Od 1 stycznia mamy dwie nowe ustawy: o komornikach sądowych i kosztach komorniczych. Zakłada się, że odzyskiwanie długu ma być tańsze, szybsze i łatwiejsze. Czy tak się stanie pokaże przyszłość. Dopiero wierzyciele się wypowiedzą i ocenią noworoczne zmiany w zakresie egzekucyjnym. W swoim czasie w niektórych rejonach świata posyłano notorycznym dłużnikom ostatnie ostrzeżenie. Mówiono, że to najlepsza forma odzyskiwania długu. Bywał to np. okrwawiony łeb konia („Ojciec chrzestny") albo martwa ryba z plikiem banknotów w szczękach (Cosa Nostra). Dziś jest już inaczej. I całe szczęście. To powód do radości nie tylko dla komorników, ale i przedstawicieli firm windykacyjnych. Ich robota jest przyjemniejsza i oczywiste, że bardziej humanitarna. Ale „złe" nie próżnuje. Próbuje atakować, wykorzystując często nowoczesne technologie stosowane na przykład nocną porą. Takie dręczące esemesy czy telefony, które wzywają do uregulowania zadłużenia należy uznać za bezprawne. Windykatorzy mogą zapłacić za to spore odszkodowanie. To po prostu uporczywe nękanie, czyli wzbudzanie poczucia zagrożenia sfery wolności i prywatności. Jest ono niezgodne z zasadami współżycia społecznego i dobrymi obyczajami. Tak uważają sądy, i nie tylko one. I chyba na tym właśnie polega postęp i łagodzenie obyczajów, nawet tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze, jasne że duże pieniądze, które potrafią też zamącić w stosowanych procedurach.
Więcej szczegółów w tekście Mateusza Adamskiego „Firma zapłaci za nieprzespane noce na Hawajach".
Zapraszam do lektury także innych artykułów w najnowszym numerze „Biznesu".