Internauci źle zrozumieli zmiany w przepisach

Przed formułowaniem imperatywnych sądów czasem warto przeczytać całą ustawę

Publikacja: 09.04.2011 04:40

Internauci źle zrozumieli zmiany w przepisach

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Red

Sejm przegłosował ostatecznie 25 marca poprawki Senatu do nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji wdrażającej do polskiego prawa dyrektywę 2010/13/UE z 10 marca 2010 r. o audiowizualnych usługach medialnych. Wobec tego z nowelizacji wykreślone zostały wszystkie przepisy odnoszące się do tzw. audiowizualnych usług medialnych na żądanie, co czyni implementację dyrektywy niepełną.

Końcowemu etapowi procedury legislacyjnej towarzyszyły niespotykane emocje i zainteresowanie społeczne. Przedsiębiorcy internetowi organizowali konferencje prasowe, ostrzegając przed ograniczaniem swobody prowadzenia działalności gospodarczej, poważne media przypisywały Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego (MKiDN) oraz KRRiT zamiar cenzurowania Internetu, w blogach i serwisach społecznościowych protestowano przeciwko ograniczaniu wolności słowa w sieci.

Czy faktycznie istniało niebezpieczeństwo rejestracji wideoblogów i stron internetowych zawierających prywatne filmiki? Czy rzeczywiście nowelizacja groziła koncesjonowaniem Internetu? Czy naprawdę wolność słowa i wolności gospodarcze były zagrożone?

Większość podnoszonych zarzutów wynikała niestety z głębokiego niezrozumienia trudnej materii i niepełnej lektury przepisów przygotowanych przez MKiDN.

Usługi na żądanie

Jednym z podstawowych celów dyrektywy audiowizualnej było objęcie regulacją nie tylko wszystkich usług telewizyjnych, ale również audiowizualnych usług medialnych na żądanie (on-demand). Preambuła dyrektywy (w motywie 24) wskazuje, że cechą tych usług jest to, że przyjmują one formę quasi-telewizyjną (television-like), to znaczy są skierowane do tych samych odbiorców co przekazy telewizyjne, a ich charakter i sposób dostępu do nich daje użytkownikowi podstawy do oczekiwania ochrony regulacyjnej.

Nowelizacja prawa medialnego została nam narzucona przez przepisy unijne. Ewentualne zastrzeżenia co do istoty regulacji powinny być kierowane zatem w pierwszej kolejności do ustawodawcy wspólnotowego, który i tak wybrał wariant łagodniejszy, niż pierwotnie zakładano. Pierwsze przymiarki do dyrektywy przewidywały objęcie regulacją wszystkich materiałów audiowizualnych dostępnych w sieci, dopiero później ograniczono zakres zainteresowania – wbrew wstępnemu stanowisku dużych państw, takich jak Niemcy czy Francja – wyłącznie do medialnych usług na żądanie.

Technologiczna neutralność

Dyrektywa oparta jest na tzw. zasadzie neutralności technologicznej, zgodnie z którą należy zapewnić odbiorcom podstawowy zakres ochrony niezależnie od technicznego sposobu dostarczania treści audiowizualnych. Usługi na żądanie mogą być świadczone przez Internet, sieci kablowe, platformy satelitarne lub w jakikolwiek inny sposób, np. za pomocą sieci mobilnych. Ochrona widza w każdym z tych wypadków powinna być taka sama.

Motyw 11 preambuły dyrektywy dodatkowo wyraźnie wskazuje, iż konieczne jest stosowanie do wszystkich audiowizualnych usług medialnych (a więc zarówno rozpowszechniania telewizyjnego, jak i audiowizualnych usług medialnych na żądanie) przepisów skoordynowanych co najmniej w stopniu podstawowym.

Nasz system zgłoszeniowy (wykaz) nie miał nic wspólnego z  koncesjonowaniem Internetu

Zgodnie z zasadą stopniowalnej regulacji (motyw 58 preambuły dyrektywy) usługi na żądanie ze względu na fakt, iż wywierają mniejszy wpływ na społeczeństwo niż tradycyjna telewizja, powinny być regulowane jedynie w stopniu minimalnym.

Podstawowe i minimalne

Te podstawowe i minimalne przepisy, które Polska jest zobowiązana wprowadzić do swojego porządku prawnego, mające zastosowanie do wszystkich audiowizualnych usług medialnych (w tym usług na żądanie) to m. in.:

– obowiązki informacyjne (art. 5 dyrektywy),

– zakaz prezentowania treści nawołujących do nienawiści ze względu na rasę, płeć, religię lub narodowość (art. 6),

– obowiązek ułatwiania dostępu do usług medialnych dla osób z upośledzeniami wzroku lub słuchu (art. 7),

– zakaz reklamowania wyrobów tytoniowych, alkoholu, produktów i zabiegów leczniczych oraz prezentowania spotów reklamowych mogących wyrządzić małoletnim fizyczną lub moralną szkodę (art. 9),

– właściwe oznaczanie przekazów sponsorskich (art. 10) i lokowania produktów (art. 11).

W dyrektywie są również przepisy dotyczące wyłącznie usług medialnych na żądanie:

– ochrona małoletnich przed treściami dla nich szkodliwymi (art. 12)

– promowanie utworów europejskich oraz dostępu do nich poprzez udział finansowy w produkcji takich utworów, zakupie praw do nich lub udostępnianiu tych utworów w katalogach usług na żądanie (art. 13).

Nie są to chyba wymagania, których przestrzeganie ogranicza swobodę prowadzenia działalności gospodarczej i utrudnia nowym podmiotom wchodzenie na rynek.

Trzy przesłanki

Dyrektywa definiuje również pojęcie audiowizualnej usługi medialnej, jak również audiowizualnej usługi medialnej na żądanie, które wyznaczają granice stosowania jej przepisów. Ustawa z 4 marca 2011 r. o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji oraz niektórych innych ustaw przyjęta niemal jednogłośnie przez Sejm (416 głosów za, zero przeciw, jeden wstrzymujący się) wiernie oddała literę i ducha dyrektywy w tym względzie.

Zgodnie ze skreślonym przez Senat art. 4 pkt 7 ustawy audiowizualną usługą medialną na żądanie jest usługa medialna świadczona w ramach działalności gospodarczej umożliwiająca odbiór audycji audiowizualnych w wybranym przez odbiorcę momencie, na jego zamówienie, w oparciu o katalog ustalony przez dostawcę tej usługi.

Przytoczoną definicję należy czytać w całości. Aby można było mówić o spełnieniu jej przesłanek i zostać objętym regulacją ustawy, należało:

1) świadczyć usługę medialną,

2) robić to w ramach działalności gospodarczej,

3) posiadać uporządkowany katalog oferowanych audycji audiowizualnych.

Decydującą przesłanką był wymóg świadczenia usługi medialnej. Pojęcie to jest terminem podstawowym dla całej nowelizacji i zostało zdefiniowane na samym początku słowniczka (w art. 4 pkt 1 ustawy). Określa zakres przedmiotowy ustawy i przesądza, jakie podmioty, w tym również oferujące usługi na żądanie, będą zobowiązane do spełnienia podstawowych standardów, których wymaga dyrektywa.

Zgodnie z art. 4 pkt 1 nowelizacji "usługą medialną jest usługa w postaci programu albo audiowizualnej usługi medialnej na żądanie, za którą odpowiedzialność redakcyjną ponosi jej dostawca i której podstawowym zadaniem jest dostarczenie przez sieci telekomunikacyjne ogółowi odbiorców audycji, w celach informacyjnych, rozrywkowych lub edukacyjnych; usługą medialną jest także przekaz handlowy".

Co naprawdę określa definicja

Czytając tę definicję starannie, wyraźnie zwracając uwagę na jej poszczególne części składowe, bardzo szybko można pozbyć się podnoszonych przez media wątpliwości co do zakresu regulacji. Usługą medialną jest zatem przede wszystkim:

1) usługa – pojęcie to należy rozumieć zgodnie z art. 57 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej jako wszelką działalność gospodarczą prowadzoną na własny rachunek, zwykle świadczoną za wynagrodzeniem; interpretację tę bezpośrednio narzuca dyrektywa, co zostało wyraźnie wyjaśnione w uzasadnieniu do projektu MKiDN; taki zakres rozumienia tego terminu wprost wyłącza blogi i prywatne strony internetowe;

2) za którą jej dostawca ponosi odpowiedzialność redakcyjną – osobno zdefiniowaną w art. 4 pkt 3 ustawy jako sprawowanie faktycznej kontroli nad wyborem audycji audiowizualnych i sposobem ich zestawienia w katalogu, co wyłącza z zainteresowania ustawy serwisy społecznościowe wymiany treści tworzonej przez użytkowników i platformy typu YouTube;

3) której podstawowym zadaniem jest dostarczanie audycji – co wyłącza wszystkie usługi, gdzie przekaz treści audiowizualnych stanowi jedynie część uboczną usługi.

Nie miał być więc objęty regulacją podmiot, którego podstawowym zadaniem jest świadczenie innego rodzaju usług, a dodatkowo na swoich stronach internetowych umieszcza różnego rodzaju filmiki. Ani fryzjer, który zamieszczałby na swojej stronie filmy o stylizacji włosów, ani diler samochodowy pokazujący nowe modele swoich aut, ani właściciel przedszkola zamieszczający w sieci bajki dla dzieci nie musieliby się obawiać nowych przepisów. Ich podstawowym zadaniem jest bowiem strzyżenie włosów, sprzedaż samochodów, uczenie i bawienie dzieci, a nie udostępnianie filmów w Internecie.

Mimo jasności rozumienia pojęcia „usługa" przez prawników ekspertów w trakcie prac sejmowych w celu rozwiania wszelkich wątpliwości dodano do pojęcia "audiowizualna usługa medialna" wyraźną przesłankę prowadzenia działalności gospodarczej jako warunek konieczny do objęcia przepisami ustawy. Dodatkowo wreszcie w art. 2 ust. 2 wprost przesądzono, że przepisów ustawy nie stosuje się do prywatnej korespondencji elektronicznej, elektronicznych wersji dzienników i czasopism oraz prasy internetowej. Jednak dla przeciwników ustawy nie miało to żadnego znaczenia. Nie pasowało do przyjętej z góry tezy.

Wszystkie te przepisy należało czytać łącznie, tworzyły one czytelny system prawny będący w pełni zgodny z zapisami dyrektywy. Regulacji mieli zostać poddani tylko profesjonalni dostawcy usług na żądanie prowadzący zarobkową działalność gospodarczą w zakresie udostępniania filmów na żądanie. Ustawodawca unijny uznał takie podmioty za konkurentów klasycznych nadawców. Dlatego oferowane audycje miały być uporządkowane w katalogu i nie mogły być rozproszone po serwisie czy poprzecinane tekstem, jak ma to miejsce w blogach, forach dyskusyjnych czy na prywatnych stronach. Wszelkie przedsięwzięcia amatorskie i niekomercyjne pozostały zatem poza zainteresowaniem projektodawców, a zarzuty o ograniczaniu wolności słowa były nieuzasadnione.

System zgłoszeniowy

Nawet najbardziej precyzyjne przepisy określające wymagania konieczne do spełnienia przez dostawców usług medialnych na żądanie wymagają wprowadzenia instrumentów zmierzających do ich przestrzegania. Mechanizm kontrolny miał zapewnić wykaz (a nie rejestr, jak powszechnie podnoszono w mediach), do którego dostawcy usług na żądanie mieli być wpisywani.

Wykaz miał spełniać przede wszystkich funkcje informacyjne i identyfikacyjne oraz służyć określaniu jurysdykcji dostawców, czyli stwierdzeniu, czy podlegają oni przepisom polskiej ustawy. Dostawcy mieli zgłaszać się do przewodniczącego KRRiTV najpóźniej z chwilą rozpoczęcia świadczenia usługi medialnej na żądanie (nowy art. 45a ust. 1). Nie było więc mowy o jakimkolwiek uzależnianiu świadczenia działalności gospodarczej od wcześniejszej decyzji administracyjnej organu regulacyjnego. Nie była przewidziana uprzednia możliwość badania na etapie zgłaszania, czy usługa spełnia standardy dyrektywy. Wpis był bezpłatny, a ponadto zupełnie automatyczny, bowiem KRRiT nie miała możliwości odmowy.

Dyrektywa wprost nie nakazuje wprowadzenia tego rodzaju instrumentów, motyw 19 jej preambuły wyraźnie wskazuje, iż "dyrektywa nie wpływa na odpowiedzialność państw członkowskich i ich organów w zakresie czynności organizacyjnych – w tym systemu koncesjonowania i zezwoleń administracyjnych". Państwom pozostawiona została zatem swoboda w zakresie doboru środków administracyjnych służących do kontroli przestrzegania przepisów dyrektywy.

System zgłoszeniowy zaproponowany do identyfikacji usług na żądanie nie był jedynym, jaki zastosowano w Unii. W wielu krajach wprowadzono bardziej restrykcyjne zasady rejestracji, w Hiszpanii np. publicznymi i regionalnymi rejestrami zostali objęci nie tylko dostawcy usług na żądania, ale również ich akcjonariusze i udziałowcy. Polski wykaz nie miał nic wspólnego z koncesjonowaniem Internetu ani z administracyjnym zatwierdzaniem usług na żądanie, co wynikało wprost z przepisów ustawy.

Autor jest radcą prawnym, dyrektorem Departamentu Własności Intelektualnej i Mediów w MKiDN

Czytaj więcej w serwisie:

Prawnicy, doradcy i biegli

»

Opinie i analizy

Sejm przegłosował ostatecznie 25 marca poprawki Senatu do nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji wdrażającej do polskiego prawa dyrektywę 2010/13/UE z 10 marca 2010 r. o audiowizualnych usługach medialnych. Wobec tego z nowelizacji wykreślone zostały wszystkie przepisy odnoszące się do tzw. audiowizualnych usług medialnych na żądanie, co czyni implementację dyrektywy niepełną.

Końcowemu etapowi procedury legislacyjnej towarzyszyły niespotykane emocje i zainteresowanie społeczne. Przedsiębiorcy internetowi organizowali konferencje prasowe, ostrzegając przed ograniczaniem swobody prowadzenia działalności gospodarczej, poważne media przypisywały Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego (MKiDN) oraz KRRiT zamiar cenzurowania Internetu, w blogach i serwisach społecznościowych protestowano przeciwko ograniczaniu wolności słowa w sieci.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Prawne
Marek Isański: Można przyspieszyć orzekanie NSA w sprawach podatkowych zwykłych obywateli
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Za 30 mln zł rocznie Komisja będzie nakładać makijaż sztucznej inteligencji
Opinie Prawne
Wojciech Bochenek: Sankcja kredytu darmowego to kolejny koszmar sektora bankowego?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"