Długo zastanawiałam się nad sensem tego zdania i nie mogłam się go doszukać, wytłumaczono mi jednak, że w tego rodzaju debacie teza jest zwykle ostra i prowokacyjna. Istnieje też cały spis zasad, których debatujący powinni się trzymać przy podobnej dyspucie. Właściwie jest to coś w rodzaju małego kodeksu honorowego i wywodzi się z najlepszych wzorów dyskusji, więc pomyślałam, że dobrze jest wziąć udział w takim doświadczeniu.
Zdanie „nie warto umierać za ojczyznę" jest zresztą wypowiadane często, głośno i bez wstydu. Jak to się mówi: „przed wojną nie do pomyślenia". Z całą pewnością zawsze wielu miało takie myśli, wielu prowadziło ze sobą samym tego rodzaju dysputy, ale w tzw. towarzystwie określenie „nie warto" wykreśliłoby autora z listy gości. Kiedy przychodzą okoliczności, w których stawką jest życie w czyjejś obronie, nie ma miejsca na filozofię ani na rozważania o nagrodach za bohaterstwo.
Taka decyzja to odpowiedź na znacznie prostsze pytanie: co jest dla mnie więcej warte – ojczyzna czy życie. Pozornie brzmi podobnie, ale odarte z ogólnego przesłania czyni taką decyzję bardziej osobistą i osobista jest też odpowiedzialność za nią. Nikt nikomu nie zabrania odpowiedzieć „więcej warte jest moje życie". Nikt nikomu nie każe być bohaterem. Różnica jest taka, że ci, którzy ryzykują życie w obronie ojczyzny, są bohaterami, w odróżnieniu od tych pierwszych.
Od wielu lat tymczasem zasiewana jest taka właśnie ogólna myśl: „nie warto umierać za ojczyznę". Ta idea stosowana jako filozofia życia stawia ludzi, którzy walczą, na pozycji romantycznych naiwniaków. I to nie jest w porządku.
Stawiam sama sobie takie pytanie: a co, jeśli nie daj Boże stanę wobec okoliczności, w których będę musiała zdecydować, czy ratuję siebie i swoją rodzinę czy zostaję, żeby się przydać? Uczciwie powiem: nie znam swojej odpowiedzi. Myślę, że w takiej sytuacji człowiek działa tak, jak każe mu instynkt, i swoją decyzją może zaskoczyć samego siebie. Bo przecież jeśli „nie warto", to są dwa wyjścia. Albo uciekać, albo się poddać. Mam pewność, że autorzy tezy „nie warto" w wypadku ucieczki mają dokąd pojechać, sama zresztą pewnie znalazłabym schronienie.