Przedsiębiorcy: Dojne krowy systemu

Kilkanaście milionów Polaków - właściciele małych i średnich firm oraz ich rodziny - pozostaje bez politycznej reprezentacji swoich interesów. Wraz z kolejnymi wyborami to się niestety nie zmieni - pisze filozof i przedsiębiorca.

Aktualizacja: 15.09.2019 08:34 Publikacja: 12.09.2019 19:03

Przedsiębiorcy: Dojne krowy systemu

Foto: Adobe Stock

Nie ma chyba drugiej tak licznej i tak marginalizowanej grupy społecznej. Mimo kluczowej roli, jaką odgrywają w gospodarce, ich interesy są zawsze na dalekim miejscu. Mało tego, w perspektywie planowania kolejnych budżetów stają się oni bezpośrednimi sponsorami socjalnych programów lansowanych przez partie. Przedsiębiorcy – bo o nich mowa – od czasu transformacji ustrojowej są konsekwentnie ignorowani przez największe ugrupowania.

Każdy rząd wylicza...

W naszym kraju funkcjonuje więcej niż 1,9 mln małych firm. To 99,8 proc. wszystkich firm w Polsce. Wytwarzają one ponad połowę produktu krajowego brutto. 96 proc. z nich to mikrofirmy. Zatrudniają bezpośrednio 3,7 mln Polaków, pośrednio utrzymując całe rodziny. To prawie 70 proc. wszystkich pracujących w sektorze prywatnym.

Jak to możliwe, że są pozostawieni sami sobie? Prawodawca dba o to, aby karuzela zmian przepisów kręciła się nieustannie. Urzędy finansowe dokręcają śrubę, więc najmniejsi muszą uważać, aby się gdzieś nie potknąć. Przedsiębiorcy wolą pracować, niż narzekać, bo w odróżnieniu od polityków wiedzą, że dobrobyt bierze się z pracy, a nie z pieniactwa.

Oczywiście każdy rząd chętnie wylicza, ile dobrego robi dla drobnego biznesu, ale każdy, kto choć raz wziął się za działalność gospodarczą, dobrze wie, że to nieprawda. Wprowadzona w tym roku konieczność elektronicznego składania sprawozdań finansowych nie była przecież ukłonem w stronę prowadzących interesy, lecz ułatwieniem dla biurokratów. Urzędników, których z roku na rok jest coraz więcej. Prawodawca wymyślił, że to przedsiębiorcy, a nie urzędnicy, mają teraz gromadzić i archiwizować sprawozdawcze dokumenty.

E-państwo – brzmi dobrze? W tym roku każdy, kto prowadzi firmę, przeżył koszmar. Podatnik biznesowy musiał nie tylko gromadzić wszystkie dokumenty w tradycyjnej formie papierowej, ale dodatkowo skanować je, podpisywać elektronicznie i wysyłać do odpowiednich urzędów. Trwało to tygodniami. Firmy księgowe musiały dokupować bardzo drogie programy informatyczne, a także licencje na podpis elektroniczny.

Mało tego, dokumenty musiały być podpisywane w określonej kolejności, ponieważ w innym przypadku system ich „nie przyjmował”, nie dało ich się złożyć. Gdy jakiś organ spółki składał się z kilku osób, nie daj Boże, mieszkających w różnych miastach, podpisywanie dokumentów przypominało horror. Finalnie dokumenty są złożone, ale niesprawdzane jak do tej pory, bo kto zdoła przejrzeć papiery idące w dziesiątki, jeśli nie setki, milionów stron.

Potencjalnie podejrzani

Przedsiębiorca jest dla obecnego państwa automatycznie potencjalnym podejrzanym, którego należy zdusić wszelkim dostępnymi instrumentami. Doskonałym przykładem jest tzw. split payment. Płatność podzielona oznacza przymusowe założenie rachunku bankowego VAT, gdzie deponowane są środki tego podatku po zapłacie przez kontrahenta. Od przyszłego roku będzie on obowiązkowy dla wielu branż – budowlanej czy handlu urządzeniami elektronicznymi. Okazuje się, że podatnik nie może swobodnie dysponować swoimi finansami, ale za żądanie zwrotu nadpłaconego podatku niektóre urzędy pobierały opłatę skarbową!

Inną bulwersującą praktyką jest blokowanie rachunków bankowych w przypadku podejrzenia, że podmiot nie wykona zobowiązania podatkowego. Blokadę na 72 godziny, a następnie na trzy miesiące, można zrealizować nawet bez przedstawienia wiarygodnego materiału dowodowego przez organy skarbowe.

Zdradzeni przez partie

Przedsiębiorcy nigdy nie byli rozumiani przez polityków, mieli u nich bardzo złą prasę. Pamiętne słowa Jarosława Kaczyńskiego z poprzedniej kadencji, że biznesmenów interesuje tylko posiadanie willi z basenem, trudno dziś znaleźć nawet w internecie. Łatwiej dotrzeć do wypowiedzi, że przedsiębiorcy nie inwestują, najpewniej na złość rządowi. To wyraźnie pokazuje wyobrażenie partii rządzącej o ludziach, którzy prowadzą działalność gospodarczą w Polsce. Jeśli nie są oni oszustami wyłudzającymi VAT, to na pewno interesuje ich wyłącznie wyszukana konsumpcja.

Wyjaśnienia tego, dlaczego Prawo i Sprawiedliwość jest tak mocno oderwane od rzeczywistości w kwestii prowadzenia interesów przez najmniejsze firmy, szukać można w karierach polityków tej partii. Jej kierownictwo pamięta czasy uwłaszczenia się na majątku państwowym, zapomina tylko, że owa praktyka dotyczyła garstki uprzywilejowanych. Premier Morawiecki wywodzi się także ze środowiska, które umożliwiało zakup atrakcyjnych gruntów czy zrobienie kariery w finansach. Przeciętny Kowalski, harujący od nocy w budce z warzywami czy prowadzący pensjonat, nie staje przed analogicznymi perspektywami.

Dlatego dla przedsiębiorców oburzające są kolejne bariery dla ich rozwoju związane z podwyższaniem kosztów pracy. Także zapowiadane uzależnienie składek ZUS od przychodów nie jest krokiem w stronę najmniejszych, lecz zwiększeniem opodatkowania firm, którym będzie się zabierało coraz więcej składek do systemu ubezpieczeń społecznych.

Właścicieli firemek oszukała także Platforma Obywatelska. Sławetne trzy razy 15, które miało zrobić z Polski wolnorynkowego tygrysa Europy, okazało się jedną z wielu obietnic bez pokrycia. Dlatego publiczne wypowiedzi przedstawicieli opozycji na niedawnym Forum Ekonomicznym w Krynicy, że po ich ewentualnym zwycięstwie wyborczym zmiany gospodarcze przybiorą „kierunek estoński”, należy traktować w kategorii politycznego cynizmu. Politykom Koalicji Obywatelskiej żaden myślący racjonalnie przedsiębiorca już nie zaufa. Poprzednie rządy charakteryzowała bowiem zbytnia dowolność, bezmyślne przyjmowanie regulacji i słaby nadzór nad państwem.

Wspólna dla obu opcji jest większa dbałość o inwestorów zagranicznych niż o rodzimych, motywowana także względami politycznymi. Duże firmy zagraniczne, mimo że generują znacznie mniej miejsc pracy, mogą liczyć na dużo lepsze warunki funkcjonowania. W specjalnych strefach ekonomicznych otrzymują hojne dotacje od samorządów, grunty wraz z infrastrukturą i długoletnie zwolnienia podatkowe. Natomiast faktycznie w wielu multikorporacjach pracownicy są wynagradzani i traktowani znacznie gorzej niż u „prywaciarzy”.

Poważną ofertą polityczną dla małych i średnich firm nie jest także Konfederacja. Jej kilku ewentualnych przedstawicieli w parlamencie nie uczyni nic ponad obstrukcję. Zapewne wielu wyborców czuje się sfrustrowanych głosowaniem na partie kanapowe i nie chce marnować swojego głosu. Decyzję utrudnia też obecność w Konfederacji działaczy skrajnie narodowych, których poglądy na gospodarkę są mocno na lewo nawet od obecnego rządu.

Bez perspektyw

Od czasu transformacji ugrupowaniom reprezentującym mikrofirmy nie udało się przebić na prawicy. W obecnych realiach rynkowych bycie przedsiębiorcą rzeczywiście jest powołaniem, w którym ryzykuje się prywatne oszczędności, podejmując ryzyko całych rodzin, aby zaspokajać potrzeby bliźnich.

Przedsiębiorcy nie potrzebują konstytucji dla biznesu. Tzw. ulga na start to faktyczny okres bezskładkowy dla ubezpieczonego. Przedsiębiorcy z chęcią powitaliby za to uzależnienie składek od dochodów, ale w najniższych przedziałach zarobkowych. Podobnie jak większą kwotę wolną od podatku. Właśnie owe dwie sprawy są kluczowe dla tych, którzy wolą zakładać firmy za granicą niż w kraju.

Jednak politycy nie kwapią się z wysuwaniem propozycji tego typu zmian. Nic dziwnego, trudno bowiem zbalansować system ubezpieczeń w starzejącym się, bezdzietnym społeczeństwie. Zwłaszcza że wydatki państwa mają stałą tendencję wzrostową. Jak zatem odbierają kampanię wyborczą przedsiębiorcy? Nawoływanie przez największe partie do głosowania na ich przedstawicieli przypomina zachęcanie skazańca do wspólnego budowania szubienicy, na której wkrótce zawiśnie.

Autor jest przedsiębiorcą branży elektroenergetycznej i założycielem Instytutu Globalizacji. Obronił doktorat na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego pracą „Koncepcje państwa we współczesnym libertarianizmie”

Nie ma chyba drugiej tak licznej i tak marginalizowanej grupy społecznej. Mimo kluczowej roli, jaką odgrywają w gospodarce, ich interesy są zawsze na dalekim miejscu. Mało tego, w perspektywie planowania kolejnych budżetów stają się oni bezpośrednimi sponsorami socjalnych programów lansowanych przez partie. Przedsiębiorcy – bo o nich mowa – od czasu transformacji ustrojowej są konsekwentnie ignorowani przez największe ugrupowania.

Każdy rząd wylicza...

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Zmiana unijnego paradygmatu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Unia Europejska na rozstaju dróg
Opinie polityczno - społeczne
Cezary Szymanek: Spełnione nadzieje i rozwiane obawy po 20 latach w UE
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Witajcie w innym kraju
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Na 20 lat Polski w Unii
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO