[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/janke/2010/06/23/obcy-w-swoim-panstwie/]Skomentuj na blogu [/link][/b] [/wyimek]
Dlaczego firmy badawcze popełniły tak duże błędy w prognozowaniu wyniku wyborów prezydenckich? Czy to problem socjologów, czy może objawy jakiejś społecznej choroby? Z jednej strony oczywiście mieliśmy do czynienia z błędami metodologicznymi i niewątpliwie firmy przygotowujące sondaże muszą mocno zweryfikować swój sposób pracy. Jednak problem jest poważniejszy.
[srodtytul]Słuchawką o widełki[/srodtytul]
Gdy pisałem ten tekst, pracę przerwał mi telefon. „Moje nazwisko Antkowiak, prowadzę ogólnopolską akcję…”. Nie usłyszałem jaką, bo wściekły trzasnąłem słuchawką o widełki. Polacy mają coraz mniej czasu, dostają coraz więcej telefonów z rozmaitymi propozycjami, czy to od sprzedawców koców, garnków, czy wycieczek do Lichenia. Kiedy dzwonią ankieterzy z PBS, CBOS czy SMG, część ludzi zapewne reaguje podobnie. Wszystko jedno, czy pytają ich o garnki, czy o partie polityczne. Zawracają znowu głowę, a mamy coraz mniej czasu, bo dwie prace, film, komputer, zakupy...
To normalne zjawisko. I w dodatku powszechne na całym świecie. Wszędzie są grupy pytanych, którzy nie chcą rozmawiać z ankieterami. – Stopień realizacji badań jest u nas i tak ciągle wyższy niż w krajach Europy Zachodniej, jak np. w Niemczech. To jest ogólnoświatowy trend – przekonuje socjolog profesor Henryk Domański. A jednak tak duża rozbieżność między sondażami a wynikami wyborów przydarzyła się właśnie Polsce.