Wicekanclerz Niemiec: Na ratunek Europie

Wykluczenie jakiegoś państwa ze strefy Schengen to pozorne rozwiązanie. Zamiast tego musimy z całą mocą wcielać w życie wspólne decyzje europejskie i odbudować zaufanie pomiędzy naszymi krajami – pisze wicekanclerz Niemiec, szef SPD.

Aktualizacja: 25.02.2016 23:27 Publikacja: 24.02.2016 17:57

Wicekanclerz Niemiec: Na ratunek Europie

Foto: AFP

Pół wieku temu w Polsce rządzonej przez komunistów metropolita wrocławski napisał, wykazując się niezwykłą odwagą i dalekowzrocznością, list polskich biskupów do ich niemieckich braci w urzędzie. W środku zimnej wojny, w społeczeństwie, które doświadczyło planowego niszczenia Polski i ludobójstwa dokonanego przez Niemców w Auschwitz, Treblince, Sobiborze, kardynał Bolesław Kominek słowami: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie", uczynił pierwszy wielki krok ku pojednaniu polsko-niemieckiemu. Kilka lat później Willy Brandt ukląkł przed pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie.

Duchowa siła

Kardynał Kominek zapisał w swych notatkach, jaki powinien być wspólny cel: „Sposób mówienia nie może być nacjonalistyczny, lecz europejski w najgłębszym sensie tego słowa. Europa jest przyszłością, nacjonalizmy są wczorajsze". To pokazuje, jak bardzo Polacy czuli się związani z ideą europejską. O kardynale Kominku w Niemczech zapomniano, w innych krajach pozostał on mało znany. A polski hierarcha zasłużył na to, aby 50 lat po liście pasterskim być postawionym w jednym szeregu z ojcami założycielami Europy: Alcide De Gasperim, Sicco Leendertem Mansholtem, Jeanem Monnetem czy Robertem Schumanem.

My, Niemcy, moglibyśmy w ten sposób pokazać naszym polskim sąsiadom, że wiemy, iż Europa nie potrzebuje niemieckich wzorów, lecz wspólnej woli utrzymania politycznej jedności, tego największego sukcesu w historii naszego kontynentu. Słowa kardynała Kominka są przestrogą, aby nie popadać we „wczorajszy" nacjonalizm. To ostrzeżenie dawno nie było tak ważne jak dzisiaj.

Europejska integracja przechodzi jedną z najtrudniejszych prób w powojennej historii. Mimo to nie sądzę, abyśmy powinni byli wciąż ogłaszać rozpad Unii Europejskiej. Powinniśmy raczej mówić o tym, że Europa potrafi wyjść z tej próby. Jeśli przypomnimy sobie odwagę ojców założycieli Europy, którzy jako przedstawiciele narodów ofiar zaledwie kilka lat po zbrodniach wojny zaprosili naród sprawców do wspólnego stołu cywilizowanych krajów, nie ma naprawdę powodów, aby tracić nadzieję.

Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, z jakich źródeł Unia czerpie duchową siłę.

Po pierwsze, sprawa pokoju. Europa jak żaden inny region cierpiała z powodu wyniszczającej agresji nacjonalizmu. Po dwóch totalnych wojnach z milionami ofiar integracja europejska dawała szansę wytchnienia w poczuciu bezpieczeństwa i wspólnoty. To była odpowiedź na nazistowski terror, na wyniszczającą wojnę, na ludobójstwo. Zapewnienie pokoju to nie jest opowieść z minionych czasów. Nowa nacjonalistyczna propaganda, która przechodzi w przemoc militarną, terroryzm naznaczony religijnie, wojny domowe i rozpad państw, geopolitycznie umotywowane agresje u granic Unii – to wszystko pokazuje, jak bardzo jesteśmy zależni od stabilności Europy jako projektu pokojowego.

Po drugie, obietnica wolności. Przez cztery i pół dekady Europa była podzielonym kontynentem. Odważne ruchy demokratyczne Polski, Węgier, ówczesnej Czechosłowacji, a wreszcie także w NRD, doprowadziły do obalenia dyktatury i otwarcia granic. Dopiero w ten sposób mogła powstać ta przestrzeń wolności, w której ludzie mogą się poruszać nieograniczani i nieinwigilowani. Nasi środkowoeuropejscy partnerzy w UE zasługują za to na nasz szacunek. Integracja europejska jest zwycięstwem wolności, demokracji i praw człowieka nad autokratyzmem i uciskiem. Ale autorytarne metody rządzenia nie zamknęły się w podręcznikach historii. Ataki na niezależność sądów i mediów albo dławienie i izolowanie mniejszości – to wszystko powróciło. Ruchy skrajnie prawicowe otwarcie opowiadają się przeciwko prawom człowieka i obywatela.

Po trzecie, sprawiedliwy dobrobyt jako cel. W międzynarodowym współzawodnictwie systemów gospodarczych brały udział nie tylko gospodarka rynkowa i planowa. Europa zna różne odmiany państwa socjalnego. Przy wszystkich różnicach Unia jako całość reprezentuje w globalnym współzawodnictwie drogę, która odrzuca fałszywy wybór pomiędzy rynkiem a państwem, między wydajnością pracy a wzrostem płac, między przemysłem a ochroną środowiska.

Po czwarte, chodzi o zrównoważony model dobrobytu. Dyskusje prowadzone od dziesięcioleci o granicach wzrostu i zwrocie ku ekologii były uważane za europejskie bredzenie. Dzisiaj potencjał przemysłowy, technologie wydajnościowe, kompetencja w dziedzinie energii odnawialnej to nie tylko przewaga konkurencyjna. Jest to również świadectwo, że ze swym zrównoważonym modelem dobrobytu Europa ma zadatki na odgrywanie roli awangardy gospodarczej.

Po piąte, solidarność i zwartość. Po zakończeniu zimnej wojny doszło do dalszego przesunięcia układu sił na niekorzyść Europy. Na tle szybko się rozwijających, silnych demograficznie, wschodzących rynków, narody europejskie zrobiły się małe. W zetknięciu z Chinami, z ich ponadmiliardową ludnością, z Rosją jako mocarstwem surowcowym i USA jako mocarstwem cyfrowym, Europa ma szanse na partnerstwo tylko jeżeli będzie zjednoczona i zdolna do działania.

Skutki kryzysu

Kolejny krok to uświadomienie sobie, dlaczego nasiliły się sprzeczności społeczne, gospodarcze i polityczne w UE. Trzeba sobie uczciwie odpowiedzieć na pytanie, co poszło w złą stronę.

Minęło dopiero sześć lat od chwili, gdy skutki międzynarodowego kryzysu finansowego nabrały charakteru zagrożenia dla istnienia wspólnej waluty europejskiej. Był to przełomowy moment. Zaburzenia wywołane kryzysem bankowym, a potem zadłużeniowym, uderzyły wszędzie w realną gospodarkę, stłumiły inwestycje, zwiększyły bezrobocie i spowodowały spadek dochodów gospodarstw domowych, a także wpływów podatkowych państw.

W tych krajach strefy euro, które i tak były zadłużone, szok dotychczas nie został przezwyciężony. Stopa bezrobocia w strefie euro przed kryzysem wynosiła 7,5 proc., w roku 2013 wzrosła do 12 proc., a dziś wynosi nadal 11 proc. Nie tylko Grecja miała jesienią 2015 roku bezrobocie wśród młodzieży na poziomie 48 proc. W Hiszpanii wynosi ono 47 proc., we Włoszech prawie 40 proc., a nawet we Francji 25 procent.

W tym samym czasie Niemcy szybko wyszły z koniunkturalnej słabości i odnotowały wzrost gospodarczy, historycznie niskie bezrobocie, wzrastające płace i lekki przyrost świadczeń społecznych. Im bardziej dzielą sukcesy jednych i niepowodzenia drugich, tym trudniej o zrozumienie pomiędzy obiema stronami. Nawet pomiędzy Niemcami a Francją, dwoma państwami w sercu Europy, powstała nierównowaga.

Tu nie sposób nie zwrócić uwagi na specyfikę pomocy finansowej w strefie euro. Z ponad 200 mld euro pomocy, jakie Grecja otrzymała w latach 2010–2015, największa część, około 145 mld, trafiła do międzynarodowych wierzycieli na spłatę starych długów. A więc mobilizujemy wielomiliardowe sumy, żeby ustabilizować europejski system finansowy. Ale zarazem nie potrafimy poprawić warunków gospodarczych i socjalnych ludzi w krajach, które są odbiorcami tej pomocy. Jeśli nie zmienimy tej polityki, przyspieszymy rozpad Europy, zamiast pomóc w osiągnięciu wzrostu gospodarczego i tworzeniu miejsc pracy.

Dlatego dobrze, że latem 2015 roku, deklarując poparcie dla pozostania Grecji w strefie euro, istotnie zmieniliśmy program ratunkowy. Większe znaczenie zyskały inwestycje, wzrost gospodarczy i sprawiedliwe rozłożenie kosztów. Program nie ogranicza się do żądania, aby Grecja dalej naprawiała swe finanse państwowe, lecz uznaje, że kraj tkwiący w głębokiej recesji może zostać przytłoczony nierealistycznymi celami budżetowymi. Jeśli rząd Grecji będzie nadal poważnie podchodził do reform, musimy znaleźć sposób, żeby redukować greckie długi. Kolejne cięcia dochodów nie tylko nie wprowadzą tego kraju na ścieżkę wzrostu, lecz doprowadzą do protestów społecznych i w końcu utraty zdolności rządzenia. W tej sytuacji cotygodniowe apele Unii, aby Grecja zrobiła więcej dla ochrony granic zewnętrznych UE, brzmią nieomal cynicznie.

Napływ uciekinierów w ubiegłym roku wydarzył się w najgorszym możliwym momencie. W środku tlącego się kryzysu zaufania do integracji europejskiej zderzyliśmy się z największym wyzwaniem humanitarnym w Europie od zakończenia drugiej wojny światowej. Niemcy bez wątpienia dźwigają największy ciężar związany z przyjmowaniem i utrzymaniem uciekinierów. I to nie tyle dlatego, że wszystkich ich zaprosiliśmy do siebie, lecz głównie dlatego, że jako jeden z najsilniejszych gospodarczo krajów staliśmy się największym magnesem. Ale nawet najsilniejsze kraje same nie poradzą sobie z tym wyzwaniem. Przekonujemy się teraz, że jesteśmy zdani na poparcie polityczne innych partnerów z Unii i nie spadnie nam korona z głowy, jeśli się do tego otwarcie przyznamy.

W tej dyskusji potrzeba więcej uczciwości. Wykluczenie jakiegoś kraju z obszaru Schengen i de facto pozostawienie go poza granicami UE, jak może się stać wskutek proponowanej przez konserwatystów budowy płotów granicznych na granicy z Macedonią, to pozorne rozwiązania. Zamiast tego musimy z całą mocą wcielać w życie wspólne decyzje europejskie i odbudować zaufanie pomiędzy naszymi krajami. To, co jest konieczne, to szczelny system rejestracji, wystarczające miejsca do zakwaterowania i uporządkowany rozdział uciekinierów.

Jestem przekonany, że w polityce w sprawie uciekinierów jest możliwe nowe otwarcie. Utworzyliśmy wielomiliardowe fundusze do ratowania banków. Dlaczego nie można tego zrobić dla ratowania ludzi?

Odnowa idei jedności europejskiej wymaga połączenia dwóch rzeczy: naprawy gospodarki Unii i gotowości wszystkich krajów członkowskich do podziału obowiązków i do solidarności. Zwalczanie zbyt wysokiego bezrobocia musi iść w parze ze wspólną polityką azylową i w sprawie uciekinierów. Dopóki Niemcy będą tylko domagać się solidarności w sprawie przyjmowania uchodźców, ale nie będą gotowe do inwestowania we wzrost gospodarczy i zatrudnienie w Europie, dopóty nikt nam nie pomoże. Tylko połączenie tych dwóch rzeczy pozwoli nam wyjść z blokady politycznej.

Współpraca ponad egoizm

W preambule traktatów rzymskich zawarte jest określenie celu integracji europejskiej jako „ever closer union". Dążenie do coraz ściślejszej integracji narodów europejskich to dziś sprawa kontrowersyjna. Musimy się uczyć, tak jak światli Europejczycy przed nami, sztuki kompromisu pomiędzy różnymi interesami.

Socjaldemokracja opowiada się za tym, żeby żadnego państwa nie wypychać ze strefy euro czy Schengen, i chce wykorzystać wszystkie możliwości, aby przekonać Brytyjczyków do głosowania za pozostaniem w UE. Według nas Rada Europejska powinna podjąć wysiłek, żeby zawrzeć z Wielką Brytanią kompromis, który wzmocni Europę. Trzeba przy tym uważać, aby reformy nie doprowadziły do wewnętrznej dezintegracji albo blokady UE. Weto przeciwko dalszym krokom integracyjnym nie będzie możliwe. Ograniczenie na pewien czas świadczeń społecznych jest naszym zdaniem uzasadnione, żeby zapobiec celowej migracji do krajów z rozbudowanym systemem socjalnym. Nie można przy tym dopuścić do trwałej dyskryminacji obywateli Unii, którzy podejmują pracę zarobkową w innym kraju UE. Porozumienie w tej sprawie jest możliwe.

Powinniśmy w Europie mówić więcej o szansach zamiast o zagrożeniach. Europa to nadal fascynujący pomysł na współistnienie ludzi i narodów. Idea europejska stawia dobro wspólne ponad interes indywidualny, wielość kultur ponad przymusowe dopasowywanie się, jakość życia ponad gromadzenie bogactw, zrównoważony rozwój ponad bezwzględne wykorzystywanie człowieka i natury. A przede wszystkim idea europejska stawia współpracę ponad egoistyczne posługiwanie się siłą.

Autor jest wicekanclerzem oraz ministrem gospodarki i technologii RFN, przewodniczącym Socjaldemokratycznej Partii Niemiec

Pół wieku temu w Polsce rządzonej przez komunistów metropolita wrocławski napisał, wykazując się niezwykłą odwagą i dalekowzrocznością, list polskich biskupów do ich niemieckich braci w urzędzie. W środku zimnej wojny, w społeczeństwie, które doświadczyło planowego niszczenia Polski i ludobójstwa dokonanego przez Niemców w Auschwitz, Treblince, Sobiborze, kardynał Bolesław Kominek słowami: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie", uczynił pierwszy wielki krok ku pojednaniu polsko-niemieckiemu. Kilka lat później Willy Brandt ukląkł przed pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?