Prostota czy prostactwo, a może deficyt wykształcenia klasycznego i związanej z nim pogańskiej przyzwoitości?
Najpierw wyjaśnienie tytułu. Pierwsze to wspomnienie z własnej, odległej przeszłości: jako uczeń pierwszej klasy gorlickiego liceum im. M. Kromera (miałem wtedy 13 lat) powiedziałem na lekcji języka polskiego, dokonując oceny literatury polskiego klasycyzmu, że „poezja biskupa Adama Naruszewicza wyróżnia się prostactwem treści i stylu". Chodziło mi oczywiście o prostotę twórczości Poety (tak też to odebrał mój polonista), w tym czasie jednak niuanse językowe były mi obce. Niemniej, do dzisiaj odczuwam wstyd z powodu owej wpadki językowej (lapsus linguae), choć oczywiście w kronikach nie ma o tym wzmianki.
Wcale nie wszyscy
Drugi człon tytułu nawiązuje do ironicznej wypowiedzi Heinricha Heinego, zamieszczonej w przedmowie do własnego zbioru poezji z 1843 r. „Deutschland. Ein Wintermärchen" (Niemcy. Baśń zimowa), która w swobodnym tłumaczeniu znaczy, że „publiczność/widownia Arystofanesa składała się wprawdzie z samych ślepych pogan, mieli oni jednak wszyscy – w odróżnieniu od nas, współczesnych ludzi – dobre klasyczne wykształcenie i dostosowaną do niego moralność/obyczajność (Sittlichkeit)". Aktualizując tę myśl, dodam, że gdyby jakimś cudem zmartwychwstały Heine wypowiedział głośno te słowa w Polsce anno Domini 2016 r., zostałby zapewne pobity przez jakiegoś prawdziwego Polaka-katolika, bo przecież taki pogląd a) obraża naszą (wielko)narodową dumę, b) wyszedł z ust, o zgrozo, Niemca i Żyda zarazem.
I jeszcze usprawiedliwienie. Niektórzy czytelnicy mogą mi zarzucić, że nie mówię własnym językiem, że zbyt często cytuję wypowiedzi zwłaszcza starożytnych myślicieli. Jest to jednak wyraz głębokiego przekonania, będącego wynikiem długoletniego zainteresowania antropologią grecką i klasycznym prawem rzymskim, że w tych właśnie dziedzinach wszystko, co ważne, zostało już powiedziane. Przewrotnie, dobrze ilustruje to sarkastyczna uwaga M. T. Cycerona (żył w latach 106–43 ante Christum natum, zabity ze względów politycznych na rozkaz M. Antoniusza), że „nie można powiedzieć niczego, największego nawet głupstwa, które nie zostałoby już powiedziane przez jakiegoś filozofa lub polityka (Nihil tam absurde dici potest, quod non dicatur ab aliquo philosophorum vel politicorum)".
Rzeczywiście, głupstw, którymi karmią nas dzień i noc politycy, jest – jak miłosierdzia boskiego – nieskończenie wiele. I to na wszystkich szczeblach władzy, nawet tych najwyższych, co rodzi szczególny smutek, czasami także politowanie, a nawet odrazę. A teraz dowody, ułożone według rangi ich autorów.