Podróż premiera Donalda Tuska do Waszyngtonu rejsowym samolotem należy określić prostym, aczkolwiek adekwatnym stwierdzeniem: to tzw. zwykłe dziadostwo. Dyplomacja w tym wykonaniu z tanim państwem nie ma nic wspólnego. Ma za to dużo wspólnego z kompromitacją. Fatalna sytuacja z alarmem bombowym, przeszukiwane bagaże polskiej delegacji, premier rządu polskiego oczekujący przeszło godzinę na zezwolenie opuszczenia pokładu samolotu – to wszystko jest dopełnieniem złego obrazu wizyty w USA. Brakowało tylko, aby premier polskiego rządu wydał uroczyste przyjęcie na rzecz prezydenta USA w McDonaldzie. Duże frytki, cola, Big Mac i maskotka Kaczora Donalda w zestawie.
onet.pl
Można rozpatrywać efekty wizyty Donalda Tuska w różnych aspektach. Politycznych, bezpieczeństwa Polski, prestiżu państwa i tego rządu. I tylko człowiek nieprzychylny obecnemu rządowi nie widzi, że we wszystkich tych aspektach Donald Tusk osiągnął w Stanach Zjednoczonych sukces.
salon24.pl
Uderzające jest to, że dziś jakby od nowa, po raz pierwszy od 1989 r., definiujemy miejsce Polski na mapie politycznej. Że widzimy Rosję i USA symetrycznie, zastanawiając się, gdzie się zwrócić. A wydawałoby się, że te decyzje mamy już za sobą, że naszym sojusznikiem są USA i że symetrii tu nie ma.