Reklama

Reprywatyzacją mogłyby się zająć dotychczas powołane organy – pisze Krawczyk

Nie jestem zwolennikiem akcyjności w stosowaniu prawa, dlatego uważam, że sprawą reprywatyzacji w Warszawie z powodzeniem mogłyby się zająć dotychczas powołane do tego organy – pisze Tomasz Ludwik Krawczyk.

Aktualizacja: 31.12.2016 16:03 Publikacja: 31.12.2016 10:20

Reprywatyzacją mogłyby się zająć dotychczas powołane organy – pisze Krawczyk

Foto: Fotorzepa/ Krzysztof Skłodowski

Nadużycia lub wręcz przestępstwa związane z reprywatyzacją w Warszawie są faktem. Wciąż nieznana jest ich skala, jednak jasne jest, że władza publiczna powinna zmierzać do zbadania sprawy i – w miarę prawnych możliwości i ograniczeń wynikających ze standardów konstytucyjnych – do usunięcia skutków nieprawidłowości lub ukarania winnych.

Nie jestem zwolennikiem akcyjności w stosowaniu prawa, dlatego uważam, że sprawą reprywatyzacji w Warszawie z powodzeniem mogłyby się zająć dotychczas powołane do tego organy: prezydent Warszawy, minister infrastruktury lub prokuratura – na podstawie istniejących w kodeksie postępowania administracyjnego przesłanek stwierdzania nieważności decyzji administracyjnych oraz uchylania ich w trybie wznowienia postępowania.

Rząd przyjął jednak projekt specjalnej ustawy, powołującej komisję do zbadania reprywatyzacji w Warszawie.

Wiele razy „rażące"

Zgodnie z nim tworzy się komisję, której podstawowym uprawnieniem ma być uchylanie „decyzji reprywatyzacyjnych" ( projekt ustawy tak rozumie decyzje o ustanowieniu użytkowania wieczystego oraz stwierdzającego nieważność decyzji o odmowie ustanowienia go). Przesłanka ich uchylenia (art. 25 ust. 1 projektu) wystąpi zaś m.in., gdy: dowody, na podstawie których tę decyzję wydano, okazały się fałszywe (pkt 1); została ona wydana w wyniku przestępstwa (art. 2); wyszły na jaw nowe okoliczności nieznane w chwili orzekania (pkt 3); decyzja została wydana bez podstawy prawnej lub z rażącym naruszeniem prawa (pkt 4); decyzja została wydana pomimo przyznania świadczeń w związku z przejęciem nieruchomości (pkt 6); lub gdy dotyczy osoby prawnej powstałej przed 1 września 1939 r., której akcje lub udziały zostały objęte niezgodnie z prawem (pkt 7).

Choć sposobowi sformułowania niektórych z tych przesłanek można poświęcić nieco krytycznych uwag (np. „objęciu" udziałów niezgodnie z prawem, gdy ewidentnie chodzi o ich „nabycie"), generalnie są one albo powtórzeniem ogólnych przesłanek nieważności decyzji (art. 156 § 1 pkt 1 k.p.a.) czy wznowienia postępowania (art. 145 § 1 k.p.a.), albo opisem wynikających już z orzecznictwa charakterystycznych przykładów wydania decyzji z rażącym naruszeniem prawa (art. 156 § 1 k.p.a.). Choć tu też pojawia się problem, bo projekt nie ogranicza uchylania orzeczeń dekretowych do przypadków „rażącego" bezprawia i nie wprowadza żadnych terminów, po których ich uchylenie nie będzie możliwe.

Reklama
Reklama

Uwagę czytelnika projektu przykuwa jednak przesłanka z pkt 5 art. 25 (a właściwie wynikająca z niego grupa przesłanek), która jest legislacyjnym horrendum.

Nakazuje ona uchylenie decyzji, jeżeli: jej adresatem nie była osoba uprawniona z dekretu, lub jeżeli przeniesienie na adresata roszczeń (dekretowych) było „rażąco sprzeczne z interesem społecznym", a w szczególności nastąpiło w zamian za świadczenie wzajemne „rażąco niewspółmierne do wartości nieruchomości warszawskiej", oraz gdy „wydanie decyzji reprywatyzacyjnej doprowadziło do zastosowania wobec osoby zajmującej lokal w nieruchomości groźby bezprawnej, przemocy wobec osoby lub przemocy innego rodzaju uporczywie lub w sposób istotny utrudniającej korzystanie z tego lokalu".

Cena roszczenia

Pomijając pierwszy człon omawianej przesłanki (osobę nieuprawnioną z dekretu), który jest de facto egzemplifikacją ogólnej przesłanki wydania decyzji reprywatyzacyjnej z rażącym naruszeniem prawa, pozostałe dwie przesłanki pozwalają uchylić niemal każdą decyzję reprywatyzacyjną. Będzie to bowiem możliwe wobec każdej osoby, która nabyła roszczenia dekretowe, a nie odziedziczyła ich, jeżeli tylko komisja uzna, że nabycie to „rażąco naruszało interes społeczny". Nie wydaje się wprawdzie, aby państwo, które zapewnia konstytucyjną ochronę własności i swobodę działalności gospodarczej, a podstawą jego ustroju gospodarczego jest gospodarka rynkowa (choćby nawet „społeczna"), mogło arbitralnie decydować, czy zawarcie między dwoma obywatelami ważnej umowy sprzedaży prawa leżało w „interesie społecznym", jednak proponowana ustawa wprowadza taką możliwość.

Co więcej, wydaje się, że każde „świadczenie wzajemne", czyli każda cena za roszczenia zawsze musi być „rażąco niewspółmierna do wartości nieruchomości warszawskiej". Roszczenia są bowiem tylko szansą na nieruchomości, a nie nieruchomością. Elementarne zasady ekonomii wskazują, że aby z wartości nieruchomości przejść na wartość roszczeń, trzeba przede wszystkim pomnożyć wartość nieruchomości przez wyrażoną w procentach szansę na jej odzyskanie (uzyskując tzw. wartość oczekiwaną zwrotu z inwestycji), od której należy odjąć koszty odzyskiwania i koszt pieniądza w czasie (proces reprywatyzacyjny trwający ponad dziesięć lat to niestety norma).

Uchylić, bo pobił żonę

Nakazując relatywizowanie ceny roszczeń do wartości nieruchomości, projekt umożliwia zatem uchylenie każdej decyzji reprywatyzacyjnej wydanej na rzecz nabywcy roszczeń.

Mamy tu zatem do czynienia de facto z regulacją tożsamą co do skutków z zakazem handlu roszczeniami, który – w mojej ocenie – byłby konstytucyjnie dopuszczalny, gdyby tylko nie został wprowadzonym ex post transakcji sprzedaży roszczeń i z retroaktywnym skutkiem. Tego rodzaju regulacja jest zaś oczywiście konstytucyjna, ponieważ godzi w prawa słusznie nabyte.

Reklama
Reklama

Równie „elastyczny" jest ostatni człon przesłanki z art. 25 ust. 1 pkt 5 projektu ustawy, gdy wydanie decyzji reprywatyzacyjnej doprowadziło do zastosowania wobec osoby zajmującej lokal groźby bezprawnej lub przemocy. Obejmuje on zatem przypadki zastosowania groźby bezprawnej lub przemocy przez dowolną osobę, tj. także przez kogo innego niż osoba, która odzyskała nieruchomość, jeśli tylko można takie wydarzenie powiązać przyczynowo z wydaniem decyzji reprywatyzacyjnej. Jeżeli zatem lokator, dowiedziawszy się o wydaniu decyzji reprywatyzacyjnej, wyładował frustrację na żonie, decyzja powinna zostać uchylona. Podobnie, jeżeli były właściciel odzyskał nieruchomość z lokatorami, a potem ją sprzedał, a nowy właściciel zastosował wobec lokatorów groźbę bezprawną.

Nadmienić należy, że okoliczność, iż doszło do stosowania gróźb bezprawnych lub przemocy, komisja ustalać ma samodzielnie, m.in. przesłuchując świadków. Jeżeli komisja będzie zaś w charakterze świadków przesłuchiwać lokatorów, to choćby nawet zostali oni wyzuci z posiadania lege artis, przez komornika, na podstawie prawomocnych wyroków eksmisyjnych, na pewno, składając zeznania, skorzystają z prostej ścieżki odwrócenia reprywatyzacji i zeznają, co trzeba o stosowaniu wobec nich przemocy lub gróźb.

Co gorsza, w przypadku tej przesłanki mamy do czynienia z uchyleniem decyzji reprywatyzacyjnej, na podstawie okoliczności, które nie mają nic wspólnego ani z wadliwością postępowania administracyjnego, ani z wadami samej decyzji, lecz z następstwami decyzji. Pozbawienie adresata decyzji własności ma charakter represji wobec niego, stosowanej za podjęcie (lub dopuszczenie do podjęcia przez osobę trzecią) czynności bezprawnych powiązanych przyczynowo z decyzją. Uchylenie decyzji jest zatem sankcją o charakterze represyjnym orzekaną przez organ administracji, jakim ma być komisja. Wydawać by się mogło, że w projekcie regulacji dotyczącej kontroli procesu reprywatyzacji trudno naruszyć przepisy konstytucji dotyczącej domniemania niewinności i wyłączności sądów w stosowaniu sankcji karnych. Wszystko wskazuje jednak na to, że w analizowanym projekcie projektodawcom to się udało.

Przesłanka z art. 25 § 1 pkt 5 projektu ustawy pozwalać zatem będzie na uchylenie wszystkich reprywatyzacji dokonanych na rzecz nabywców roszczeń oraz wszystkich reprywatyzacji nieruchomości zamieszkanych. W mocy pozostać mogą zatem jedynie decyzje reprywatyzacyjne wydane na rzecz spadkobierców byłych właścicieli, dotyczące nieruchomości niezamieszkanych. Może nie śledzę zbyt dokładnie wypowiedzi przedstawicieli rządu, ale wydaje mi się, że nie taki jest deklarowany cel nowej regulacji.

Jedyna krzepiąca wiadomość jest taka, że skoro komisja ma wydawać decyzje administracyjne, a projekt nie wyłączą możliwości ich zaskarżenia, to – na ogólnych zasadach – będą one podlegać kontroli sądów administracyjnych. Wypada zatem jedynie liczyć na ich rozsądek i zawężającą wykładnię przesłanek uchylenia decyzji reprywatyzacyjnych, rozbudowanych w projekcie do granic absurdu.

Autor jest doktorem nauk prawnych, adwokatem w kancelarii Gołębiowska Krawczyk Roszkowski i Partnerzy

Opinie Prawne
Marek Kobylański: KSeF, czyli świat nie kończy się na Ministerstwie Finansów
Opinie Prawne
Katarzyna Szymielewicz: Kto obroni wolność słowa w sieci?
Opinie Prawne
Katarzyna Wójcik: Plasterek na ranę czy prawdziwy lek?
Opinie Prawne
Piotr Haiduk, Aleksandra Cyniak: Teoria salda czy „teoria półtorej kondykcji”?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Dwa lata rządu, czyli zawiedzione nadzieje
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama