[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/12/15/mateusz-matyszkowicz-inteligent-w-ciemnych-okularach/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Wojciech Jaruzelski jest człowiekiem polskiej historii. Jeśli chcemy ją zrozumieć, musimy uważnie przyglądać się życiu tego sędziwego generała. Jeśli Jaruzelskiego sądzimy, osądzamy też to pokolenie inteligentów, które tworzyło w Polsce nowy porządek, a następnie utrzymywało go przy życiu. Różnica między Jaruzelskim a całą resztą jest jednak taka, że on jeden pozostał swojemu wyborowi wierny. Cóż z tego, że był to zły wybór.
[srodtytul]Karykaturalny fatalista[/srodtytul]
Chciałbym uniknąć niesprawiedliwych generalizacji. Ten tekst nie jest o każdym powojennym inteligencie, ale raczej o szczególnym typie, który PRL stworzył. I nie byli to wcale nowi ludzie, inteligenci w pierwszym pokoleniu. Do klasy peerelowskiej inteligencji dołączali także potomkowie rodzin ziemiańskich, osoby wykształcone jeszcze przed wojną. Stworzyli oni nowy model bycia inteligentem, gdzie oczytanie i szerokie wykształcenie połączone było ze służalczą postawą. I gdzie świadomość długiej historii polskiej inteligencji współistniała z przekonaniem o historycznej konieczności. I niech nas nie zmyli mundur – takim inteligentem-fatalistą był także Jaruzelski. Może karykaturalnym, ale jednak.
Jaruzelski odbierany jest różnie. Najczęściej postrzega się go jako samotnika. Może to być samotny zbrodniarz, kreatura pamiętana z nagranego komunikatu o ogłoszeniu stanu wojennego. Może to być bohater, wychowany w polskim dworze patriota, który przebył szlak bojowy z Syberii do Polski Ludowej, by w niej – po latach – wziąć na siebie ciężar trudnej decyzji ratującej naszą suwerenność. Może to być wreszcie rozumiejący historyczną konieczność wojskowy, który robił, co mógł, by ocaleć.