Prof. Andrzej Dziadzio: Trybunał nie dochował rzetelności i bezstronności

prof. Andrzej Dziadzio | Żądania, aby prezydent odebrał ślubowanie od trójki sędziów wybranych przez Platformę Obywatelską, są całkowicie bezpodstawne, wręcz podżegają do złamania konstytucji – mówi profesor w rozmowie z Markiem Domagalskim

Aktualizacja: 01.02.2016 13:48 Publikacja: 01.02.2016 08:13

Prof. Andrzej Dziadzio: Trybunał nie dochował rzetelności i bezstronności

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz

Rz: Jest pan, panie profesorze, znawcą ustroju i prawa monarchii habsburskiej, która, jak czytałem w pana artykule w „Forum Prawniczym", jest ojczyzną Trybunału Konstytucyjnego. Zdaje się, że wymyślili go ówcześni liberałowie, by blokować konserwatywno-narodowy obóz polityczny.

prof. Andrzej Dziadzio: W przywołanym przez pana artykule celowo nawiązałem do koncepcji sądu konstytucyjnego Georga Jellinka, bo powstała ona z motywacji czysto politycznych. Chodziło o stworzenie instrumentu prawnego, dzięki któremu liberałowie, po utracie władzy, mogliby przeciwstawić się programowi politycznemu nowej większości parlamentarnej. Hamulcem miała być konstytucja z 1867 r., która była projekcją ich poglądów na państwo. Sądzili zatem, że utworzenie sądu konstytucyjnego, który badałby prewencyjnie zgodność ustaw i uchwał parlamentu z liberalną konstytucją, powstrzyma skutecznie nową większość parlamentarną przed realizacją własnej wizji państwa.

Czy status polskiego TK zdradza podobne motywacje jego kreatorów?

Gdy tworzono za rządów junty Jaruzelskiego w 1985 r. Trybunał Konstytucyjny, jego twórcom taka myśl z pewnością nie przyświecała, bo przecież orzeczenia TK mogły być większością 2/3 głosów oddalane przez Sejm. Obecną wysoką pozycję ustrojową Trybunał otrzymał dopiero w konstytucji z 1997 r., uzyskując jako ustawodawca negatywny władzę kształtowania polityki państwa. I w tym przypadku odpowiedź może być już mniej przecząca, gdy przypomni się fakt, że wtedy na scenie politycznej dominowała postkomunistyczna lewica i to właśnie z jej walnym udziałem doszło do opracowania konstytucji. Czy zatem demokracja konstytucyjna, z jaką mamy dzisiaj do czynienia i na straży której stoi właśnie TK, w zamyśle jej twórców miała wykluczyć inny model demokratycznego państwa niż liberalno-lewicowa jego wizja – to pytanie pozostaje otwarte. Skłonny byłbym jednak przyznać rację tym, którzy uważają, że obecny model ustrojowy się wyczerpał i pora przystąpić do prac nad nową konstytucją.

Spójrzmy na ostatnie wydarzenia, poczynając od przyśpieszenia pod koniec kadencji prac nad ustawą o TK, i „skoku na Trybunał" w maju br., czyli umożliwienia wyboru przez stary Sejm ekstra dwóch sędziów, których winien wybrać obecny. Jak pan ocenia tę akcję: głupota, jak powiedział prezes TK Andrzej Rzepliński, czy coś więcej?

Doprawdy trudno zrozumieć, jak prawnik mógł wymyślić konstrukcję prawną, która dawałaby Sejmowi danej kadencji wybór sędziów TK daleko do przodu. Szkoda, że prezes Andrzej Rzepliński nie użył wówczas swego autorytetu, by zapobiec temu prawniczemu absurdowi. Myślę jednak, że w tym prawniczym szaleństwie była jednak metoda. Po pierwsze, nie było do końca pewne, czy Sejm poprzedniej kadencji zdąży z wyborem sędziów TK na miejsce ustępujących 6 listopada 2015 r. Pamiętajmy, że zgodnie z regulaminem Sejmu termin do zgłaszania kandydatów upływał 7 października, a procedura zgłaszania kandydatów przez grupy co najmniej 50 posłów mogła znacznie wydłużyć proces wyboru i nie zakończyć go na ostatnim posiedzeniem Sejmu, czyli dwa dni później. Dlatego zdecydowano się na inny termin zgłaszania kandydatów, który umożliwił wybór awansem jeszcze dwóch sędziów. Przekonano więc część opozycji, tj. SLD, by zgodziła się na takie rozwiązanie w zamian za możliwość przedstawienia własnego kandydata, ale już z grupy spoza ścisłej trójki.

Przemyślana kalkulacja?

Odebranie konkurentom politycznym wpływu na obsadę TK było wspólnym celem wszystkich sił, które nie chciały dopuścić prawicy do władzy. Myślę, że zakładały, że po wyborach powstanie blok zdolny się jej przeciwstawić i uda się skłonić prezydenta do przyjęcia ślubowania od wybranych pięciu sędziów. Wtedy TK, badając niezgodność art. 137 ustawy z ustawą zasadniczą musiałby umorzyć sprawę ze względu na utratę mocy obowiązującej przepisu, i wybrani sędziowie mogliby spokojnie orzekać.

TK przyznał niekonstytucyjność podstawy wyboru dwóch kandydatów (zgłoszonych przez SLD i PSL), ale podstawy wyboru, czyli osławionego art. 137, nie uchylił w stosunku do trzech kandydatów PO.

Punkt wyroku TK z 3 grudnia 2015 r., w którym uznano art. 137 w zakresie, w jakim dotyczył trójki sędziów, za konstytucyjny, a w stosunku do pozostałej dwójki za niekonstytucyjny, jest kontrowersyjny i nie wytrzymuje krytyki. Moim zdaniem TK w tym przypadku nie miał podstaw do wydania wyroku zakresowego, a czyniąc to, dopuścił się przekroczenia konstytucyjnych granic orzeczniczej kompetencji. Artykuł 137 był niezgodny z konstytucją dlatego, że naruszył konstytucyjną przesłankę indywidualnego wyboru sędziów TK właśnie przez to, że wprowadził termin do zgłaszania kandydatów odniesiony nie do daty upływu kadencji sędziów, jak tego wprost wymaga konstytucja, ale daty wejścia w życie ustawy. I ten niekonstytucyjny sposób określenia procedury wyboru sędziów dotyczył w równym stopniu wszystkich pięciu sędziów. Przedstawiając to obrazowo, i może nieco trywialnie, na mocy takiej redakcji przepisu wszyscy kandydaci zostali wrzuceni do jednego worka. Ich sytuacja prawna została więc ukształtowana na podstawie tych samych zasad procedury wyborczej. Dlatego też wybór nie miał charakteru indywidualnego wobec żadnego z nich, nie był więc skuteczny w stosunku do wszystkich wybranych osób.

Czy ich „podzielenie" przez TK ma jakiś sens? Jaki jest status trójki PO?

Jeśli TK w wyroku zróżnicował ich sytuację prawną, to przekroczył zakres właściwości z tego powodu, że z badania konstytucyjności przepisu prawnego przeszedł na płaszczyznę kontroli stosowania prawa, czyli sprawdzenia zgodności z konstytucją podjętych przez Sejm poprzedniej kadencji uchwał o wyborze sędziów. Trybunał stwierdził wprost w uzasadnieniu wyroku, że poddał badaniu „sekwencję czynności zmierzających do wyboru sędziów". Tego nie mógł zrobić, bo jest sądem prawa, a nie faktów. Moim zdaniem trójka osób wybranych na stanowisko sędziego TK nie ma statusu sędziów w pełnym znaczeniu tego słowa, jak chce TK, bo ich wybór dotknięty był wadami prawnym i proceduralnymi.

Obrońcy TK mówią, że prezydent powinien odebrać ślubowanie od tamtej trójki.

Takie żądanie formułowane pod adresem prezydenta jest całkowicie bezpodstawne i w rzeczywistości jest podżeganiem, że użyję mocnego słowa, do złamania konstytucji. W świetle tego, co powiedziałem wcześniej, prezydent miał wszelkie podstawy konstytucyjne do tego, by wstrzymać się z przyjęciem ślubowania od całej piątki osób wybranych na stanowisko sędziego TK. Skoro bowiem ustawa o TK przyznała mu uprawnienie do przyjmowania ślubowania, to w jego wypełnieniu musi kierować się także przyznaną mu w ustawie zasadniczej kompetencją do czuwania nad przestrzeganiem konstytucji. Tego, że prezydent może wstrzymać się z przyjęciem ślubowania, nie zanegował przecież TK w uzasadnieniu swojego wyroku. Uderza tylko wybiórczość traktowania konstytucyjnych przesłanek takiego działania prezydenta. Bo TK takie uprawnienie przyznaje prezydentowi RP, w razie gdyby Sejm wybrał kandydatów nieodpowiednią większością głosów lub gdyby osoba wybrana nie miała zdolności do pełnienia funkcji sędziego TK – taki przypadek zresztą zachodził w przypadku jednej z osób. Natomiast nie wiadomo, dlaczego TK odmawia takiego uprawnienia w oparciu o konstytucyjną przesłankę wyboru indywidualnego, i nie bacząc na to, domaga się od prezydenta „niezwłocznego" przyjęcia ślubowania od trójki sędziów, tj. niezwłocznie po ich wyborze przez Sejm, co też przecież musiałoby dotyczyć dwóch pozostałych osób. Z tym punktem orzeczenia TK trudno się zgodzić, bo przeczy on zarówno przyjmowanej do tej pory wykładni przepisów konstytucji, jak i praktyce konstytucyjnej. Nie chcę wnikać w motywacje, jakim kierowali się sędziowie TK .

Nie może więc prezydent odebrać ślubowania od trójki PO?

Oczywiście w obecnym stanie prawnym prezydent nie ma żadnej możliwości przyjęcia ślubowania od tamtej trójki z uwagi na powstanie nowych okoliczności. Nowy Sejm bowiem w podjętych uchwałach stwierdził brak mocy wiążącej uchwał o wyborze dokonanym przez poprzedni Sejm i tym samym otworzył sobie drogę do skutecznego wyboru pięciu sędziów, od których prezydent przyjął ślubowanie, wykonując wolę Sejmu. W moim przekonaniu są oni legalnie wybranymi sędziami TK.

Czy Sejm miał prawo uchwalić utratę mocy wyboru starej piątki i wybrać nową?

To jest chyba najbardziej kluczowe pytanie w całej sprawie. Otóż stawiam TK zarzut, że nie przeprowadził rzetelnej oceny charakteru prawnego uchwał Sejmu VIII kadencji, przyjmując ex cathedra, bez zbadania dokumentacji związanej z wyborem sędziów przez Sejm VII kadencji, że procedura wyboru była w pełni prawidłowa. Wadliwość uchwał o wyborze sędziów Sejmu poprzedniej kadencji polegała na tym, że przeprowadził on procedurę wyboru na podstawie przepisów zaczerpniętych z dwóch aktów prawnych, tj. regulaminu Sejmu i ustawy TK.

Czemu to mogło służyć?

Powód był prosty. Zgłoszenie kandydatów dokonane przez Prezydium Sejmu oparto na przepisie regulaminu, bo posługiwał się on alternatywą wykluczającą w tym znaczeniu, że jeśli kandydatów zgłosiło Prezydium, to tym samym nie mogła zgłoszenia dokonać grupa co najmniej 50 posłów. Natomiast przepis ustawy dawał prawo do zgłoszenia kandydatów zarówno Prezydium Sejmu, jak i grupie posłów. Wcześniej na tę niezgodność regulaminu i ustawy nie zwrócono uwagi dlatego, że kandydatów wskazywały grupy posłów, co było zgodne zarówno z regulaminem, jak i z ustawą. Przejście zatem na przepisy regulaminowe dawało ówczesnej większości rządowej zachowanie pełnej kontroli nad zgłaszaniem kandydatów. Poza tym doszło do złamania zwyczaju parlamentarnego, do tej pory bowiem zawsze kandydatów zgłaszały grupy posłów i to w liczbie przekraczającej miejsca do obsadzenia. Dokonany wówczas wybór nie był de facto wyborem, ale plebiscytem poparcia zgłoszonych kandydatów. Już jednak termin do zgłoszenia kandydatów zastosowano z powołaniem się na przepis ustawy, bo był on zdecydowanie korzystniejszy: wydłużał czas dokonania wyboru i zapewnił wybór „nadprogramowej" liczby sędziów. Każdy, kto ma choćby elementarne pojęcie o prawie, musi przyznać, że organ stosujący prawo nie może tak żonglować przepisami, jak jest mu wygodnie.

Czy te zabiegi były wystarczającą wadą, by nowy Sejm poprawiał stary?

Moim zdaniem obecny Sejm miał prawo w drodze uchwały stwierdzić brak mocy prawnej wyboru poprzedniego Sejmu w razie ustalenia poważnych uchybień w stosowaniu przepisów przy wyborze sędziów TK. Prawa tego zresztą Sejmowi nie odmawia TK w uzasadnieniu decyzji o umorzeniu postępowania w sprawie zaskarżonych uchwał, o których rozmawiamy, ale proponuje inną formę prawną zajęcia stanowiska w sprawie uchylenia się od skutków wadliwie podjętej konwencjonalnej czynności prawnej, jaką jest także wybór sędziów TK.

Czy Trybunał, panie profesorze, jest w tym sporze bezstronny?

Niestety, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że TK naruszył standard rzetelności i bezstronności, jaki powinien cechować jego orzecznictwo. Krytykując orzeczenie z 3 grudnia 2015 r., podniosłem, że TK dopuścił się także przekroczenia zakresu właściwości, uzasadniając pogląd o tym, że może badać konstytucyjność art. 137, mimo że ten przepis powinien być potraktowany jako nieobowiązujący. Nurtuje mnie pytanie o motywacje sędziów TK. Umarzając bowiem w zaistniałej sytuacji zarzut o niekonstytucyjności art. 137, do czego mieli prawo, przyczyniliby się do załagodzenia konfliktu o TK.

Jak pan ocenia propozycję prezesa Rzeplińskiego (na łamach „Rz"): niech prezydent zadeklaruje powołania na zwalniane miejsca trójki PO, to prezes dopuści do orzekania trójkę PiS?

Prezes TK powinien zdawać sobie sprawę, że prezydent takiej możliwości nie ma, chyba że o obowiązującym prawie nie decydują ustawy, tylko wola samego pana prezesa. Natomiast nie wykluczam, że rządząca większość parlamentarna w geście dobrej woli dokona w kwietniu wyboru kandydata zgłoszonego przez grupy posłów opozycji. Ale w takim przypadku na stanowisko sędziego nie może być wybrana żadna osoba z poprzedniej trójki, bo w świetle orzeczenia TK są oni sędziami TK. Konstytucja z kolei zakazuje ponownego wybrania tej samej osoby.

Prof. Andrzej Dziadzio jest kierownikiem Katedry Powszechnej Historii Państwa i Prawa UJ, członkiem Komitetu Nauk Prawnych PAN oraz znawcą konstytucjonalizmu austriackiego i niemieckiego

Rz: Jest pan, panie profesorze, znawcą ustroju i prawa monarchii habsburskiej, która, jak czytałem w pana artykule w „Forum Prawniczym", jest ojczyzną Trybunału Konstytucyjnego. Zdaje się, że wymyślili go ówcześni liberałowie, by blokować konserwatywno-narodowy obóz polityczny.

prof. Andrzej Dziadzio: W przywołanym przez pana artykule celowo nawiązałem do koncepcji sądu konstytucyjnego Georga Jellinka, bo powstała ona z motywacji czysto politycznych. Chodziło o stworzenie instrumentu prawnego, dzięki któremu liberałowie, po utracie władzy, mogliby przeciwstawić się programowi politycznemu nowej większości parlamentarnej. Hamulcem miała być konstytucja z 1867 r., która była projekcją ich poglądów na państwo. Sądzili zatem, że utworzenie sądu konstytucyjnego, który badałby prewencyjnie zgodność ustaw i uchwał parlamentu z liberalną konstytucją, powstrzyma skutecznie nową większość parlamentarną przed realizacją własnej wizji państwa.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Prawne
Prof. Pecyna o komisji ds. Pegasusa: jedni mogą korzystać z telefonu inni nie
Opinie Prawne
Joanna Kalinowska o składce zdrowotnej: tak się kończy zabawa populistów w podatki
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?