To oczywiste: by prowadzić działalność, przyjmować kontrahentów i wykonywać zlecenia. Słowem: miara potrzeb wyznacza standard siedziby. To, co dobre dla korporacji zatrudniającej setki pracowników, niekoniecznie musi jednak odpowiadać drobnemu przedsiębiorcy. Jemu wystarczy biuro wirtualne, bo nie narazi go na koszty, które mogłyby pogrążyć jego firmę.
Rozsądek podatnika niekoniecznie musi zachwycić fiskusa. Skarbówka wymyśliła, że siedziba jest potrzebna, bo podatnika trzeba gdzieś skontrolować. Jeśli więc siedziby nie ma, nie dostanie NIP. Pomijam już taki drobiazg jak to, że chyba żaden przedsiębiorca, zakładając firmę, nie nastawia się na wizyty organów skarbowych. Więcej, raczej wolałby ich uniknąć. Posiadanie siedziby dla wygody urzędu skarbowego silnie kojarzy się z pytaniem o nos i tabakierę. Słowem, kontrola podatnika jest istotą jego istnienia.
Bezsensowne działanie skarbówki przypomina skok na główkę do pustego basenu. Cios w głowę pozbawił ją rozsądku. Uważa, że posiadanie wirtualnego biura miałoby być przyczynkiem do oszustw. Argumentacja ta jest jak wisienka na torcie – choć nie doda mu już słodyczy, czyni całość znacznie powabniejszą.
Może trzeba uświadomić fiskusowi, że urząd skarbowy jest powołany do sprawdzania i pilnowania rzetelności podatników. Ale podatnik nie jest od tego, by służyć urzędowi skarbowemu. Żaden przedsiębiorca nie ma w zgłoszeniu rejestracyjnym swojej działalności wpisanego „ułatwiania czynności kontroli skarbowej". Skoro tak, niech każdy robi to, na czym się zna. Przedsiębiorca zarabia pieniądze, a fiskus zbiera podatki. Ułatwienia potrzebne są ułomnym. Instytucję państwową trudno do tej kategorii zaliczyć. Fiskus powinien raczej zabiegać o rzetelność i respekt, a nie stosować metody drobnego cwaniaczka.