Reakcja naszych władz i głównych ośrodków kreowania opinii publicznej na drugą tragedię katyńską nie budzi optymizmu. Słyszymy, że powinniśmy się cieszyć, iż państwo funkcjonuje, a jego instytucje działają. To dość groteskowa pociecha. Nawet mnie, bardzo krytycznie oceniającemu stan państwa polskiego, nie przyszłoby do głowy, że miałoby się rozsypać z powodu śmierci prezydenta i kilku, nawet najważniejszych, urzędników, zwłaszcza że rząd nie poniósł żadnych strat.
Natomiast apele, aby bez reszty akceptować zachowania władz i uznawać je za najlepsze, gdyż inaczej naruszamy podniosłą atmosferę żałoby i polską jedność, nie byłyby warte odpowiedzi, gdyby nie ich dominacja w ośrodkach kształtowania opinii publicznej, a zwłaszcza mediach, które w Polsce już od jakiegoś czasu radykalny krytycyzm wobec opozycji równoważą serwilizmem w stosunku do rządu.
Nie mamy więc żadnych wyników śledztwa, które trwać ma rok (!), a już hipoteza nieszczęśliwego wypadku staje się dogmatem. Jeszcze mocniej wbijany nam w głowy jest inny pewnik o przełomie w stosunkach polsko-rosyjskich wywołany jakoby niezwykle pozytywną postawą, którą władze Rosji wykazały wobec Polski w sprawie katastrofy. Do rejestru oczywistości należy także uznanie dla postawy polskiego rządu.
Należy sprawdzić, czy te pseudooczywistości wytrzymają próbę krytyki. Dyskusja na ten temat toczy się głównie w Internecie. Jak zwykle w takich wypadkach następuje tam wysyp niepopartych niczym nieprawdopodobnych, sensacyjnych doniesień i teorii spiskowych. W sporej mierze są one jednak prowokowane powszechnie głoszonymi w mediach, niepopartymi niczym dogmatami o katastrofie 10 kwietnia oraz infantylnymi bajeczkami o rosyjsko-polskiej przyjaźni. Są jednak także w Internecie analizy ciekawe, a najlepszą z nich jest artykuł Łukasza Warzechy w Salonie24 „Zamach – słowo tabu”.