Syryjka zdumiała się wysokością sumy i nabrała podejrzeń, że chodzi o łapówkę. Głos w telefonie zapewnił jednak, że to opłata za przyspieszenie spotkania w szwedzkiej ambasadzie w Jordanii. Kobieta odradziła też Lubnie opowiadania o „ofercie", bo to prowadziłoby tylko do opóźnienia całej procedury.
Sprawa rzeczywiście nie cierpiała zwłoki. Lubna ubiegała się bowiem o wizę do Szwecji w ramach łączenia rodzin. Jej mąż, który przedostał się wcześniej do Szwecji przez Morze Śródziemne, otrzymał tu już stały pobyt. Na rozmowę w ambasadzie, która legitymizowała wystąpienie o szwedzką wizę, trzeba było czekać półtora roku. Istniało zatem ryzyko, że starszy syn Lubny zdążyłby w tym okresie ukończyć 18. rok życia. To zaś oznaczało, że jako dorosły traciłby prawo do starania o stały pobyt razem ze swoimi bliskimi. Czas determinował los rozproszonej po świecie rodziny i Lubna licznymi telefonami i majlami monitowała ambasadę, by jak najszybciej załatwić sprawę.