Słowo „robot" to ukuty przez niego neologizm. Przyjął się we wszystkich cywilizowanych językach, w których ma teraz podwójne znaczenie: jako maszyna przemysłowa stosowana w zakładach produkujących dobra inwestycyjne i konsumpcyjne oraz jako człowiek, wprawdzie niewrażliwy, bezduszny, ale pracujący sprawnie i dokładnie.
Czytaj więcej:
Gdy Čapek wymachiwał swoim satyrycznym biczem, robotów na świecie jeszcze nie było. To, co teraz robią w kuchniach sokowirówki i miksery, wykonywały ubrane w fartuszki Rózie i Tekle, pierwszy kuchenny robot wyszedł spod ręki Kennetha Wooda w Wooking w Anglii w 1947 roku. A pierwszego robota przemysłowego zbudował Bill Jenkins na użytek General Motors w Tensted w stanie Nowy Jork w 1961 roku.
A potem już się potoczyło. W filmie Roberta Zemeckisa „Powrót do przyszłości 2" bohater Marty McFly wchodzi do baru, w którym kelner robot podaje mu szklankę pepsi. Scena ta zainspirowała szefów chińskiej sieci restauracji Heweilai w Kantonie (po chińsku Guangchou) do zastąpienia w trzech lokalach kelnerów robotami. Każdy z zakupionych robotów kosztował ponad 7 tys. euro, ale właściciele restauracji liczyli na to, że poniesione koszty szybko się zwrócą – wprawdzie od czasu do czasu roboty trzeba serwisować, ale nie trzeba płacić im wynagrodzenia.
Goście walili drzwiami i oknami, każdy chciał się przekonać, jak to jest, gdy obsługa nie obraża się za głupie i niesmaczne dowcipy, jest nieskończenie cierpliwa, nie myli się przy wypisywaniu rachunku, zjawia się przy stoliku w try miga. No i przekonali się. Roboty nie potrafiły tego, czego po kwadransie pierwszego dnia pracy potrafił się nauczyć każdy kelner: otwierać butelek kapslowanych, a tym bardziej korkowanych, nalewać płynów do szklanek czy kieliszków, i permanentnie wylewały zupę na gości.
Niekompetencja robotów była tak drastyczna, że klienci zaczęli omijać szerokim łukiem awangardowe restauracje, dwie z nich trzeba było zamknąć, trzecia zdołała się obronić, w porę zastępując roboty obsługą z krwi i kości.