"Gazeta Polska Codziennie" ma kłopoty. Jej redaktor naczelny Tomasz Sakiewicz zaprzecza krążącym w internecie plotkom i twierdzi, że są one wyssane z palca. To zrozumiałe, że z racji zajmowanego stanowiska nie może potwierdzać przykrych dla tytułu wiadomości, ale z faktami trudno dyskutować. Sprzedaż spada, dystrybutor domaga się od wydającego „GPC" wydawnictwa Forum ?3 mln zł, a słowa Sakiewicza o tym, że gazeta „jest na granicy osiągnięcia rentowności", tłumaczy się na zwyczajny język „przynosi straty". To sytuacja podbramkowa.
Dziwnym zbiegiem okoliczności problemy gazety zajmującej pozycję reduty na prawym skrzydle polskich mediów zbiegły się z jeszcze większymi problemami obrońców lewej flanki. Kłopoty „Dziennika Trybuny" to już nie pogłoski internetowe, ale twarde fakty. Po kolei wykruszyli się nieotrzymujący wynagrodzenia dziennikarze, na facebookowej stronie gazety pojawiło się (choć potem zniknęło wraz ze stroną) pożegnanie z czytelnikami. Także w tym przypadku szefowie spółki wydającej gazetę (Edusat) nie są szczególnie rozmowni, jednak z dziennikarskiego doświadczenia wiemy, że unikanie rozmowy o złych wiadomościach zwykle okazuje się ich potwierdzeniem.
Upadek każdej gazety – także tej najbardziej nielubianej – to osłabienie całej branży medialnej i kolejny krok w stronę jej jeszcze większych kłopotów
Rozrastanie się plemion
Informacje dotyczące obu gazet natychmiast wywołały szeroki odzew – jak zwykle głównie w serwisach społecznościowych. „Nareszcie", „dobrze im tak", „wreszcie nie trzeba będzie czytać tych bzdetów" – czytałem te wpisy z rosnącym zdumieniem. Tym bardziej że większość ich autorów to osoby, które są związane z mediami.
Nie należę do fanów żadnego z wymienionych tytułów, jednak od pierwszej chwili po otrzymaniu tej wiadomości czułem raczej przygnębienie. Przede wszystkim dlatego, że upadek każdej gazety – także tej najbardziej nielubianej – to osłabienie całej branży medialnej i kolejny krok w stronę jej jeszcze większych kłopotów. Tylko dziecięca naiwność niektórych moich kolegów może pozwolić im na wiarę, że upadek gazety z drugiego krańca polityczno-medialnego spektrum poprawi ich własną sytuację.