Zmiany w zamówieniach publicznych

Czy jest szansa na bezbolesną elektronizację przetargów?

Publikacja: 14.04.2018 12:30

Zmiany w zamówieniach publicznych

Foto: Adobe Stock

Nieuchronnie zbliża się 18 kwietnia, który zwiastuje kolejną rewolucję w systemie zamówień publicznych w Polsce. Od tego dnia bowiem, zgodnie z dobrze ukrytymi w tekście ustawy przepisami przejściowymi, trzeba będzie składać jednolity europejski dokument zamówienia (JEDZ) przy użyciu środków komunikacji elektronicznej.

Już dziś zamawiający rozważają wstrzymywanie się z zamówieniami do czasu ustabilizowania się potencjalnie groźnej sytuacji. Przypomina to okres zastoju w przetargach na przełomie 2016 r., kiedy w życie wchodziła duża nowelizacja prawa zamówień publicznych, a zamawiający martwili się o prowadzone postępowania. Jak przy każdej tego rodzaju zmianie, wiele przetargów zostało w pośpiechu „wypchniętych" w postaci ogłoszeń sprzed daty nowelizacji, a z wieloma zamawiający wstrzymali się do czasu przyswojenia nowych reguł.

W znowelizowanej ustawie przewidziano kilka niespodzianek dla co bardziej wnikliwych, szczególnie w przepisach przejściowych. To tu ustawodawca, świadomie bądź nie, ukrył postanowienia dotyczące obowiązku komunikacyjnego.

Kwestię elektronizacji i nowych zasad komunikacji z zamawiającym uważnie śledzimy już od wczesnych wersji aktualnej ustawy ustawy, tj. druku nr 366 i uzasadnienia do niego (jego najnowsza dostępna wersja pochodzi z lutego 2016 r.). Jako jeden z głównych powodów obowiązkowej elektronizacji ustawodawca wskazywał wtedy konieczność zachowania integralności danych oraz poufności ofert i wniosków o dopuszczenie do udziału w postępowaniu. W jaki sposób elektronizacja miałaby wpływać na zachowanie integralności i poufności ofert – tego w lakonicznym uzasadnieniu nie podano. A szkoda, bo kwestia zastrzeżenia tajemnicy przedsiębiorstwa i ograniczenia dostępu do zarchiwizowanych dokumentów to wciąż punkty zapalne w dyskusji o e-zamówieniach.

Na ratunek ustawodawcy

Wkrótce po wejściu w życie teraz obowiązującego Prawa zamówień publicznych (pzp) zmieniono brzmienie newralgicznego art. 10a ust. 5. Może więc dobrze się stało, że ustawodawca nie rozwodził się zbytnio nad uzasadnieniem użytych sformułowań. W pierwotnej wersji przewidziano bowiem, że oferty, wnioski i oświadczenia, w tym jednolity dokument, sporządza się w postaci elektronicznej i podpisuje bezpiecznym podpisem elektronicznym weryfikowanym przy pomocy ważnego kwalifikowanego certyfikatu lub równoważnego środka, spełniającego wymagania dla tego rodzaju podpisu. Problem pojawił się już na etapie próby ustalenia, co należy rozumieć przez „równoważny środek" – o tym uzasadnienie oraz późniejsze komentarze do pzp znamiennie milczą.

Krótka historia sukcesu

Na początku października 2016 r. w życie weszły przepisy o usługach zaufania publicznego, do których należało dostosować brzmienie pzp. To dlatego równolegle trzeba było zastąpić pojęcie bezpiecznego podpisu elektronicznego „weryfikowanego ważnym kwalifikowanym certyfikatem" sformułowaniem „kwalifikowany podpis elektroniczny". Tym samym kwalifikowany podpis elektroniczny z państw członkowskich UE stał się równoważny podpisowi własnoręcznemu, a polski ustawodawca uniknął tłumaczenia się z kłopotliwego „równoważnego środka".

Debata nad kwalifikowanym podpisem elektronicznym to tylko jeden z aspektów szeroko komentowanej elektronizacji przetargów. Drugi to rozmowa o profilu zaufanym ePUAP, którego użyteczność rozwinęła się nadspodziewanie od chwili wprowadzenia rządowego programu 500+. Za pomocą ePUAP można szybko, bez wychodzenia z domu i bezpłatnie, komunikować się z administracją. Masowo wykorzystano to narzędzie właśnie do wysyłania wniosków o przyznanie zasiłku 500 zł na dziecko.

Przez ePUAP przedsiębiorcy mogą wysyłać także inne wnioski, np. do urzędu skarbowego czy ZUS, czyli uzyskać dostęp do wielu dokumentów wymaganych w procedurze przetargowej. ePUAP zapewne byłby sukcesem już znacznie wcześniej, gdyby uprzednio nie trzeba było, osobiście w punkcie potwierdzającym, potwierdzać profilu zaufanego. Bez niego korzystanie z ePUAP nie byłoby w ogóle możliwe. Jednak to dzięki rządowemu programowi wsparcia rodzin banki zorientowały się, że są w stanie przyciągnąć do siebie klientów, co więcej – zasobniejszych o nowe comiesięczne środki z 500+. Dlatego to właśnie banki umożliwiły weryfikowanie tożsamości w systemie ePUAP poprzez dane z logowania do systemu bankowości elektronicznej.

Decyzja o konieczności stosowania w zamówieniach publicznych elektronicznego podpisu kwalifikowanego zamyka jednak szanse na skorzystanie z ePUAP, mimo rosnącej popularności i systematycznego „oswajania" go przez Polaków. Podobnie zmiany prawne postawiły zaporę przed świetnie rozwijającymi się komercyjnymi systemami e-podpisu, chociażby takimi jak rodzime AUTENTI. To wszystko za sprawą usunięcia możliwości posługiwania się „równoważnym środkiem", przewidzianej w pierwotnym brzmieniu przepisu pzp. Ze szkodą dla przećwiczonych już przez biznes systemów i narzędzi, w e-zamówieniach na placu boju został już tylko „kwalifikowany podpis elektroniczny".

Popularny nie znaczy dopuszczalny

Stawiamy tezę, że przymusowa elektronizacja od 18 kwietnia wywoła na rynku sporo zamieszania i szkód. Jak każda nowinka spowoduje, że wielu wykonawców z drugiego czy nawet dalszego miejsca będzie próbowało uzyskać zamówienie np. poprzez korzystny wyrok przed Krajową Izbą Odwoławczą. Zapewne kłopoty z nadmiernie sformalizowanym „kwalifikowanym podpisem elektronicznym" niejednokrotnie, przynajmniej w początkowej fazie spowodują, że budżet krajowy czy samorządowy straci na wyborze mniej korzystnej oferty tylko dlatego, że ten „najkorzystniejszy" wykonawca po prostu nie podoła aspektom technicznym. Wszyscy zapłacimy za to kilka ładnych milionów. Rodzi się więc pytanie, czy przymusowość elektronizacji w wersji z „kwalifikowanym podpisem elektronicznym", nie mogła być fakultatywna np. przez najbliższe pół roku. Byłoby to dobre rozwiązanie i pierwsza z szans na względnie bezbolesną elektronizację.

Dwuetapowość elektronizacji zamówień publicznych sama w sobie jest zresztą dość kuriozalna. Otóż po 18 kwietnia wykonawcy będą wysyłać „papierową" ofertę i elektronicznego JEDZ. Racjonalność takiego rozwiązania jest względna. Ale ten kij też ma dwa końce. Siłą rzeczy okres od 18 kwietnia do 18 października 2018 r., kiedy wielkie dzieło elektronizacji ma się wreszcie dopełnić, będzie okresem „testowym". Wszak wysyłany elektronicznie JEDZ jest dokumentem „uzupełnialnym" w trybie art. 26 ust. 3 pzp.

A na koniec nieśmiały pomysł: przepisy o elektronizacji od 18 kwietnia przewidują wiele wyjątków. Można dalej działać bez elektronizacji np. kiedy wdrożenie komunikacji elektronicznej wymagałoby użycia specjalistycznego sprzętu, którym zamawiający nie dysponuje. Na tę przesłankę może powołać się niemal każdy. Trudno też wyobrazić sobie kontrolę prawidłowości skorzystania z tego wyjątku. Może to kolejna szansa na bezbolesną elektronizację?

Magdalena Maksimiuk jest prawnikiem w Kancelarii CZUBLUN TRĘBICKI, a Piotr Trębicki jest radcą prawnym i partnerem w tej kancelarii.

Nieuchronnie zbliża się 18 kwietnia, który zwiastuje kolejną rewolucję w systemie zamówień publicznych w Polsce. Od tego dnia bowiem, zgodnie z dobrze ukrytymi w tekście ustawy przepisami przejściowymi, trzeba będzie składać jednolity europejski dokument zamówienia (JEDZ) przy użyciu środków komunikacji elektronicznej.

Już dziś zamawiający rozważają wstrzymywanie się z zamówieniami do czasu ustabilizowania się potencjalnie groźnej sytuacji. Przypomina to okres zastoju w przetargach na przełomie 2016 r., kiedy w życie wchodziła duża nowelizacja prawa zamówień publicznych, a zamawiający martwili się o prowadzone postępowania. Jak przy każdej tego rodzaju zmianie, wiele przetargów zostało w pośpiechu „wypchniętych" w postaci ogłoszeń sprzed daty nowelizacji, a z wieloma zamawiający wstrzymali się do czasu przyswojenia nowych reguł.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Maciej Sobczyk: Nowe prawo autorskie. Pierwszy milion trzeba ukraść…?
Opinie Prawne
Jackowski, Araszkiewicz: AI w praktyce prawa. Polska daleko za światowymi trendami
Opinie Prawne
Witold Daniłowicz: Kto jest stroną społeczną w debacie o łowiectwie?
Opinie Prawne
Pietryga: Czy potrzebna jest zmiana Konstytucji? Sądownictwo potrzebuje redefinicji
Opinie Prawne
Marek Dobrowolski: konstytucja, czyli zamach stanu, który oddał głos narodowi
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej