Zapytałem znajomych, czy pójdą w środę zapalić świeczkę upamiętniającą ofiary katastrofy. Odpowiedź wydawała mi się oczywista. Bo to "państwowcy", przeżyli narodową tragedię, a ponadto na cmentarz im po drodze.
- Nie uczestniczymy w oszołomskich szopkach – padła wypowiedziana jakby w złości odpowiedź. "Szopek" na cmentarzu nie było, ale wokół niego rosły w potężne budowle. Antoni Macierewicz, który ma dziś monopol na narrację smoleńską, przedstawiając kolejne rewelacje ciągnie sprawę z żelazną konsekwencją w opary absurdu. Zapewne ku pełnemu zadowoleniu osób, które mogą czuć się za katastrofę odpowiedzialne.
A rewelacji ze strony Macierewicza i okolicznych ekspertów przez ostatnie miesiące było bez liku. O zamachu, helu, brzozie, dobijaniu rannych, aż wreszcie najnowszej - trójce, która przeżyła. To wszystko sprawia, że cała sprawa stacza się w jakąś absurdalną otchłań, z której za jakiś czas nie będzie już odwrotu. Od której należy trzymać się jak najdalej by nie narazić się na śmieszność.
To smutne i niesprawiedliwe.
Polska może i podzieliła się na dwa obozy tych wierzących i niewierzących w zamach, ale obok nich jest jeszcze ogromna rzesza ludzi, dla których katastrofa była narodową tragedią. Obywateli, którzy mają świadomość, że państwo zawiodło nie dbając o bezpieczeństwo lotu do Smoleńska, podobnie jak później, kiedy pozbawiło się wpływu na toczące się śledztwo. Obywateli, którzy nadal czują się upokorzeni słysząc, o ciągle gnijącym wraku tupolewa, i braku podstawowych dowodów. Czują wściekłość widząc arogancje rządu, który mówi im, że nic się nie stało.