Erywań zaskakuje od razu. Do miasta przylatuje się zwykle nocą lub nad ranem – wtedy korytarze powietrzne są najtańsze, więc nocą lotnisko w stolicy Armenii przypomina inne porty w szczycie. Już jadąc do hotelu, mamy wrażenie, jakby w mieście właśnie trwała gigantyczna akcja antyterrorystyczna – wszystkie samochody policyjne jeżdżą szybko i z włączoną całą dyskoteką. Okazuje się jednak, iż o prawdziwej akcji świadczy dopiero włączony sygnał dźwiękowy.
O pięknie miasta świadczy dopiero poranek. Monumentalność znajdującej się w zasięgu ręki ośnieżonej, biblijnej góry Ararat nie tylko zapiera dech, ale sprawia, że człowiek się zatrzymuje, z wrażenia nie panując nad tym, że otwiera usta. Ararat, narodowy symbol Ormian na całym świecie, widać z większej części kraju, ale sama góra jest – co wydaje się niewiarygodne – ponad 30 kilometrów od granicy państwa, w Turcji. Po ciągle żywym wspomnieniu ludobójstwa dokonanego przez Turków w latach 1915–1917, ta góra poza granicami Armenii to symbol nieustającej tęsknoty, bólu, odzwierciedlenie ciężkich losów narodu, którego historia nie oszczędzała, i którego historyczną ojczyzną był kiedyś znacznie rozleglejszy obszar.
Nie unikniemy też rozmów o tym niemal każdego dnia pobytu w Armenii, a Ormianie będą uważnie patrzeć na nasze reakcje – światowy polityczny handel o uznanie mordu za ludobójstwo to tutaj krwawiąca rana. Jest zresztą faktem, iż sami niewiele o tym wiemy – pogromy i masakry Ormian w imperium osmańskim to nie tylko lata I wojny. Zaczęły się już w 1894 roku i nie dotyczyły tylko wschodnich rubieży Turcji – Ormianie byli narodem handlowców, mieszkali w całym kraju, pogromów dokonywano także w Stambule i poza dzisiejszymi granicami Turcji, np. w Syrii, która wówczas należała do imperium.
Erywań jest miastem górzystym, bo i cała Armenia jest państwem górzystym. Z wyjątkiem starego centrum Erywań jest tak „nierówny", że nawet narodowy stadion w większej części „wisi" na palach. Nazwy „Armenia" i „Ormianie" to jeden ciąg nieporozumień. Nazwa kraju pochodzi bez wątpienia od niemających nic wspólnego z Ormianami Aramejczyków, starożytnego semickiego ludu, którego przedstawiciele gościli często na ziemiach historycznej Armenii. Aramejczycy jako w miarę osobny byt z okolic Damaszku i Aleppo zniknęli z kart historii ok. VIII w. p.Chr., a ich główni prześladowcy, Asyryjczycy, zaczęli tak nazywać Ormian.
Armenia dopiero się wykluwała, znajdowała się wówczas w granicach potężnego państwa Urartu. Jego władcy założyli w VII wieku p.Chr. Erywań – dziś stolicę Armenii. Starałem się dociec, dlaczego polska Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych uznaje za jedynie poprawną pisownię w wersji „Erywań", skoro większość z nas pewnie używa określenia „Jerewań". Nie tylko dlatego, iż tak się mówiło z rosyjska, ale też dlatego, iż w ormiańskim nazwa miasta zaczyna się po prostu od osobnej spółgłoski „j". Sami Ormianie zwą się Hajami, od Haika, prawnuka Noego, a własny kraj nazywają Hajastanem, choć sufiks „-stan" wskazuje na perskie pochodzenie tego określenia. Nawet w języku polskim konfundujemy staropolską nazwę „Ormianie" z bardziej współczesną „Armeńczycy". Mnie ta stara wersja zdecydowanie bardziej się podoba.