otwarcie ignorującym zasadę pomocniczości w relacjach z krajami członkowskimi. W konkluzjach wieńczących spotkanie Rady UE z 26 maja 2015 r. Unia zajęła stanowisko wspierające interesy środowisk LGBTQ.

Unia zajęła się również promocją SRHR, postulując podczas obrad na forum ONZ w imieniu wszystkich państw członkowskich umieszczenie odwołań do tej kontrowersyjnej konstrukcji prawnej również w preambule SDG! Tymczasem traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej w art. 168 jednoznacznie wskazuje, że kwestie dotyczące „zdrowia i praw reprodukcyjnych i seksualnych" są poza kompetencjami Unii: potwierdzają to nawet przeforsowane w Parlamencie Europejskim przez lewicę, przy przyzwalającej bierności chadeków, nader problematyczne w wielu miejscach rezolucje Tarabella i Panzeri. Warto przy tym pamiętać, że samo reprezentowanie Polski przez UE w kwestiach dotyczących pozycji rodziny budzi zasadnicze wątpliwości w świetle wyraźnych zastrzeżeń akcesyjnych Rzeczypospolitej, która uchwałą Sejmu RP z 11 kwietnia 2003 r. zastrzegała, że „polskie prawodawstwo w zakresie ładu moralnego, życia społecznego, godności rodziny, małżeństwa i wychowania oraz ochrony życia nie podlega żadnym ograniczeniom w drodze regulacji międzynarodowych".

Czy feministyczna kolonizacja międzynarodowego procesu decyzyjnego spotka się z realnym oporem podczas zbliżającego się szczytu ONZ? Pytanie to jest nader ważne w kontekście mających wkrótce zapaść decyzji co do kształtu celów w ramach zrównoważonego rozwoju, które będą obowiązywać Polskę przez najbliższe 15 lat. Odbywający się właśnie szczyt ONZ pokaże, co oznaczają zapewnienia o zasadniczej dynamizacji, jaka ma nastąpić w polskiej polityce zagranicznej. Ostatnia prosta to trudny moment negocjacji międzynarodowych, ale to właśnie wówczas pełna determinacja może przynieść niezwykłe efekty. Gotowość odważnego upomnienia się o wartości, które wyraźnie wyraża Konstytucja RP, które jednak w praktyce nader często są ignorowane, może ukazać Polskę jako suwerenny podmiot świadom swej tożsamości i interesów. Prezydent RP dysponuje wystarczającymi środkami, by stworzyć Polsce gwarancje chroniące przed ideologiczną kolonizacją ze strony wąskich środowisk dominujących w biurokratycznych strukturach międzynarodowej biurokracji.

Joanna Banasiuk jest wiceprezesem Instytutu Ordo Iuris, Karolina Dobrowolska – jego analitykiem prawnym

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy