Byłem członkiem KRRiT w latach 1999 – 2005. Gdy otrzymałem propozycję od PiS, by ponownie ubiegać się o sejmowy wybór do tego organu, zastanawiałem się nad zadaniami, które przed nim stoją na najbliższe sześć lat. W dyskusji nad politycznymi konsekwencjami takiego lub innego ukształtowania jego nowego składu umknęła kwestia państwowych zadań, które przed nim stoją. Tekst ten ma być częściowym wypełnieniem tej luki.
[srodtytul] Polski OFCOM [/srodtytul]
Przede wszystkim należy zacząć od stwierdzenia, że państwowy regulator rynku mediów elektronicznych i telekomunikacji jest niezbędny. KRRiT powinna się postarać odzyskać instytucjonalny autorytet i rangę eksperckiego partnera dla władz w kształtowaniu ram państwowej polityki medialnej. Uważam, że – paradoksalnie – zadaniem nowo wyłonionego składu KRRiT powinna być… propozycja jej samolikwidacji! KRRiT powinna przygotować projekt ustawy powołującej polski OFCOM, czyli jednolitego regulatora mediów elektronicznych i telekomunikacji na wzór brytyjski. Wynika to oczywiście z pogłębiającego się przenikania tych mediów. W polskich warunkach sprowadziłoby się to de facto do połączenia KRRiT i Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE) wraz z przejęciem części uprawnień Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). W związku z tym, że wymagałoby to również zmian w konstytucji (KRRiT należałoby wykreślić z ustawy zasadniczej), uważam, że taką zmianę należałoby zaproponować po wyborach parlamentarnych 2011 r., bo być może dopiero wtedy pojawią się warunki do zawarcia politycznego porozumienia konstytucyjnego między PO a PiS. Teraz w to wątpię. Oczywiście polski OFCOM powinien być kolegialny, choć niewielki, i powinno się zaproponować mechanizm jak najdalej idącego apartyjnego wyłaniania tego kolegium. Powinno ono też mieć stabilną, długą kadencję.
[srodtytul]Cyfryzacja naziemnej telewizji [/srodtytul]
Drugim zadaniem KRRiT w tej kadencji powinno być rozpoczęcie i dokończenie procesu cyfryzacji telewizji w Polsce. Choć w dużej mierze dokonała się ona na rynku telewizji kablowych (1/3 gospodarstw domowych) i platform satelitarnych (kolejna 1/3 gospodarstw), musimy zdawać sobie sprawę, że bez przeprowadzenia naziemnej cyfryzacji grozi nam tzw. wykluczenie społeczne, czyli brak możliwości udziału wielu Polaków w obiegu informacji i partycypacji w życiu demokratycznego państwa. Dziś tylko nieco ponad 10 proc. gospodarstw domowych ma telewizory zdolne do odbioru wiązki telewizyjnego sygnału cyfrowego w przyjętym już w Polsce systemie kompresji MPEG-4. Choć posiadacze telewizji kablowej czy platformy satelitarnej nie potrzebują na razie takich odbiorników, to pozostali (ok. 1/4 gospodarstw) będą musieli do połowy 2013 r. albo zawrzeć umowę z „kablarzem”, albo z platformą satelitarną, albo kupić drogi telewizor plazmowy, albo dekoder za 200 – 300 zł. Części z nich trzeba będzie dofinansować jego zakup. Kto ma to zrobić? Budżet państwa? Nadawcy? Mówimy o kwotach rzędu 500 – 800 mln zł. Pewnie spróbuje odpowiedzieć na te pytania ustawa cyfryzacyjna, z dużym opóźnieniem przygotowywana przez rząd (ponoć jej kształt poznamy we wrześniu), ale niepokojące jest to, że jej założeń i kształtu nie zna KRRiT, a być może i UKE. Na razie proces cyfryzacji rusza w Polsce tylko dzięki determinacji i porozumieniu tych dwóch organów państwa. Wojna o prestiż i szczegółowe rozwiązania w tej sprawie między nimi a rządem jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje modernizacja Polski.