W 2012 r. wybuchła gigantyczna awantura, kiedy okazało się, ile wniosków o udostępnienie danych telekomunikacyjnych przedstawiły służby specjalne. Było tego w samym 2011 roku 1,8 mln. PiS, wówczas w opozycji, grzmiał, że Platforma inwigiluje obywateli na potęgę. W gruncie rzeczy miał rację. Politycy tej partii używali też frazy „2 mln podsłuchów”, co już nie było prawdą, bo udostępniane służbom dane to nie podsłuchy. Co oczywiście nie znaczy, że było to mniej niepokojące.
W roku 2014 Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok, zgodnie z którym kontrola sądowa nad takim udostępnianiem danych służbom była niewystarczająca. Termin na uchwalenie nowej regulacji mijał z końcem 2015 r. Wtedy u władzy był już PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego przedstawiła błyskawiczną nowelizację m.in. ustawy o policji, której projekt spotkał się z druzgocącą krytyką publicystów i organizacji, zajmujących się ochroną prywatności. System następczej kontroli sądowej, który w tym projekcie zawarto, był całkowicie fikcyjny.
Wtedy wybrany ledwo kilka miesięcy wcześniej prezydent Andrzej Duda tłumaczył, że ustawę trzeba uchwalić szybko, bo zaraz minie termin wyznaczony przez TK, ale on się osobiście uwagami krytyków zajmie, zaprosi ich do współpracy i przy ich udziale wkrótce przedstawi własny projekt, który będzie już znacznie lepszy. Od tamtego czasu minęło ponad siedem lat. Nadal obowiązują przepisy uchwalone wtedy na chybcika, a pan prezydent zapomniał szybciutko o swojej obietnicy. Nie tylko o tej zresztą.
Czytaj więcej
Jarosław Szymczyk ma teraz dług wobec Mariusza Kamińskiego – uważa Jerzy Dziewulski, były policjant i antyterrorysta.
A teraz pytanie: czy wiedzą państwo, ile wniosków o udostępnienie danych telekomunikacyjnych podlegających retencji złożyły służby w 2021 r.? 1 820 630. Czyli tyle samo, ile służby za czasów strasznej PO. Z tym, że wówczas były to wnioski głęboko niesłuszne i złowrogie, a dzisiaj są to wnioski jedynie słuszne, chwalebne i narodowe.