Przyczynkiem do napisania tej krótkiej polemiki jest artykuł autorstwa mec. Małgorzaty Zarychta – Surówki oraz sędziego dr Wiesława Zarychta , w którym autorzy przedstawili koncepcję o zasadności wprowadzenia do procedury sądowej przysięgi na Biblię, zamiast obecnego przyrzeczenia. Autorzy argumentują, że taka zmiana nie tylko odpowiada sytuacji, w której 90% obywateli RP jest katolikami, ale także że jej skutkiem (wskutek większej rangi takiej przysięgi) będzie zmniejszenie się rozmiaru krzywoprzysięstwa.
Ze stanowiskiem autorów niestety zgodzić się nie mogę i to z kilku przyczyn.
Sakramenty z woli rodziny
Po pierwsze bowiem zauważyć należy, że o ile w istocie 90% Polaków deklaruje, że jest katolikami, to w rzeczywistości jest to grupa złożona z dwóch podgrup – „wierzących i praktykujących" oraz „wierzących, ale niepraktykujących". Przeprowadzone zresztą badania przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego wskazują, że grupa „wierzących i praktykujących" to tylko ok. 41% . Tak więc jest to mniej niż połowa deklarujących się jako katolicy. Pamiętać również należy o tym, że tak naprawdę ogromna rzesza katolików jest nimi tylko statystycznie, zaś praktycznie jedynie od przypadku do przypadku (chrzciny, wesela, śluby, pogrzeby). Wielu młodych przyjmuje sakramenty z woli rodziny, bądź dlatego, że po prostu tak wypada, bo takie jest oczekiwanie. I najczęściej na sakramencie bierzmowania ich związek z Kościołem się kończy. Wydaje się zatem, że teza autorów, o ile statystycznie jest poprawna, to w istocie jednak nie dowodzi niczego i argumentem za wprowadzeniem Biblii do sądownictwa powszechnego być nie może.
Po drugie trzeba także zwrócić uwagę na kwestię następującą, a mianowicie co z tymi obywatelami RP, którzy wiary katolickiej nie wyznają? Czy też mają składać przysięgę na Biblię? Osobiście sobie nie wyobrażam, by Polak będący muzułmaninem miał i przede wszystkim chciał przysięgać na Biblię. Co zatem pozostaje? Taka osoba nie składałaby zapewne przysięgi lecz przyrzeczenie. Ale czy przez to mielibyśmy traktować ją jako świadka mniej wiarygodnego, skoro złożył tylko przyrzeczenie rangi oczywiście niższej niż przysięga na Biblię? To znowu również wydaje się nieuprawnione, bowiem katolik nie ma monopolu na uczciwość i prawdomówność. Te bowiem cechy człowiek posiada niezależnie od wyznania czy też jego braku. A skoro już o braku wyznania mowa, to na co miałby przysięgać ateista? Bo zakładam, że ewentualnym celem wprowadzenia Biblii do sądownictwa nie będzie wyłączenie ateistów od prawa bycia świadkiem czy biegłym. Chyba, że w ocenie autorów, mielibyśmy przymuszać każdego, niezależnie od wyznawanej wiary, by przysięgał z dłonią na Biblii? Jednak chyba nie tędy droga.
Niezależnie jednak od powyższego obawiałbym się pewnego rodzaju dysonansu, gdybyśmy zaczęli dzielić świadków i biegłych na katolików i nie-katolików. Taki rozdźwięk nie prowadziłby do niczego, a zarazem niepotrzebnie wprowadzałby nieunikniony przecież podział na lepszych i gorszych, bo przecież tak zaczęto by postrzegać ostatecznie tych składających przysięgę i tych składających przyrzeczenie.