Rosja pijana, nieprzewidywalna, niebezpieczna

Moskwa zostawiła nam znacznie groźniejsze dziedzictwo niż broń nuklearna. Zdeformowane umysły. Ideologię wmawiającą biednym, że jeżeli siłą wydrą bogactwo innym, to czeka na nich piękna i sprawiedliwa kraina obfitości

Aktualizacja: 04.05.2009 20:30 Publikacja: 04.05.2009 20:08

Tomasz Wróblewski

Tomasz Wróblewski

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/wroblewski/2009/05/04/rosja-pijana-nieprzewidywalna-niebezpieczna/" "target=_blank]blog.rp.pl/wroblewski[/link]

Ciężko uchwycić moment, w którym historia wykonuje zakręt. Odróżnić zwykły dzień od tego, który wyznacza początek nowej ery. 64 lata temu mało kto na zdjęciu z Jałty widział początek zimnej wojny, podobnie jak mało kto widział jej koniec po spotkaniu Gorbaczowa z Reaganem w Rejkiawiku 41 lat później. Teraz mamy przed sobą zdjęcie Baracka Obamy z Dmitrijem Miedwiediewem w Londynie i deklarację nowego otwarcia w historii stosunków między Wschodem a Zachodem.

[srodtytul]Moskwa odmawia[/srodtytul]

O jakiej nowej Rosji i jakiej nowej Ameryce mówi prezydent Obama po 100 dniach swoich rządów? Co ma być punktem odniesienia w nowych relacjach Wschód – Zachód?Może grudzień 1991 roku i narodziny demokratycznej Rosji? Rok, w którym Moskwa uznała prawa człowieka, wolność słowa i nade wszystko prawa narodów dawnego ZSRR do samostanowienia.

Czy ktoś dziś wierzy w powrót tamtej Rosji? Teraz, w tydzień po londyńskim spotkaniu z Obamą, Putin wzmocnił kontyngent w okupowanej części Gruzji. Dawno w niepamięć poszły uzgodnienia rozejmu uzgodnione przez Sarkozy'ego. Tak jak w niepamięć poszły gwarancje wolności obywatelskich. Niezależność mediów i wolność zgromadzeń to już zamierzchła historia wobec powtarzających się napadów i zabójstw dziennikarzy czy działaczy praw obywatelskich. Gdyby zapytać demokratę Borysa Niemcowa, kandydata na burmistrza Soczi, któremu skonfiskowano materiały wyborcze, to pewnie nie uwierzyłby, że wraca rok 1991.

No to może chcemy, żeby rosyjsko-amerykańska historia zaczęła się tam, gdzie zostawił ją Reagan z Gorbaczowem w 1986 roku? W białym domku w Rejkiawiku, gdzie powstały pierwsze kontury post-zimnowojennego świata? Bez radzieckich wojsk w Afganistanie, z mniejszymi wydatkami na zbrojenia i łagodniejszym kursem wobec Polski. W końcu ostatnio też dużo było o redukcji arsenału nuklearnego, wspólnej walce z terroryzmem, z afgańskimi fanatykami i irańskim ekspansjonizmem.

Hasła podobne, ale tylko hasła. Rosja ani myśli rezygnować ze współpracy z Iranem, tak jak nie wstrzyma pomocy wojskowej dla dyktatury Chaveza. Niektórzy za gest dobrej woli uznali zgodę Moskwy na transport przez jej terytorium cywilnych dostaw dla wojsk NATO w Afganistanie. Rzecz w tym, że NATO nie potrzebowałoby tej pomocy, gdyby Miedwiediew wcześniej nie wymógł na Kirgistanie zamknięcia amerykańskiej bazy przeładunkowej.

Trudno też poprawą stosunków nazwać ostatnie zmasowane ataki rosyjskich hakerów na Pentagon i wykradzenie planów najnowszych samolotów strategicznych.

Rosja konsekwentnie zacieśnia stosunki ze wszystkimi wrogami Ameryki. Na poufną propozycję Waszyngtonu, że w zamian za rezygnację z tarczy rakietowej w Polsce i Czechach USA oczekują pomocy w rozbrojeniu Iranu, Moskwa całkiem otwarcie odpowiedziała, że ani myśli jej przyjąć.

[srodtytul]Ameryka przeprasza[/srodtytul]

Prezydent Barack Obama przemierza tymczasem świat, przepraszając kolejnych komunistycznych dyktatorów za krzywdy, jakie Ameryka wyrządziła kiedyś ich krwawym reżimom. Podczas ostatniego szczytu obu Ameryk, nawiązując do ataku na Zatokę Świń, Obama powiedział, że wdzięczny jest komunistycznemu prezydentowi Nikaragui Danielowi Ortedze, że nie oskarża go „o rzeczy, które wydarzyły się, kiedy miał trzy lata".Kiedy ostatni raz amerykański prezydent przepraszał komunistów za grzechy kapitalizmu, a Rosja mówiła o należnych jej wpływach? Cofamy się hen, hen daleko aż do kwietnia 1975 roku. Do słynnego zdjęcia z Sajgonu, na którym ludzie w popłochu czepiają się ostatniego helikoptera odlatującego z dachu amerykańskiej ambasady.

Przypomnijmy te lata 70. Czasy, gdy Rosja jak wirus rozsiewała po świecie kałasznikowy, a Ameryka nie mogła nadążyć z gaszeniem komunistycznych zrywów – wszędzie, od Chile, przez Nikaraguę i Angolę, aż po Czerwone Brygady w Europie. Kiedy Zachodnie uczelnie były intelektualnym zapleczem dla radzieckiego imperializmu, a prezydent Jimmy Carter powtarzał, że Ameryka zasłużyła na prezydenta, w którego krwi nie płynie nienawiść do komunizmu. Jego doradcy nazywali się realistami i mówili o konieczności uznania integralności radzieckich stref wpływów. 33 lata później prezydent Obama i jego „realiści" w Ameryce i w Europie twierdzą, że czas skończyć z polityką Busha antagonizowania Rosji i USA. Czas uznać odmienność „wschodniej demokracji". Skoncentrować się na korzyściach ze wzajemnej współpracy gospodarczej i kooperacji politycznej.

Specjalny raport amerykańskiej komisji senackiej idący z duchem czasów i demokratyczną większością w parlamencie stwierdza, że Zachód zbyt wielką rolę przywiązywał do praw człowieka. Zbyt protekcjonalnie traktował Rosję i pouczał jej przywódców na temat demokracji. Na koniec znajdujemy konkluzję typową dla współczesnych „realistów", że Rosja nie spełnia kryteriów zachodniej demokracji, ale marginalizowanie jej też nic nie daje.

[srodtytul]Dziedzictwo komunizmu[/srodtytul]

Rzecz w tym, że jedyne, co dawało „coś" w stosunkach z Rosją, to nie była rezygnacja z tarczy rakietowej i obietnice redukcji zbrojeń, a wręcz przeciwnie – ich eskalacja. Nie obściskiwanie się z komunistą Chavezem, umizgi do Ortegi i odbieranie pozdrowień od Castro, ale ostracyzm wobec lewicowych kleptodyktatur. To wyścig zbrojeń i embargo nałożone na Układ Warszawski po wprowadzeniu stanu wojennego doprowadziły do Okrągłego Stołu, a nie szeroki uśmiech Jimmy'ego Cartera.Milowym kamieniem w relacjach Wschód – Zachód był rok 1980 i początek twardej linii Ronalda Reagana. To jest punkt odniesienia i w tamtych czasach Barack Obama powinien szukać dziś inspiracji na przyszłość.

Współczesna Rosja wymęczona kryzysem powinna być sprowadzona na ziemię i zmuszona do wycofania wojsk z Gruzji. Rozmowy o przystąpieniu do WTO uzależnione od przemian demokratycznych.

Rozbrojenie nuklearne, z którym „realiści" wiążą dziś tak wielkie nadzieje, było skutkiem, a nie przyczyną upadku Związku Radzieckiego. Wszelkie umowy i traktaty rozbrojeniowe mają sens pod warunkiem, że wcześniej zmienia się równowaga sił miedzy państwami. „Dwa równe sobie kraje nigdy nie podpiszą czegoś, co mogłoby w znaczący sposób zachwiać równowagą sił" – to sławna już teoria ówczesnego sekretarza obrony Caspara Weinbergera, później uznana za część doktryny Reagana.

Porozumienie rozbrojeniowe jest jedynie przypieczętowaniem polityczno-gospodarczego status quo. Traktat rozbrojeniowy z 1987 roku był korzystny dla USA, ale tylko dlatego, że wcześniej ZSRR stanął na krawędzi bankructwa, nękany kosztami wyścigu zbrojeń i ograniczeniami w handlu.

Prezydent Obama na szczycie w Pradze powiedział, że „broń nuklearna to najgroźniejsze dziedzictwo zimnej wojny". Czy rzeczywiście? Czy te stare rakiety to jest właśnie to, co najbardziej zagraża naszemu bezpieczeństwu, wolności, demokracji i prawom człowieka?

Moskwa zostawiła nam znacznie groźniejsze dziedzictwo. Zdeformowane umysły. Ideologię wmawiającą biednym, że jeżeli siłą wydrą bogactwo innym, stratują wolny rynek, to po drugiej stronie czeka na nich piękna sprawiedliwa kraina obfitości.

To nie zardzewiałe rakiety wybuchają nam dziś koło nosa, ale postkomunistyczne sentymenty w Kazachstanie, Kirgistanie, na Ukrainie, w Mołdawii czy Białorusi. Rządy wrogie demokracji w Boliwii, Wenezueli, Nikaragui.

Dzisiejsza Rosja, choć wciąż z milionową armią, nie stanowi realnego zagrożenia dla NATO. Zdemoralizowana, nękana alkoholizmem i fatalnym stanem zdrowia poborowych może być przeciwnikiem dla Gruzji, ale nie dla Ameryki.

[srodtytul]Alternatywny model dyktatury[/srodtytul]

W ostatnim numerze kwartalnika „World Affairs" znajdziemy dogłębny raport „Pijany naród" („Drunken Nation") Nicholasa Eberstadta. Alkoholizm, chroniczne choroby – od cukrzycy po AIDS, 40-procentowy spadek narodzin, wszystko to razem spowodowało, że w latach 1992 – 2008 populacja Rosji skurczyła się o 11,5 mln osób. Dla porównania, w latach 1941 – 1949 obejmujących nie tylko II wojnę światową, ale i liczne czystki i zsyłki na Sybir, populacja skurczyła się o 13 mln.

Średnia życia mężczyzn w Rosji jest dziś na poziomie Ghany, Kambodży czy Erytrei. Niewiele lepiej wygląda to w wypadku rosyjskich kobiet, które średnio żyją krócej od Indianek w najbiedniejszych rejonach Kolumbii czy Meksyku.

Eberstadt proponuje nawet nowy termin dla przemian zachodzących w dzisiejszej Rosji: „katastroika". „Historia ludzkości nie zna ani jednego przypadku rozwoju materialnego społeczeństwa, które zostało poddane tak długiemu okresowi wyniszczania populacji" – w taki sposób autor „World Affairs" przewiduje nieuniknioną zagładę tego, co zostało z dawnego Związku Radzieckiego.

Rosyjska gospodarka zatrzymała się na etapie wydobycia. Ropa, gaz, złoto i diamenty. Drewno i futra. Jedyny oprócz broni przetworzony produkt sprowadzany z Rosji to wódka i kawior. „Ale to też tylko dlatego, że przetwarza go ryba" – 66 lat temu szydził Igor Guzenko, pierwszy rosyjski agent zimnowojenny, który przeszedł na Zachód.

To prawda, że Ameryka dawno wyprzedziła Rosję w eksporcie broni, ale Moskwa wciąż ma co zaproponować w tej branży. Miejsce kałasznikowa wysyłanego do wspierania lewicowych rewolucji w Ameryce Środkowej, Afryce i Azji zajęły rakiety oferowane każdemu, kto może zaszkodzić zachodniej demokracji i prosta technologia nuklearna sprzedawana do Iranu.

Rosja to wciąż ten sam trzecioświatowy kolos z pierwszoświatowym uzbrojeniem. Równie słaby co 40 lat temu i równie groźny przez swoje słabości. Zdobywający szacunek niepoczytalnością i sojuszami z innymi destrukcyjnymi reżimami.

To nie jest alternatywy model demokracji. To co najwyżej alternatywny model dyktatury. Umacniany każdym gestem i deklaracją współpracy zachodnich przywódców. Silnym brakiem realizmu tych wszystkich, którzy określają się „realistami".

To oni po raz kolejny wciskają amerykańską politykę zagraniczną w koleiny, z których tak ciężko było się wydostać. I co gorsza nazywają to nowym otwarciem.

[i]Autor jest publicystą, był redaktorem naczelnym tygodnika „Newsweek Polska" i wiceprezesem wydawnictwa Polskapresse. Współpracuje z „Rzeczpospolitą"[/i]

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/wroblewski/2009/05/04/rosja-pijana-nieprzewidywalna-niebezpieczna/" "target=_blank]blog.rp.pl/wroblewski[/link]

Ciężko uchwycić moment, w którym historia wykonuje zakręt. Odróżnić zwykły dzień od tego, który wyznacza początek nowej ery. 64 lata temu mało kto na zdjęciu z Jałty widział początek zimnej wojny, podobnie jak mało kto widział jej koniec po spotkaniu Gorbaczowa z Reaganem w Rejkiawiku 41 lat później. Teraz mamy przed sobą zdjęcie Baracka Obamy z Dmitrijem Miedwiediewem w Londynie i deklarację nowego otwarcia w historii stosunków między Wschodem a Zachodem.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?