Wybiło nam to z głów i przysypało pyłem zapomnienia nawet nie tyle przekonanie o „szlacheckiej anarchii" związanej z marniejącymi już od połowy XVII wieku dziejami tamtej Rzeczypospolitej. Najmocniej zdeprecjonowała tę pamięć szacowna „krakowska szkoła historyczna" z końca XIX wieku reprezentująca galicyjską „politykę historyczną" spod znaku „najjaśniejszego pana", niechętna demokracji, gloryfikująca podporządkowanie narzuconemu władcy, bo tak akurat było trzeba. Z tego samego powodu „polityka historyczna" okresu PRL gimnastykowała się jak mogła, by z porzekadła „jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem" wyprowadzić tezę o niezbędności sowieckich dywizji nad Wisłą. Pozostaje zapytać: co zniekształci, co zapaskudzi „polityka historyczna" w wersji najnowszej? Bo dla mnie słowo „polityka" tak pasuje do historii, jak cenzura do wolności.
Ale gloryfikacja konstytucji trzeciomajowej to droga pod przeciwny plot, gdzie natkniemy się na jeszcze gorsze wyboje. Wykwit polskiej demokracji XVIII wieku był bowiem pomysłem sejmowej mniejszości; polsko-litewskiej większości szlacheckiej obce były podobnie libertyńskie pomysły zachodnie, rzecz nie miała szans na prawomocne uchwalenie. Trzeba było wykorzystać rozjechanie się większości posłów do swych dworów na Wielkanoc 1791 roku, obstawić Sejm wojskiem i jeszcze zawiązać zdeterminowaną mniejszość w konfederację, co uniemożliwiło zastosowanie niesławnej pamięci „liberum veto". Poród polskiej demokracji przez zamach stanu? Niestety, tak...
No i czy naprawdę była ta konstytucja taka demokratyczna w porównaniu z istniejącym wtedy zanarchizowanym i rozlazłym spadkiem po „artykułach henrycjańskich"? Przecież pozbawiała praw obywatelskich najuboższą część szlachty, podnosiła mieszczaństwo, ale nie ratowała chłopów. Likwidowała elekcję dla dziedziczności tronu. A gdyby do jej uchwalenia nie doszło? Może bez targowicy i nieudolnie prowadzonej wojny z Rosją okrojona Polska dotrwałaby do świtającej już epoki napoleońskiej i lepiej dałaby sobie wtedy radę?
Czego nas to wszystko uczy prócz pogmatwania prawdy? Może nade wszystko tego, że droga do demokracji nie zawsze bywa demokratyczna, a najważniejsze jest, by grupa zdeterminowanych osób znalazła się we właściwym czasie w odpowiednim miejscu. Reszty przewidzieć się nie da.