Przez 25 lat niepodległości Polska nie dorobiła się rozsądnej polityki imigracyjnej. Nie wiadomo czemu imigracja ma służyć. W efekcie obecnie, gdy kraje „starej Europy" stawiają Polskę pod ścianą strasząc, grożąc, apelując do polskiego miłosierdzia i surowo osądzając polską ksenofobię, polskie społeczeństwo jest całkowicie zdezorientowane. Oby nie poszło wszystko w stronę b. NRD – gdzie rząd centralny „uszczęśliwił" nowe landy obozami uchodźców - co wywołało panikę lokalnej ludności i rozkwit skrajnie prawicowych partii. Można jednak na uchodźcach zrobić dobry interes - uzupełniając luki w demografii.
Powiedzmy wprost: przez ostatnie dekady nie odbyła się w Polsce rzeczowa debata o zasadach, celach i środkach polityki imigracyjnej. W efekcie dyskusja o migrantach pozostawiona została idealistom, którzy chętnie by widzieli w Polsce wszystkich pokrzywdzonych z całego świata, bądź zwolennikom multi-kulti, a praktyka realizowana była przez urzędników o mentalności z minionej epoki, którzy w każdym obcym widzieli źródło problemów i najchętniej by zamknęli Polskę przed przybyszami. Symboliczny jest tu brak repatriacji Polaków z krajów b. ZSSR, o czym wiele mówiono, ale zrobiono tyle co nic. Nieciekawe też były polskie doświadczenia z uchodźcami z Czeczenii. Pomimo, że chodziło o ludność, mimo wszystko, funkcjonującą w kręgu kulturowym europejskim, to i tak codzienne obcowanie z Czeczenami było szokiem dla Polaków. Przypomnę tu tylko agresję młodzieży czeczeńskiej wobec Polaków zaczepiających ich krewniaczki, gotowość rozstrzygania sporów za pomocą noża, czy pogardę dla polskich dziewcząt i kobiet. Z kolei administracja państwowa ograniczyła się do żebraczych zasiłków i stałego pouczania Polaków o tolerancji dla przybyszów.
Tego rodzaju zjawiska w znacznie większej skali wystąpią obecnie, po przyjęciu fali uchodźców z Afryki i Azji. Jeżeli Polska miała tyle problemów z Czeczenami, pomimo, że chodziło tu o ludzi białych, znających język rosyjski, i w pewnym stopniu zaznajomionych z kulturą europejską, to znacznie większe tarcia wystąpią z uchodźcami z Syrii, Erytrei, czy innych równie egzotycznych krajów afrykańskich. Dla nich polski język i zwyczaje będą równie obce, jak ich dla nas. Należy przy tym porzucić złudzenia, że Polska będzie w stanie zamknąć się w okopach św. Trójcy, jako kraj białych-chrześcijan. Nie pozwolą na to kraje zachodnioeuropejskie, wobec których Polska jest nadal w pozycji petenta. Możemy przyjąć za pewnik, że w końcu zgodzimy się na przyjęcie tych 7% uchodźców z rozdzielnika, czyli pewnie 100-200.000 ludzi. Wtedy Polacy staną przed alternatywą. Czy traktować – co się samo nasuwa- tychże narzuconych przybyszów jako obcy wtręt, trzymany w gettach, utrzymywany z opieki społecznej i otoczony nienawiścią tubylców, czy też podjąć wysiłek integracji w Polsce migrantów. Tak, aby Polska stała się ich ojczyzną, w której by chcieli żyć i mieszkać nie z powodu kaprysu brukselskiego urzędnika, ale ze swego wyboru.
Chciałbym w tym miejscu podkreślić, że w mojej ocenie obecna fala uchodźców jest nie tylko wyzwaniem dla polskiego społeczeństwa, ale i ogromną, potencjalną korzyścią dla Polską. Wszyscy wiemy, jak niekorzystne są trendy demograficzne w Polsce. Pomimo ogromnych środków łożonych ze Skarbu Państwa na politykę prorodzinną, nie ma tu specjalnych efektów i liczba nowo urodzonych dzieci utrzymuje się na niskim poziomie. Zresztą, nawet urodzenie i wykształcenie dzieci ogromnym społecznym kosztem, niczego tu nie gwarantuje. W ostatnich kilku latach ok. 2 mln Polaków przeniosło się za granicę i nic nie wskazuje, aby wrócili tutaj. Ile kosztowało ich wychowanie i wykształcenie? Koszty ponoszone przez rodziny są oczywiście ich prywatną sprawą. Ale każdy emigrant z Polski kosztował budżet państwa do 18-stego roku życia ok. 120.000 zł po dzisiejszych kosztach, jeżeli policzymy średni koszt urlopu rodzicielskiego, 3 lat przedszkola, 12 lat obowiązkowej nauki (do 18-stego roku życia nauka jest obowiązkowa) i koszt bezpłatnej opieki zdrowotnej w tym czasie. Tak więc budżet Polski inwestuje 120.000, aby mieć pracownika i podatnika. Dużo więcej, jeżeli młody człowiek kontynuuje naukę po osiągnięciu pełnoletniości. Dodajmy, że jest to inwestycja bez żadnej gwarancji, że młody obywatel pozostanie tu w kraju i będzie płacił podatki i składki ZUS dla rzeszy emerytów.
Od tej strony patrząc, imigrant, który osiedli się w Polsce to oszczędność dla państwa polskiego kwoty co najmniej 120.000 zł! Pod warunkiem oczywiście, że podejmie tu pracę i nie będzie sprawiał ponadprzeciętnych problemów. Ale to już jest zadanie dla administracji państwowej, aby wykorzystać skarb, który nieoczekiwanie wpadł w nasze ręce i umożliwić imigrantom integrację w polskim społeczeństwie. Jestem przekonany, że wbrew stereotypom, uchodźcy będą chcieli żyć i pracować jak normalni ludzie – jeżeli im to się tylko umożliwi. W swoich krajach tworzyli przecież elitę społeczną, zamożną i wyjątkowo energiczną, bo tylko tacy ludzie mogli sfinansować i przetrwać podróż do Europy. Jak to zrobić? Np. organizując intensywne kursy języka polskiego i polskiej kultury, połączone z gratyfikacjami pieniężnymi za postępy w nauce. 3-letni intensywny kurs, to koszt 10.000 zł. Do tego doliczmy zasiłek, w wysokości zasiłku dla bezrobotnych (ca 900 zł miesięcznie). Razem to jakieś 45.000 zł. Dużo, ale część z tego pokryją fundusze unijne, ale jednocześnie 3 razy mniej, niż kosztuje budżet wychowanie Polaka od kołyski do 18-stego roku życia.