Spokój zapanował w Afganistanie. Amerykanie uciekli w popłochu, co już przerabiali w Wietnamie, ale nie nauczyli się niczego. Talibowie zapanowali nad krajem i fotografują się na tle porzuconego sprzętu wojskowego, którego działania nie pojmują i którego tym bardziej nie potrafią użyć. Padła w końcu legendarna Dolina Panczsziru, ostoja obrońców wolnego Afganistanu, która nie uległa nawet Sowietom. Świat zachodni już kombinuje, jak sobie ułożyć życie i stosunki z terrorystami, którzy wkrótce przymierzą garnitury i, potykając się w niewygodnych lakierkach, wejdą na salony. Powoli zapominamy o prawie 200 tysiącach zabitych Afgańczyków, ponad 2000 żołnierzy amerykańskich i 44 polskich, którzy oddali życie za przegraną sprawę. By nie wspomnieć o prawie bilionie zmarnowanych dolarów.

Wszystko pośpiesznie opłakano, bo jeszcze szybciej pragniemy zapomnieć. A jak zapomnimy, to nie będzie wniosków, tak jak nie było po Wietnamie. Bo oczywista myśl, że nie należy nakłaniać do demokracji tych, którzy jej nie pragną, to za mało. Budowa demokracji za pomocą bombardowań nie udała się w Syrii i Libii, najazd jako jej forpoczta okazał się daremny nie tylko w Afganistanie i Iraku. Może gdyby Zachód potrafił rozmawiać o niej z tymi ludźmi inaczej niż za pomocą bomb i promować ją inaczej niż łapówkami dla plemiennych watażków? Ale teraz już za późno. Dziś najwyżej troszczymy się o pozostawionych na lotnisku współpracowników, którym grozi zemsta. Ale też szybko zapomnimy. Podobnie jak porzuciliśmy setki tysięcy Afgańczyków, którzy przez 20 lat wolności od talibów weszli w orbitę Zachodu, poczuli smak demokracji i praw człowieka. Ich nie zabierze żaden samolot. Będą chłostani batogami jak ci naiwni dziennikarze, którzy odważyli się relacjonować dla kabulskiej gazety daremny protest afgańskich kobiet.

Czytaj więcej

Iwan Krastew: Polexit jest możliwy. Co nie znaczy, że nastąpi

Tak samo będzie w Polsce. Bruksela, Berlin i Paryż potrafią wyciągać wnioski, choć o nich nie gadają po próżnicy. Jak Polacy nie chcą demokracji i wciąż głosują na wrogów Europy, to wynocha. Na wschód! A ci, którzy już dawno weszli w orbitę demokracji i rozpaczliwie pragną czegoś innego? Na nich też znajdą się nahajki.