Rz: Czy młodzi prawnicy mają szansę utrzymać się na rynku?
Krzysztof Stępiński, adwokat: Oczywiście, choć wiem, że początki bywają trudne. Sam byłem w podobnej sytuacji, gdy przed czterdziestym rokiem życia postanowiłem odejść z zawodu sędziego na rzecz praktyki adwokackiej. Nikt mi wtedy nie pomógł. Moje wcześniejsze doświadczenie zawodowe nie miało już znaczenia. Dlatego młodym radzę, by nie oglądali się na innych i liczyli tylko na siebie.
Ale dzisiaj jest trudniej. Mam nieodparte wrażenie, że rynek usług adwokackich wszystkich nie wyżywi. Wielu nie przebije się, co niespecjalnie mnie dziwi, bo dzisiaj bardzo łatwo zostać wpisanym na listę adwokatów, jednak wpis talentu i wiedzy nie zastąpi.
Jak pan sobie poradził? Jak pan znalazł klientów?
Byłem cierpliwy. Brałem urzędówki, chodziłem na dyżury do sądu, dyżurowałem w zespole, bo wtedy zdarzali się klienci z ulicy. Nigdy jednak nie przyjmowałem spraw, na których się nie znałem. W ten sposób zawęziłem oczywiście swoje możliwości zarobkowania, ale nie eksperymentowałem na klientach. Specjalizację doradzam także dzisiaj, choć władze adwokatury dystansują się od problemu. Nie wolno brać każdej sprawy. Przykładem dobrze pojmowanej specjalizacji są wielkie kancelarie sieciowe. Nie znam dużej, liczącej się na rynku kancelarii, w której pracowaliby koledzy specjalizujący się we wszystkim.