ABW ogłasza, że była tam gra, gdzie rzucało się w prezydenta fekaliami, choć to nieprawda, i że można było to traktować jako zapowiedź zamachu. Władcom kominiarek przypominam, że Ryszard C. nie zakładał strony, w której strzelało się do Marka Rosiaka. Najbardziej absurdalne są jednak próby odcięcia się polityków partii rządzącej i otoczenia prezydenta od akcji ABW – jakby kneblowanie krytyków pojawiło się za tej władzy po raz pierwszy. A obstawienie policją Krakowskiego Przedmieścia w rocznicę Smoleńska? A transparenty kibiców zwijane w pośpiechu? A mandaty za "obrazę premiera"? A zgarnięcie na komisariat dwóch panów na Górze św. Anny za napis "Przyszła pora na AntyKomora. Wolność słowa jest niezdrowa"?
Przyjaciel obecnej głowy państwa, wciąż zapraszany przez "przyjaciółkę" Lecha Kaczyńskiego Monikę Olejnik do radia i telewizji, nawet po tragicznej śmierci prezydenta obrażał go znacznie wulgarniej. A dziś? Żarty się skończyły – powinien napisać na koniec twórca AntyKomor.pl.
A kiedy one się kończą, zaczyna się satyra, do jakiej przywykliśmy w PRL – pełna aluzji i ironii. Mówiło się wtedy "oni" i wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi, śpiewało, że żyje się lepiej, a publiczność płakała ze śmiechu. Dziś kibice przyprowadzają na mecz kozę o imieniu Donald, bo nie mogą krzyczeć tego, co im serce dyktuje. Miłośnicy żużla, których nie sposób posądzać o agresję, wywieszają transparent "Tola ma Donalda, Donald ma tole". W Opolu kibice urządzają happening "Alternatywy 4". Władza musi się śpieszyć z dekretem o poczuciu humoru, w którym będzie zapisane, z kogo można drwić zawsze i wszędzie, a z kogo tylko w programach Szymona Majewskiego.
Kilka polskich czasopism zamknęło już swoje fora internetowe, bo minister Sikorski wydał wojnę tym, którzy go obrażają. Jako Radek znieważał jednego prezydenta na wiecach, a drugiemu chciał wieszać portrety w ambasadach, jako Radosław udaje dżentelmena. "Jak daleko posunie się wykorzystanie Internetu oraz działanie w kapturze, czyli pod nickiem, do nieprawej walki?" – czytamy na oficjalnym forum partii rządzącej. W końcu zapowiadała "ofensywę w Internecie".