By urzeczywistnić swój projekt Jonas Ekfeldt musiał znaleźć autentyczne meble i wyposażenie sali sądowej. Okazja nadarzyła się dopiero po dziesięciu latach, gdy działalność na zlecenie rządu w Sztokholmie na wysepce Riddarholmen zakończył specjalny sąd ds. rynku. Sąd ten do tego roku prowadził procesy dotyczące prawidłowości różnych form marketingu.
Kiedy pomysłodawca dysponował już wyposażeniem, pozostała mu tylko kwestia wynajęcia lokalu. Ma przypominać salę sądową wielkością i wysokością. To zapewne jednak będzie łatwiejsze niż dostęp do jurydycznych atrybutów.
Kto skorzysta z tej koncepcji, która może wydać się niektórym absurdalna, luksusowa lub wręcz zbędna? W końcu nie chodzi tu o symulacje stricto procesów i dokładne oddanie ich przebiegu z podziałem na aktorów, ale o przybliżenie realiów rozpraw i pokazanie, na czym one polegają osobom, które nigdy w nich nie uczestniczyły.
Szwed tłumaczy, że dla wielu osób, które do sali rozpraw wstępują po raz pierwszy, takie przeżycie może być szokiem. To „dosyć specyficzne środowisko", które może nawet wywołać strach i paraliżować. Uważane jest też często za ciche, sztywne i surowe. Dlatego należy się z nim otrzaskać, by lepiej w nim funkcjonować.
Według Ekfeldta potrzebę przebywania w prawdziwym środowisku jurysdycznym, choć na niby, mieliby przede wszystkim świadkowie, ale także adwokaci i prokuratorzy.