Referendum można poszerzyć lub odwołać ale można go też zepsuć, a na to niestety się zanosi.
Obecna konstytucja przewidziała dla referendum ogólnokrajowego, jako jednej z form sprawowania władzy, rolę wyraźnie drugorzędną i tylko jeden artykuł (125). Ostatnie lata rządów tej samej większości sprawiły, że niezadowoleni obywatele zaczęli patrzeć właśnie w stronę referendum, i w samorządach, gdzie o tym decydują obywatele, były referenda udane. Ogólnopolskich referendów, czy to przeciwko obowiązkowi posyłania do szkół sześciolatków, czy w obronie Lasów Państwowych, mimo, że obywatele zebrali setki tysięcy podpisów, władze nie rozpisały, były na obywatelskie inicjatywy głuche. Dopiero jak klęska wyborcza zajrzała w oczy Bronisławowi Komorowskiemu, przypomniał sobie o swoim uprawnieniu, a Senat ochoczo mu przyklasnął.
Co można z tym kukułczym jajkiem zrobić ? Kukułczym jajkiem dlatego, że nawet w razie powodzenia referendum, będzie ono, przynajmniej gdy chodzi o JOWy, niewykonalne. Dlatego, że ten fundament wyborczy może być zmieniony tylko zmianą konstytucji, po drugie nie bardzo wiadomo na czym dokładnie zmiana ta miałaby polegać. Jedno mamy pewne - spory o interpretacje wyniku referendum. Czy o to chodzi ?
Niestety to kukułcze jajko podrzucił, świadomie czy nie, odchodzący prezydent, i nowy prezydent musi się z tym problemem zmierzyć.
Przepis konstytucji jest dość jasny. Referendum zarządza Sejm bądź prezydent za zgodą Senatu. Przepis nie mówi, że prezydent wspólnie z Senatem. To zatem prezydent zarządza referendum, tyle, że musi mieć zgodę Senatu, ale mając jego zgodę, ze swojego uprawnienia skorzystać nie musi. Owszem mogą pojawić się koszty, ale procedura referendalna nie jest zaawansowana, a lepiej nieraz wycofać się na początku nieprzemyślanego przedsięwzięcia, niż brnąć do końca. Tym bardziej może taką decyzję podjąć nowy prezydent, zaraz po objęciu urzędu.