Zmarły w czerwcu tego roku Vaculík, rocznik 1926, był jednym z czeskich pisarzy opozycyjnych, autorem krytykującego partię komunistyczną manifestu „Dwa tysiące słów" z 1968 roku, a w rocznicę inwazji na Czechosłowację odezwy „Dziesięć punktów". W konsekwencji swej „działalności przestępczej" został objęty zakazem druku i do upadku komuny utrzymywał się z honorariów za artykuły publikowane na Zachodzie – wówczas było to możliwe. W 1972 roku założył niezależne wydawnictwo Petlice (Skobel), jeszcze później wraz z Pavlem Kohoutem pisał „antysocjalistyczne felietony" i działał w Karcie 77.

„Siekiera" to pierwsza powieść autora; ujrzała światło dzienne w 1966 roku i dopiero teraz została przetłumaczona na polski. Proza bardzo dojrzała, artystycznie wyrafinowana i – od razu trzeba ze smutkiem stwierdzić – niemająca dziś szans na zdobycie masowego czytelnika. Za dużo w niej komunistycznego szlamu: brudnej roboty w PGR, nudnych partyjnych zebrań i absurdalnych odpraw w redakcji czerwonej gazety, której dziennikarze chcą zachować twarz wobec zalewających wszystko kłamstwa i pogardy. To nie jest psychologizowanie Kundery, to nie ironia i zjadliwość Škvoreckiego ani zamiłowanie do gawędy Hrabala. Vaculík mówi wyraźnie odmiennym głosem, w którym słyszymy sponiewieranie i bunt, przaśność czeskiego wiejskiego życia w socjalizmie i pragnienie prawdy, a także poszukiwanie czystości.

Bohater, dziennikarz z Pragi, jest najwyraźniej rozdarty między miłością do rodzinnych okolic i ukochanego ojca a socjalistycznym wynaturzeniem tego wszystkiego, łącznie z ojcem, przedwojennym cieślą (stąd tytuł powieści), który po wojnie staje się wiejskim działaczem partyjnym. Tępym drewniakiem posługującym się mieszaniną czeskiej gwary i języka oficjalnej propagandy, nowym człowiekiem, jakże odległym od dziecinnych wspomnień, a jednak wciąż kochanym, niejednoznacznym. Trudna relacja jest uchwycona poprzez opis powrotu bohatera do krainy dzieciństwa, pełnej piękna i biedy. Przyroda Czech, tak czule w książce odmalowana, ze źródełkami i jarami, z odsłaniającym się niespodziewanie przepychem górskich widoków i zimowym szusem na nartach, tylko częściowo jest w stanie konkurować z pegeerowską rzeczywistością i tkwiącymi w niej zniewolonymi ludźmi.

Jest zatem proza Vaculíka oskarżeniem czasów, które skazały jego naród na poniżające trwanie w kłamstwie. Jego najbardziej wymownym przykładem jest historia dziewczyny z małego miasteczka. Ośmieliła się napisać skargę do gazety na dyrektora szkoły. Za swój czyn zostaje napiętnowana i oskarżona o prostytucję, a władze oświatowe nakazują jej badanie u ginekologa. Dziewczyna skacze z okna, jej ojciec trafia do domu wariatów. Psychiatra: „Jak mówiłem: przeżyją ci, którzy nie dadzą się zniszczyć. Innymi słowy: którzy pogodzą się z faktami bez traum". Partyjny sposób na nowe społeczeństwo na szczęście się nie powiódł. I Ludvík Vaculík był jednym z tych, którzy nie pozwolili na jego zrealizowanie.