Ekonomia, wbrew liściowi figowemu złożonemu z cyferek i wykresów, nie jest nauką ścisłą. A im bardziej próbuje za taką uchodzić, tym więcej kluczowych zmiennych i kontekstów wymyka jej się z rąk.

Przypomniałem sobie ostatnio jedno z radiowych przemówień Tomasza Manna, wygłoszonych w USA w latach 40. To, w którym opowiadał o przyczynach i skutkach niemieckiej hiperinflacji. Pierwszy wynikający z niego wniosek łączy spadek wartości pieniądza z modnym ostatnio w Polsce tematem demografii. „Ponieważ nikt nie wiedział, co będzie w przyszłości, ponieważ na ogół nie było dla kogo oszczędzać, skoro synowie, mężowie i bracia byli na froncie i mogli nigdy nie wrócić, więc kupowano, co się dało za każdą cenę”. Konsumpcjonizm jest kryzysem nadziei, tak jak inflacja kryzysem pieniądza. Stan, w którym nie ma powodów, bodźców do oszczędzania powoduje z kolei rozpad systemu znaczeń i uprawomocnień.

Czytaj więcej

Jan Zielonka: Finał coraz bliżej

„Od szaleństwa niemieckiej inflacji do szaleństwa Trzeciej Rzeszy biegnie prosta linia. Najpierw Niemcy widzieli, jak marka nadyma się milionami i miliardami, by wreszcie pęknąć, potem ich państwo zostało nadęte »Rzeszą wszystkich Niemców«, »Nową Europą« i zobaczyli, jak i to pęka”. Mann rozumiał, że im głębiej zorganizowana przez kapitalizm jest wyobraźnia społeczna, tym suchszy jest grunt, na jaki może paść zapałka inflacji. Bo jeśli pieniądz jest główną lub jedyną miarą wartości, to skoro on sam traci na wartości, świat musi wypaść z posad. Jeśli sól traci swój smak, czymże ją posolić?

„Inflacja jest tragedią czyniącą całe społeczeństwo cynicznym, bezlitosnym i obojętnym” – podsumowywał niemiecki pisarz. Wszystkie te trzy przymiotniki mają wspólny rdzeń, opisują jakby utratę pewnego zmysłu i biorące się z niego znieczulenie, dezorientację. Jakkolwiek moralizatorsko to zabrzmi, ten zmysł jest zmysłem wartości. Nadawania rzeczom znaczenia, przykładania do nich określonej miary. Zmysł rozleniwiony przez kapitalizm, który rościł sobie prawo do wyliczenia ceny każdej rzeczy. Inflacja to stan, w którym ta pomocna, niewidzialna dłoń znika. I żeby nie zabrnąć w szaleństwo, trzeba się chwycić innej.