Artur Ilgner: Marionetki Terleckiego

Nie milkną, i słusznie, komentarze po przaśnych słowach wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego, w młodości krakowskiego hipisa o ksywce "Pies". Dlaczego Canis lupus familiaris, tego żaden z jego znajomków nie tłumaczy. Za moich młodych lat mówiło się "pies na baby" - i każdy wiedział o co chodzi.

Publikacja: 07.08.2020 09:37

Artur Ilgner: Marionetki Terleckiego

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Faktem natomiast pozostaje, że Terlecki ujawnił, iż jego ojciec, pisarz Olgierd Terlecki, był byłym tajnym współpracownikiem UB. I to bezsprzecznie był akt jego determinacji politycznej. Zatem jeden z gwardianów prezesa Kaczyńskiego, arogancki wobec nieserwilistycznych dziennikarzy i każdego, kto nie zgadza się z poglądami PiS-u, kreującego się na "przewodnią siłę narodu" (dawne określenie PZPR), tym razem obraził aktorów Teatru Narodowego.

"Mali, śmieszni ludzie. Wydaje się im, że występują na Narodowej Scenie, a to tylko teatrzyk marionetek" - rzekł był. Stało się tak za sprawą wypowiedzi Janusza Gajosa, który w ostrych słowach skrytykował obecne zakusy dyktatorskie umiłowanego przez Terleckiego mentora i politycznego kreatora - prezesa.

Idąc tropem  "marionetkowym", nie sposób pominąć pięknej bajki i mistrza Dżepetto, który wystrugał drewnianego pajacyka - Pinokia. Pajacyk ten też był niegrzeczny i niesforny, ale w końcu poprawił się, zmądrzał, za co w nagrodę został prawdziwym chłopcem. Czy wicemarszałek zmieni się i zapanuje nad swoimi politycznymi emocjami i słowami - tego nie wiem. Podejrzewam, że nie. Jak ktoś był kontestatorem, a teraz chce być kreatorem, a przy okazji krytykiem teatralnym, to albo trzeba mieć, jak Pinokio, drewniane synapsy w mózgu, albo wycofać się z polityki. A jak taki ktoś ma jeszcze większe ambicje i chce wymądrzać się na temat teatru, jego formy, funkcji, ważności w kulturze, to najpierw musi się sporo nauczyć, a dopiero potem wygłaszać swoje opinie.

Wracając do Pinokia: bajki mają tę cechę (pomijam braci Grimm), że dobrze się kończą - w dodatku  morałem, który często jest przestrogą dla innych, podczas gdy w życiu nie zawsze zakończenie jest szczęśliwe. Szczególnie mało przejmuje się tym rządząca klasa polityczna, na co dowodów zbyt wiele. W tym wypadku dowodem jest wypowiedź ministra kultury, który zamiast stanąć w obronie obrażanych publicznie artystów oświadczył, że aktor Gajos to nie "święta krowa" i ma się liczyć ze słowami. I tak sprawa jednej wypowiedzi nabierała rozpędu; w obronie swojego zespołu stanął dyrektor Teatru Narodowego w Warszawie, Jan Englert,  mówiąc, że takie wypowiedzi obrażają jego rodzinę. Piękne to porównanie. Szlachetne i odważne! Zważywszy na fakt, że pan minister kultury w każdej chwili może odwołać obecnego dyrektora, postawa taka zasługuje na wyjątkowe uznanie.

Nie jest też tajemnicą, że środowisko artystów, ludzi sztuki, kultury, w tym aktorów, w zdecydowanej większości nie sympatyzuje z aktualną władzą, za co jest postponowane przez rządowe media. W tę narrację wpisuje się były hipis. Kpiąc z aktorów Teatru Narodowego, wali kilofem w jeden z filarów kultury polskiej - teatr, który od ponad dwóch wieków pełni jakże ważną rolę w naszej historii. Mało tego! Wali w każdy teatr! Kpi z nas wszystkich traktując tzw. suwerena (tylko w okresie kampanii wyborczych) instrumentalnie, bez cienia szacunku dla demokracji. Co to za postawa, jakiż cynizm, aby dla  przypodobania się swojemu guru poniżać, próbować odbierać godności aktorom (tego i tak nie da się zrobić), którzy swoimi osobowościami kreują tak delikatną materię jaką jest sztuka. Bo co by o aktorach nie powiedzieć, z reguły są to ludzie bystrzy, inteligentni, a jako współtwórcy każdego dzieła - wrażliwi. Czyż nie mają prawa do komentowania, oceny rzeczywistości w której żyją? Mają tylko wygłaszać zadane role? A czy w prawdziwym teatrze kukiełek nie występują aktorzy? Przede wszystkim ludzie, których powinniśmy szanować. Dopiero potem artyści, równie ważni, jak ci na czołowych scenach.

Źle się dzieje, gdy żądni władzy politycy, skryci za dekoracjami, pociągają za niewidoczne sznurki usłużnych kukieł. To dopiero jest sataniczne theatrum marionetek! Groźne to dla naszego bytu. Przyszłości i państwowości. Bo Polska to nie fantasmagoryczna opowiastka o drewnianym pajacyku. To sprawa zbyt poważna, by choćby z najpiękniejszej bajki, drewniany pajac wkładał tam swój długi nochal.

Faktem natomiast pozostaje, że Terlecki ujawnił, iż jego ojciec, pisarz Olgierd Terlecki, był byłym tajnym współpracownikiem UB. I to bezsprzecznie był akt jego determinacji politycznej. Zatem jeden z gwardianów prezesa Kaczyńskiego, arogancki wobec nieserwilistycznych dziennikarzy i każdego, kto nie zgadza się z poglądami PiS-u, kreującego się na "przewodnią siłę narodu" (dawne określenie PZPR), tym razem obraził aktorów Teatru Narodowego.

"Mali, śmieszni ludzie. Wydaje się im, że występują na Narodowej Scenie, a to tylko teatrzyk marionetek" - rzekł był. Stało się tak za sprawą wypowiedzi Janusza Gajosa, który w ostrych słowach skrytykował obecne zakusy dyktatorskie umiłowanego przez Terleckiego mentora i politycznego kreatora - prezesa.

Pozostało 83% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Czego chcemy od Europy?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Co Ostatnie Pokolenie ma wspólnego z obywatelskim nieposłuszeństwem