Szczepkowska: Pokój i wojna

Na początku maja zostałam zaproszona na tzw. debatę oksfordzką, której teza brzmiała: „Nie warto umierać za ojczyznę".

Publikacja: 19.05.2016 15:30

Szczepkowska: Pokój i wojna

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Długo zastanawiałam się nad sensem tego zdania i nie mogłam się go doszukać, wytłumaczono mi jednak, że w tego rodzaju debacie teza jest zwykle ostra i prowokacyjna. Istnieje też cały spis zasad, których debatujący powinni się trzymać przy podobnej dyspucie. Właściwie jest to coś w rodzaju małego kodeksu honorowego i wywodzi się z najlepszych wzorów dyskusji, więc pomyślałam, że dobrze jest wziąć udział w takim doświadczeniu.

Zdanie „nie warto umierać za ojczyznę" jest zresztą wypowiadane często, głośno i bez wstydu. Jak to się mówi: „przed wojną nie do pomyślenia". Z całą pewnością zawsze wielu miało takie myśli, wielu prowadziło ze sobą samym tego rodzaju dysputy, ale w tzw. towarzystwie określenie „nie warto" wykreśliłoby autora z listy gości. Kiedy przychodzą okoliczności, w których stawką jest życie w czyjejś obronie, nie ma miejsca na filozofię ani na rozważania o nagrodach za bohaterstwo.

Taka decyzja to odpowiedź na znacznie prostsze pytanie: co jest dla mnie więcej warte – ojczyzna czy życie. Pozornie brzmi podobnie, ale odarte z ogólnego przesłania czyni taką decyzję bardziej osobistą i osobista jest też odpowiedzialność za nią. Nikt nikomu nie zabrania odpowiedzieć „więcej warte jest moje życie". Nikt nikomu nie każe być bohaterem. Różnica jest taka, że ci, którzy ryzykują życie w obronie ojczyzny, są bohaterami, w odróżnieniu od tych pierwszych.

Od wielu lat tymczasem zasiewana jest taka właśnie ogólna myśl: „nie warto umierać za ojczyznę". Ta idea stosowana jako filozofia życia stawia ludzi, którzy walczą, na pozycji romantycznych naiwniaków. I to nie jest w porządku.

Stawiam sama sobie takie pytanie: a co, jeśli nie daj Boże stanę wobec okoliczności, w których będę musiała zdecydować, czy ratuję siebie i swoją rodzinę czy zostaję, żeby się przydać? Uczciwie powiem: nie znam swojej odpowiedzi. Myślę, że w takiej sytuacji człowiek działa tak, jak każe mu instynkt, i swoją decyzją może zaskoczyć samego siebie. Bo przecież jeśli „nie warto", to są dwa wyjścia. Albo uciekać, albo się poddać. Mam pewność, że autorzy tezy „nie warto" w wypadku ucieczki mają dokąd pojechać, sama zresztą pewnie znalazłabym schronienie.

Ale co, jeśli do takiej tezy przekona się cały naród? Co będzie, jeśli 38 milionów ludzi postanowi opuścić granice zagrożonej ojczyzny? Co, jeśli machną ręką i powiedzą: „nie warto"? Czy autorzy tego zdania wezmą odpowiedzialność za losy polskich uchodźców w takiej masie?

Z najwyższym zdumieniem wysłuchałam mówców, który byli za tą tezą. Idąc na tę debatę, byłam przekonana, że głównym ich argumentem będzie ulotność pojęcia „ojczyzna" i klęski naszych powstań. Tymczasem każdy z prelegentów mówił jedno: nie warto umierać za ojczyznę, warto dla niej pracować.

Trudno się nie zgodzić. Dużo dałabym jednak za to, żeby ktoś pokazał mi sytuację, w której człowiek staje przed takim wyborem. Bo spokojna i rzeczowa praca dla ojczyzny jest możliwa w czasie pokoju. Śmierć za ojczyznę – tylko w czasie wojny. Co więc chcieli przekazać młodym ludziom tam zgromadzonym ci, którzy byli zdania, że „nie warto?". Pochwałę poddania bez walki, pracy dla okupanta? Wielu tak żyło w całej naszej historii, ale nikt chyba nie nazwał tego pracą dla ojczyzny. Wielu mówi dziś: po co nam były powstania, straciliśmy wtedy najlepszych ludzi! Rzecz w tym, że gdyby uciekli lub się poddali, to już nie byliby najlepsi.

Trudno mi też zgodzić się z tezą, że człowiek martwy nie jest już pożyteczny. Skoro tak, to należałoby wykreślić ze słownika słowo „autorytet". Jak dotąd autorytety nabierały wagi w świetle całego swojego życia, a ich wartość weryfikowana jest właśnie po śmierci: im większy autorytet, tym mocniej żyje w naszej świadomości.

Tam, na sali, miałam wrażenie, że mówimy różnymi językami i o dwóch różnych sprawach. Właściwie należałoby odśpiewać piosenkę Hemara: „Jedno co warto, to upić się warto. Siedzieć i płakać, i śpiewać to warto". Tak, można po prostu wyśmiać debatę o takiej tezie, ale nie warto. Bo jedno, co warto, to nie doprowadzać do sytuacji, w której musielibyśmy zadawać sobie podobne pytanie. Jedno, co warto, to zachować pokój. Jedno, co warto, to uznać za wroga każdego, kto prowokuje niepokój, zwłaszcza z pozycji władzy.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Posłuchaj „Plus Minus”: Jakim papieżem będzie Leon XIV?
Plus Minus
Zdobycie Czarodziejskiej góry
Plus Minus
„Amerzone – Testament odkrywcy”: Kamienne ruiny z tropików
Plus Minus
„Filozoficzny Lem. Tom 2”: Filozofia i futurologia
Plus Minus
„Fatalny rejs”: Nordic noir z atmosferą