Przydarzyło mi się to kilka dni temu i wciąż nie mogę wyjść ze zdumienia. Prawda jest bowiem taka, że pedofilia nie jest nawet największym problemem polskiego Kościoła. Choć akurat to, co się dzieje w tej kwestii, dobrze pokazuje, co nim jest: niezrozumienie niektórych wyzwań współczesności, takich jak np. zmiana sposobu działania mediów.
Dowodem jest fatalna wypowiedź arcybiskupa Józefa Michalika, sugerująca że krzywdzone dzieci same mogą być sobie winne. Fatalna podwójnie, bo hierarcha w istocie miał na myśli coś zupełnie innego. A po drugie, nieszczęsne słowa padły podczas obrad, których efektem ma być taka zmiana kościelnych procedur, by przypadki pedofilii były natychmiast karane. Bo przecież w istocie chodzi o to, że czasem je tuszowano. Dla każdego, kto nie żywi wobec Kościoła uprzedzeń, jest oczywiste, że potępienie pedofilii i jej sprawców jest wśród hierarchów jednoznaczne.
Dla mnie najbardziej interesujące jest jednak co innego. Dlaczego niektóre media z taką zaciekłością zajmują się tropieniem pedofilii wśród duchownych? Przecież skala dewiacji jest w tej grupie zawodowej wcale nie większa niż wśród przedstawicieli innych profesji, którzy mają na co dzień styczność z dziećmi. Gdyby komuś chciało się pogrzebać w policyjnych statystykach, ba, nawet w gazetowych archiwach, znalazłby gdzie indziej nie mniej ujawnionych przypadków co w Kościele. I też byłaby to skala marginalna, bo 99,9 proc. osób pracujących z dziećmi to przecież nie dotyczy! Nie znaczy to oczywiście, że problem należy lekceważyć, wprost przeciwnie, z tym większą surowością należy takie przypadki karać, by to niebezpieczeństwo wykluczyć całkowicie.
Dlaczego zatem duchowni? Są tacy, którzy odpowiadają, że to zorganizowana antykatolicka kampania mediów nienawidzących Kościoła. Oczywiście, i takich motywacji nie można u niektórych dziennikarzy wykluczyć. Ale nie one wydają mi się decydujące, tylko kontekst kultury masowej. Otóż, niewiele rzeczy tak dobrze się dziś sprzedaje w mediach jak kontrowersje związane z religią. Od zawsze zaś dobrze sprzedają się dewiacje. Połączenie tych dwóch tematów w jednym to produkt, o jakim można tylko pomarzyć. Produkt, który można sprzedawać długo i z dobrym skutkiem. I o to tak naprawdę chodzi.