Minister sprawiedliwości Borys Budka tak skomentował na swoim facebookowym profilu wpisy niektórych adwokatów zapowiadające akcje protestacyjne, jeśli nie zostaną podwyższone stawki wynagrodzeń adwokackich (identycznie radcowskich) za urzędówki: „nie dziwię się , że zaufanie do prawników jest w naszym kraju tak niskie". Wiem, że moja opinia w tej sprawie nie zyska uznania wszystkich radców prawnych, jednak ją wypowiem, choć z pewnym zastrzeżeniem. Moja opinia jest krótka: podzielam pogląd pana ministra. Z pewnością wizerunkowi zawodów prawniczych nie służą choćby tylko zapowiedzi działań destrukcyjnych, naruszających porządek i uprzykrzających życie tym, którzy obdarzać mają te zawody zaufaniem. Wręcz odwrotnie, oczekują od prawników działań porządek zabezpieczających, a po jego naruszeniu – przywracających. Nie interesują ich, bo nie muszą, wewnętrzne niedostatki naszego wymiaru sprawiedliwości. Chcą ładu i poczucia bezpieczeństwa, utożsamiając to z szeroko pojętą sprawiedliwością. Kiedy więc stróże prawa, a za takich zwykły obywatel może uważać wszystkich prawników, a więc także adwokatów czy radców prawnych, grożą niepokojami, z pewnością doznaje tenże obywatel dyskomfortu, co następnie demonstruje w sondażach opinii publicznej. Zgadzam się więc z komentarzem pana ministra.
Teraz o zapowiedzianym zastrzeżeniu. Odnosi się ono do okoliczności, w których niektórzy adwokaci, doprowadzeni do desperacji, zapowiadają „palenie opon" – cokolwiek by się kryło pod tym określeniem, użytym jak sądzę jedynie w formie metafory. Na te okoliczności składa się całkowity anachronizm obowiązujących przepisów o kosztach postępowań sądowych, w tym również regulujących wysokość wynagrodzeń za zastępstwo procesowe należnych adwokatom i radcom prawnym. Przytoczę niektóre argumenty uzasadniające zarzut anachronizmu.
Ustawa o kosztach sądowych w sprawach cywilnych ma wprawdzie raptem dziesięć lat, ale w tym okresie była nowelizowana już niemal czterdziestokrotnie. Cały czas jednak w sprawach o prawa majątkowe opłaty sądowe ustalane są progresywnie, w zależności od wartości przedmiotu sporu. Czy w dobie zmagań z przewlekłością postępowań m.in. ze względu na rosnącą z roku na rok i trudną do przerobienia ilość spraw wpływających do sądów, a także w dobie promowania pozasądowych metod rozwiązywania sporów (mediacji) trzymanie się formuły progresywnej jest uzasadnione? Czy nie ma ona jedynie charakteru fiskalnego, a jeśli tak, to czy taki mieć powinna?
Ministerialne rozporządzenia ustalające stawki wynagrodzeń adwokatów i radców prawnych to już anachronizm szczególny, przez niektórych – nie bez racji – nazywany reliktem minionego ustroju. Niebawem przepisy te będą miały niemal piętnastoletnią historię. Mam nadzieję, że tego jubileuszu nie doczekają. Ich nieadekwatność do wyzwań dzisiejszego wymiaru sprawiedliwości, a nawet uchybienia legalizmowi ustrojowemu sygnalizują nie tylko samorządy radcowski i adwokacki. Tym można by – i często się to czyni – zarzucać koniunkturalizm. Podnosi je również rzecznik praw obywatelskich. Absurdalność normatywnych stawek minimalnych, połączona z podobnie absurdalną praktyką sądową orzekania najczęściej na poziomie tychże, w rzeczywistości odbija się negatywnie nie tylko jako niedowartościowanie wkładu pracy profesjonalnego pełnomocnika. Nie sprzyja też transparentności i rodzi nieuzasadnione przeświadczenia o cenach usług prawniczych. Nie chroni też słabszych stron procesowych, a kiedy wygrywają oni z potencjalnie silniejszymi (np. z pracodawcami, sprzedawcami, usługodawcami) otwiera parasol nad tymi ostatnimi, nie każąc im ponosić rzeczywistych (wyższych niż zasądzane) kosztów zastępstwa procesowego strony wygrywającej spór (np. pracownika czy konsumenta).
Jeden z portali, pisząc w ostatnim czasie o stawkach za urzędówki, głosił, iż nowy „minister już pod pręgierzem (niektórych) adwokatów". Pod pręgierzem swoich członków są również władze samorządów prawniczych. Nikt nikogo nie chce jednak stawiać pod ścianą. Krajowa Rada Radców Prawnych oczekuje za to, że potrzeba zmiany ministerialnych przepisów o wynagrodzeniach z tytułu zastępstwa procesowego zostanie przez nowego ministra nie tylko dostrzeżona, ale i uznana za konieczną. Na stole leży m.in. ubiegłoroczna, wspólna propozycja obu samorządów. Nie trzeba jej traktować jako jedynej, ale unikanie tematu jest czymś więcej niż lekceważeniem kilkudziesięciotysięcznego środowiska radców prawnych i adwokatów.