W sporze o Trybunał Konstytucyjny dochodzimy powoli do etapu, na jakim jest też obecnie spór o aborcję, imigrantów czy lustrację. Obie strony sporu mają tam zgromadzony zestaw argumentów, na różne sposoby powtarzanych w trakcie licznych, coraz bardziej jałowych dyskusji. Działa to na zasadzie, że na argument A druga strona odpowie argumentem B, na co pierwsza z kolei przedstawi argument C... I tak dalej, i tak dalej.
Niemniej o ile argumenty w wymienionych wyżej sporach żyją już wiele lat, o tyle te w bieżącym sporze są zupełnie nowe, można rzec: nieobrobione. Może więc warto je zebrać i przedstawić, do czego tak naprawdę prowadzą. Nie chodzi mi nawet o obalanie ich z punktu widzenia szczegółowej wykładni prawnej. Tym zajęło się już sporo uznanych autorytetów prawniczych. Chodzi raczej o publicystyczne pokazanie, do jakich wniosków musi siłą rzeczy prowadzić rozumowanie przeciwników Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli bowiem już zabieramy się do tego prawa i jego wykładni, to pamiętajmy, że jedną z kluczowych jego wartości jest konsekwencja prezentowanego wywodu.
Telefon do szamana
Zacznijmy od „inwokacji". Otóż większość krytyków Trybunału zaczyna wprost lub w sposób dorozumiany od założenia: „ja co prawda nie jestem prawnikiem, nie mam doświadczenia w wykładni prawa, ale na mój rozum Trybunał nie ma racji". Mamy różne tego wersje. Rzecznik rządu arbitralnie stwierdza, że Trybunał wydał „komunikat", politolog z Ministerstwa Sprawiedliwości uznaje pogardliwie, że sędziowie spotykają się na kawie. I tak dalej, przykłady można mnożyć.
Ale w tym miejscu, powtórzmy, również potrzebna jest konsekwencja. Załóżmy, że ktoś uznaje, że nie będąc prawnikiem lub nie posiadając na innej podstawie doświadczenia prawniczego, może arbitralnie przesądzać o wykładni prawa. Że podświadomie czuje się mądrzejszy od profesorów prawa. W takim przypadku powinien przyjętą przez siebie zasadę zastosować także gdzie indziej. Jeżeli kiedyś będzie go czekała operacja, to niech publicznie obwieści, że decyzję o najlepszych środkach zaradczych ma podejmować nie chirurg, ale przypadkowi przechodnie. Albo może najlepiej zadzwonić po jakiegoś okolicznego szamana... Jego czary nad chorym bardzo przypominają czary nieprawników nad wykładnią przepisów konstytucji. Gorzej, gdy nad wykładnią prawa pochyla się uznany specjalista z innej dziedziny (np. profesor filozofii). Można im tylko powtórzyć to, co Kmicic mówił do przeora Kordeckiego: „Ojcze kochany, wielkie w was serce, bohaterskie i święte – ale się na armatach nie znacie...".
Następnie krytycy gremialnie uznają, że Sejm miał prawo w ostatniej chwili, w ekspresowym tempie określić zasady procedowania Trybunału, a Trybunał pokornie musiał się do tego dostosować. Tym razem w ustawie (dla zabawy nazywanej „naprawczą") określono kwestie związane z kolejnością procedowania spraw.