[Tomasz Wołek], niekwestionowany autorytet w dziedzinie piłki argentyńskiej, od pewnego czasu usiłuje wybić się na autorytet moralny. (...) Na podniesienie łapki i obsiusianie cokołu, w nadziei że się zawali, brakuje Wołkowi odwagi. Pozostaje merdanie ogonkiem w salonie i czekanie na jakiś kąsek z pańskiego stołu. I Wołek merda, pisząc od pewnego czasu jeden tylko niekończący się artykuł potępiający brak jedności moralno-politycznej w środowisku dziennikarskim, oderwanie się niektórych publicystów od mas. (...)

Z Wołkowej publicystyki wyłania się straszny obraz polskich mediów. Za rządów braci Kaczyńskich zamiast jednolitofrontowej postawy, zamiast wydawania jednej gazety pod wieloma tytułami (jak drzewiej bywało), zamiast pisania jedynego słusznego artykułu, media i dziennikarze podzielili się, uprawiając szkodliwy i niemoralny pluralizm. (...)

Lista sprzedajnych dziennikarzy, która może się stać listą proskrypcyjną, jest następująca: Bronisław Wildstein, Krzysztof Czabański, Paweł Lisicki, Michał Karnowski, Marcin Wolski, Igor Zalewski, Joanna Lichocka, Rafał Ziemkiewicz, Piotr Zaremba, Cezary Michalski. Jest to lista degeneratów, którzy w rozmaitych sprawach ośmielili się bezczelnie być odmiennego zdania niż sam Wołek i środowisko, któremu Wołek aktualnie się podlizuje. Ja też znalazłem się na tej liście, tylko dlatego że lekkomyślnie dostrzegłem w tekście „Koniec Polski Kiszczaka i Michnika” niezwykły sojusz „Gazety Wyborczej” i Radia Maryja zawiązany przy okazji niedoszłego ingresu biskupa Wielgusa. A przecież wolno widzieć tylko to, co wolno.

W całym tym groteskowym artykule nie ma żadnych rzeczowych argumentów za kategorycznie postawioną tezą. Są tylko insynuacje i urojenia. Jak na przykład przypisywanie negatywnym bohaterom podłych intencji. Nadziei „na błyskawiczny awans, na objęcie intratnych funkcji”. Nie wiem jak inni, ale ja za PRL pisałem felietony, na emigracji pisałem felietony i dziś piszę felietony. Nigdy nie chciałem być naczelnym „Rzeczpospolitej” ani nie rozpowiadałem po mieście, że to już lada dzień. To uprawnia mnie do snucia podejrzeń, że Wołek być może pisze swój artykuł życia niebezinteresownie. No to dajcie mu wreszcie jakieś stanowisko, niech chłopina coś ma za swoje starania. Będzie trochę nudno, ale trudno. Wołek na stołek!