Krok spóźniony i niewystarczający, choć w dobrym kierunku – tak określić można wywiad, jakiego udzielił KAI abp Henryk Muszyński. Metropolita gnieźnieński przyznał się, że został zarejestrowany jako TW. Jednak wciąż nie mamy odpowiedzi na zbyt wiele szczegółowych pytań.
Po pierwsze trudno nie zapytać, dlaczego ksiądz arcybiskup do faktu (nieprawdziwej, jak zapewnia) rejestracji, przyznaje się dopiero teraz?
Skoro wyznanie nie padło wcześniej, to powstaje pytanie, dlaczego akurat teraz. I tu trudno uniknąć podejrzenia, że wywiad jest związany z możliwością wyniesienia hierarchy do godności prymasa. Arcybiskup „ucieka do przodu” i wytrąca broń z ręki tym, którzy chcieliby wyciągnąć fakt rejestracji przed samą (jeszcze nieprzesądzoną) nominacją.
Takie podejrzenia wzmaga styl wyznania. Arcybiskup nie żałuje, że zbyt często spotykał się z bezpieką, ale boleje, że go zarejestrowano. Nieprzekonujące są też zapewnienia, że dowodem na brak współpracy jest brak podpisu. Wiadomo, że akurat od duchownych podpisów nie wymagano.
Jeśli arcybiskup chce oczyścić swoje imię, to najlepszym pomysłem byłoby opublikowanie zgromadzonych na jego temat dokumentów, szczera rozmowa z historykami i ocena zebranego materiału przez kompetentnych badaczy.