W artykule pt. „Gra na przetrzymanie, czyli czy obowiązuje wola mniejszości" (3.10.2013 r.) prof. A. Kidyba i dr hab. K. Kopaczyńska-Pieczniak wyrazili swoje liczne obawy związane z projektem nowelizacji KSH mającej objąć m.in. zasadniczą reformę struktury kapitałowej spółki z o.o.
Większość wątpliwości zgłaszanych przez autorów dotyczy fundamentalnych – filozoficznych oraz systemowych – założeń projektowanej reformy. Ramy niniejsze nie pozwalają na toczenie szczegółowej debaty na temat rozwiązań proponowanych w projekcie. Dyskusja taka toczyła się już zresztą na łamach książek i czasopism prawniczych. Nie jest również tajemnicą pogląd własny niżej podpisanego na funkcjonalność kapitału zakładowego jako instytucji prawa spółek – obszernie wyłożony w artykule pt. „Sens i nonsens kapitału zakładowego – przyczynek do ekonomicznej analizy ustawowej ochrony wierzycieli spółek kapitałowych" (opubl. w: M. Cejmer, J. Napierała, T. Sójka, „Europejskie prawo spółek, tom II: Instytucje prawne dyrektywy kapitałowej, cz. 2", Zakamycze 2005, s. 23–100).
Dyskusja na temat kapitału zakładowego przybrała ostatnio postać wojny pozycyjnej, w której o wyborze miejsca w okopach decyduje przyjęty „światopogląd" dotyczący takich kwestii jak: znaczenie tradycji prawnej, pożądany stopień paternalizmu prawnego, czy w końcu – co przebija z niektórych wypowiedzi – zaufanie do instytucji stosujących prawo. Dlatego też w tym nurcie pozostaną poniższe uwagi polemiczne.
Pułapki semantyki
A. Kidyba i K. Kopaczyńska-Pieczniak próbują zdemaskować pewne sprzeniewierzenie semantyczne związane z planowaną reformą – wielokrotnie, również w innych publikacjach, stawiany jest problem „spółki kapitałowej bez kapitału". Trzeba w związku z tym przypomnieć, że taka frywolność semantyczna nie byłaby niczym nowym w prawie spółek – dość odwołać się do konstrukcji spółki jednoosobowej, która musi przecież jawić się jako oksymoron, skoro etymologicznie wyraz „spółka" wywodzi się ze „spólny", czyli należący do wielu, obopólny, wzajemny. Na tym jednak nie kończą się dylematy semantyczne, a nawet ontologiczne, w prawie spółek – prof. Sołtysiński zapytał nie tak dawno na łamach jednego z czasopism prawniczych, czy istnieją uchwały nieistniejące? Samo zresztą określenie „kapitału zakładowego" zdążyło się już oderwać od swojego pierwotnego znaczenia, skoro obecnie kapitał zakładowy – „rdzenny" kapitał spółki (niem. Grundkapital, Stammkapital) nie odnosi się wyłącznie do kapitału założycielskiego (na etapie zakładania spółki), ale do wszelkiego kapitału poddanego temu reżimowi, niezależnieod tego, kiedy został kontrybuowany.
Czyja większość większa?
Autorzy odwołują się do argumentów natury demokratycznej i głoszą, że „zdecydowana większość środowiska akademickiego zdecydowanie [projekt reformy] skrytykowała". Zanim pozwolę sobie na wyrażenie własnego poglądu co do tego, jak tę większość liczyć i co z tego wynika, chciałbym zaznaczyć, że chociaż wysłuchania publiczne, zwłaszcza zaś konsultacje środowiskowe, są potrzebne – sam zresztą niejednokrotnie w takich uczestniczyłem – to jednak racji, zwłaszcza w nauce, nie ustala się głosowaniem większościowym. Wprawdzie w naukach społecznych stosowane są metody ilościowe, ale pełnią one rolę narzędzi (przesłanek) procesu poznawczego, nie zaś jego determinantów (wniosków). Argument demokratyczny ma w sobie ponadto pewne słabości. Po pierwsze, każda istotna reforma – a do takiej zaliczyć można proponowane zmiany w strukturze kapitałowej spółki z o.o. – prowadzi do dewaluacji kapitału ludzkiego zainwestowanego w poznanie funkcjonowania systemu, któremu grozi odesłanie do lamusa. Zapewne większość z nas – a na pewno niżej podpisany – nie lubi, kiedy jego kompetencje się dezaktualizują i w miejsce tego, co dobrze zna, musi się uczyć nowych rzeczy. To trudna do podważenia prawidłowość, ale słaby argument w dyskusji nad pożądanym kształtem reżimu kapitałowego sp. z o.o. Po drugie, jeśli już odwoływać się do większości, to uwzględniać należy opinię przede wszystkich środowisk biznesowych, a nie jedynie prawniczych. Przedsiębiorcy zaś, przynajmniej ci, których poglądy dane mi było poznać, są wobec reformy nastawieni przychylnie. Po trzecie w końcu, nawet gdyby ocena wśród przedsiębiorców nie była tak przychylna, jak jest, trzeba pamiętać – i tu jest ukryty istotny mankament metodologiczny wszelkich mechanizmów respondenckich – że wszelkie konsultacje obejmują jedynie obecnych, nie zaś przyszłych (potencjalnych) beneficjentów. Skoro bowiem dyskutowana jest regulacja z obszaru tzw. barier wejścia (tworzenie sp. z o.o. należy do tej kategorii), to wśród jej beneficjentów będą (też) ci, którzy na rynek jeszcze nie weszli – a zatem siłą rzeczy nie są uwzględniani wśród respondentów wszelkiego rodzaju konsultacji i innych partycypacyjnych procedur legislacyjnych.