Wydawało się, że w tabelach rekordów na zawsze już pozostanie jego znakomity wynik, jaki osiągnął podczas wywiadu z Jarosławem Kaczyńskim, gdy próbował go przekonać, że na PiS zna się lepiej.

Ku zdziwieniu Lisa nawet część mainstreamowych mediów uznała tamte prężenie muskułów za grubą przesadę. Późniejsza wizyta w programie Kuby Wojewódzkiego, gdzie obaj rozmawiali o wielkości, ale głównie w kontekście męskich narządów płciowych, miała wizerunek Lisa poskładać do kupy. Dziś chce on odzyskać większy wpływ na opinię publiczną, drukując we „Wprost" listę „100 najbardziej wpływowych Polaków".

W przepastnych magazynach musiało pozostać sporo mazideł, skoro do tego grona periodyk Lisa zalicza córkę premiera – Kasię Tusk. Ta szczęśliwie stroni od polityki, prowadząc sponsorowany blog o modnych ciuszkach i słodkich placuszkach, ale Lis wie swoje, kiedy pisze: „Na początku listy jest Tusk, na końcu listy również Tusk, Kasia Tusk. To nie żadna zgrabna klamra. Raczej stwierdzenie prostego faktu – jeśli ktoś ma wielki wpływ na najbardziej wpływową osobę w Polsce, to sam jest osobą wpływową". To kapitalne odkrycie z dziedziny „wpływologii familijnej" rodzi, niestety, kilka pytań.

Np. jak wielki wpływ ma na Lisa jego żona Hanna, która swojego czasu zaprotestowała przeciwko poinformowaniu opinii publicznej o fakcie, że pewien „niezależny raport" powstał w środowisku PO? Czy rzekoma siostrzenica pana prezydenta, którą możemy oglądać w odważnym erotycznie reality show o znamiennym tytule „Blow Job – The Real Office", mogła mieć jakiś wpływ na ortografię wujka Bronisława? I najważniejsze – czy tworzenie rządu trwa dziś tak długo, bo ostateczne decyzje w przerwie między zakupami musi podjąć panna Tusk?

W odzieżowym blogu wyraźnie namawia: „Nie bójcie się rzeczy używanych, ale niezniszczonych". Jeśli naprawdę jej wpływ na decyzje taty jest tak wielki, jak przekonuje Lis, oznacza to, że zmiany w rządzie będą naprawdę kosmetyczne. Zniszczeni na lewo, używani na prawo, premier na urlop.