Efekt cięciwy

Jeżeli Jarosław Kaczyński po kolejnych atakach TVN i „Gazety Wyborczej” dowie się, że jego nowa taktyka przynosi mu spadek notowań, nie musi koniecznie być to prawda – twierdzi publicysta

Publikacja: 02.08.2010 00:54

Efekt cięciwy

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

Od kampanii parlamentarnej 1991 r. w swojej publicystyce konsekwentnie apelowałem, by w sondażach uwzględniać to, że jedne partie są przeszacowane, a inne niedoszacowane. Początkowo spotykało się to z drwinami zarówno ze strony środowisk zajmujących się badaniem opinii publicznej (walczę z twardymi faktami), jak i znacznej części publicystów (nie podobają mi się wyniki, bo moi gorzej wypadają). W tamtej kampanii kilka pracowni dawało nikłą szansę ZChN, który osiągnął jeden z najlepszych wyników. Po kilku kolejnych wpadkach pracownie badania opinii publicznej zaczęły powoli uwzględniać fakt niedoszacowania prawicy w sondażach, choć oczywiście i w ostatnich wyborach doszło do potężnych kompromitacji (w pierwszej turze rozbieżności sięgały nawet kilkunastu procent).

[srodtytul]Presja otoczenia[/srodtytul]

Na czym polega mechanizm niedoszacowania wyników? Przede wszystkim pracownie badania opinii publicznej rzeczywiście dostają od ankietowanych odpowiedzi takie, jak widzimy, rzadko zdarzają się tu poważniejsze manipulacje. Problem w tym, że te odpowiedzi nie odpowiadają faktycznym preferencjom wielu osób. Z czego to wynika?

[wyimek]Sprawa smoleńska przyniosła Jarosławowi Kaczyńskiemu powiększenie grupy jego zwolenników i błędem była niemal całkowita rezygnacja z tego wątku w kampanii[/wyimek]

Konformizmem badanych i zmianą poglądów pod wpływem otoczenia zajmował się już w połowie ubiegłego wieku Salomon Asch. Wykazał, że pod wpływem nacisku środowiska badani byli w stanie wskazywać, że z dwóch kresek dłuższa jest ta, która w rzeczywistości była krótsza.

Badany przez ośrodek zajmujący się opinią publiczną jest poddawany podobnej presji. Z mediów, czyli często z jedynego otoczenia, które prezentuje wokół niego poglądy polityczne, jest naciskany na pewien kierunek odpowiedzi. Badanie nawet najbardziej anonimowe powoduje jednak efekt wyrwania do tablicy, a uczeń chce się przypodobać nauczycielowi. Zgaduje pożądany kierunek odpowiedzi, w czym zapewne młodzi badacze opinii z dużych miast mu bardzo nie przeszkadzają. Efekt jest taki, że od 10 do 20 procent badanych nie podaje swoich prawdziwych preferencji. Jedni je zmieniają, inni nie mówią prawdy, jeszcze inni odmawiają odpowiedzi. Informacja o wynikach badania powinna zawsze zawierać nie tylko liczbę osób, które nie miały zdania, ale także informację, ile osób odmówiło odpowiedzi. Dopiero to pozwoliłoby nam ocenić skalę niedoszacowania. Efekt niedoszacowania często był pogłębiany przez automatyczne doliczanie do wyników odpowiedzi osób niezdecydowanych według skali poparcia. Taki sposób uzupełniania sondaży zahaczał już o manipulację.

[srodtytul]Outsiderzy czy liderzy[/srodtytul]

Politycy i opinia publiczna powoli przyzwyczajają się do tego, żeby żyć z sondażami, które zaniżają preferencje. Bierzemy po prostu poprawkę na to, że wyniki PO są trochę zawyżone, a wyniki PiS lekko zaniżone. Po takiej poprawce intuicyjnie potrafimy określić przybliżony wynik. Pomyłki sondażowe nie powinny więc przynosić wielkich szkód. Jest jednak przypadek, w którym całkowicie zniekształcają obraz polskiej polityki. Chodzi tu o tzw. efekt cięciwy. Jak to wygląda? Przyjmijmy, że polityk podejmuje działanie, które podoba się znacznej grupie wyborców, ale jest mocno krytykowane przez dominujące media. Polityk zwiększa swoje faktyczne poparcie, ale z sondaży może się dowiedzieć czegoś odwrotnego. Im silniejszy nacisk mediów, tym efekt będzie mocniejszy, a cięciwa badań naciągnie się coraz bardziej pod prąd faktycznego poparcia.

Polityk otrzymuje wtedy informację, że jego działanie jest nieskuteczne i powinien go zaniechać. Nietrudno zgadnąć, że wielu ulegnie presji i zmieni swoje postępowanie. Efekt cięciwy występuje bardzo często przy charyzmatycznych przywódcach, którzy nie przejmując się elitami, idą pod prąd. Długo uważani za outsiderów nagle wyrastają na czołowych polityków. Ten efekt wystąpił też zapewne w 2005 r. po pierwszej turze wyborów prezydenckich przy sprawie dziadka z Wehrmachtu. Potępieniu w mediach nie było końca, sondaże pokazały, że kandydat PiS mocno na tym straci. Kilka dni przed wyborami cięciwa puściła. Sondaże gwałtownie poszybowały w górę. Nie wierzę, że miało to cokolwiek wspólnego z gwałtowną zmianą preferencji. Opinia publiczna już wcześniej wybrała Lecha Kaczyńskiego, a sprawa dziadka z Wehrmachtu mu ewidentnie pomogła.

Efektu cięciwy zupełnie w tych wyborach nie uwzględnił sztab Jarosława Kaczyńskiego. Jeżeli sondaże rzeczywiście wykazały chwilowy spadek poparcia dla kandydata po filmie „Solidarni 2010”, to było to odzwierciedlenie nastrojów w dużych mediach. Poparcie społeczne faktycznie rosło. Było to widać w stosunku do poziomu sprzed 10 kwietnia. Sprawa smoleńska przyniosła Jarosławowi Kaczyńskiemu powiększenie grupy jego zwolenników i błędem była niemal całkowita rezygnacja z tego wątku w kampanii. Osłabiono główny element mobilizacyjny. Sztab Kaczyńskiego został trafiony strzałą z cięciwy, którą przygotowali mu jego przeciwnicy.

[srodtytul]Sondażowa pułapka[/srodtytul]

Jak uniknąć tego efektu? Przede wszystkim należy sprawdzić, gdzie może on wystąpić. Jeżeli 60 – 70 proc. Polaków uważa, że sprawa smoleńska jest dla polskiej polityki priorytetowa, to trudno sądzić, że ukarze polityka, który się nią zajmuje. Efekt cięciwy mógł już wystąpić przy badaniu wskazującym, że Polacy nie chcą, by wykorzystywano sprawę smoleńską. Czy nie właśnie tego domagali się publicyści TVN i „Gazety Wyborczej” oraz politycy PO? Badania opinii publicznej mogą być ogromną pomocą, ale często są pułapką zarówno dla wyborców, jak i polityków. Zamiast czytać kolejne przeprosiny ośrodków badawczych i drukujących je gazet, lepiej rozumieć, jakie są ograniczenia tego narzędzia.

[i]Autor jest redaktorem naczelnym „Gazety Polskiej”[/i]

Od kampanii parlamentarnej 1991 r. w swojej publicystyce konsekwentnie apelowałem, by w sondażach uwzględniać to, że jedne partie są przeszacowane, a inne niedoszacowane. Początkowo spotykało się to z drwinami zarówno ze strony środowisk zajmujących się badaniem opinii publicznej (walczę z twardymi faktami), jak i znacznej części publicystów (nie podobają mi się wyniki, bo moi gorzej wypadają). W tamtej kampanii kilka pracowni dawało nikłą szansę ZChN, który osiągnął jeden z najlepszych wyników. Po kilku kolejnych wpadkach pracownie badania opinii publicznej zaczęły powoli uwzględniać fakt niedoszacowania prawicy w sondażach, choć oczywiście i w ostatnich wyborach doszło do potężnych kompromitacji (w pierwszej turze rozbieżności sięgały nawet kilkunastu procent).

Pozostało 87% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?