Inne czasy, inne warunki, inny system. Iluzoryczną demokrację III RP dzielą lata świetlne od totalitaryzmu, a oligarchia nasza nie ma nic wspólnego z komunizmem, chociaż wyrasta z niego. A jednak...

Być może najbardziej uderzający jest rozziew pomiędzy oficjalną propagandą, którą uprawia dziś wespół z rządem główny nurt medialny, a rzeczywistością. Z nic nieznaczącej prezydentury UE cieszymy się jak niegdyś z sukcesów RWPG. W sytuacji kryzysu euro rząd przy aplauzie dziennikarzy ogłasza, że jego priorytetem jest przyjęcie go u nas. Słyszymy, że jedynym lekiem na wszystkie problemy integracji UE jest więcej integracji, gdyż, uwaga: Europa jest jak rower, jeśli nie jedzie (to znaczy nie jednoczy się) – upada. Swoją drogą w nieodległych czasach słyszeliśmy, że jedynym lekarstwem na niedomogi socjalizmu jest więcej socjalizmu, tylko o rowerze nic nie było.

Metafora roweru oddaje poziom intelektualny argumentów integracyjnych i gdyby nawet nie było żadnych innych powodów, powinna budzić niepokój. Jeśli zamiast racjonalnego namysłu i analizy faktów oferuje się nam ciąg skojarzeń, to nic dziwnego, że ekspertem od Unii jest Monika Richardson. Urocza blondynka tłumaczy nam z uśmiechem, że lepiej razem niż osobno, lepiej kochać się, niż wojować, lepiej się łączyć, niż dzielić. Mówi przy tym, że świeci słońce, ludzie uśmiechają się i mogą podróżować, a malkontenci chcą im to odebrać. Nic dziwnego więc, że obraża jednego z nich, który ma pecha być jej rozmówcą. Malkontentom się należy, bo szkodzą racji stanu, atakując rząd, który przecież nas reprezentuje, zwłaszcza w czasie prezydencji. I znowu trudno sobie nie przypomnieć czasów, gdy krytyka rządu albo systemu była "działalnością antypolską".

Nie mogąc opędzić się od reminiscencji, człowiek zaczyna się zastanawiać, kim byliby w tamtych czasach pracownicy frontu propagandy III RP. Np. Tomasz Lis, bo kim byłby Jacek Żakowski, wiadomo doskonale.