Najtrudniejsze pytanie: Kto winien?

Nie ma dotąd śladu na potwierdzenie tej tezy, lecz wciąż słyszę w mediach pozornie niewinne pytanie: „Czy były naciski z kabiny pasażerskiej?” – pisze historyk

Publikacja: 22.04.2010 01:33

Najtrudniejsze pytanie: Kto winien?

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Większość mediów wybrała wygodną, nazbyt wygodną linię interpretacji smoleńskiej katastrofy. Nie ma i, jak się dowiadujemy, długo jeszcze nie będzie oficjalnego wyniku śledztwa w sprawie jej przyczyn. Niecierpliwość jest jednak ludzką cechą, na której zbudowana jest potęga mediów. Ta potęga jest w sprawie katastrofy źle wykorzystywana.

[srodtytul]Pilot, kozioł ofiarny?[/srodtytul]

Rzuca się bowiem od początku oskarżenie pod adresem nieżyjącego pilota polskiego samolotu. To łatwe, ale też – proszę wybaczyć mocne, nadużywane często słowo – to podłe. Wyobraźmy sobie rodzinę tego człowieka: oni nie tylko stracili kogoś najbliższego, ale odbiera im się także, z góry, bez ostatecznych dowodów, prawo do godnej po nim żałoby. Nieodpowiedzialny pilot popełnił błąd, który kosztował życie nie tylko jego, ale spowodował największą w dziejach Polski powojennej katastrofę narodową. Zabił 95 osób – oprócz siebie? Pociągnął za sobą polską elitę polityczną, wojskową, historyczną? Tak? Już to wiemy? Doskonały kozioł ofiarny. Człowiek bez żadnego znaczenia? Można go poświęcić?

Jest jeszcze druga interpretacja, także często lansowana, zwłaszcza we wrogiej prezydentowi Kaczyńskiemu części mediów. Dopełnia ona tę pierwszą. Przypomnijmy. Od razu pojawiła się ona w postaci powtarzanych przez pierwsze dwa dni po katastrofie pogłosek, że samolot podchodził cztery razy do lądowania; potem, że może przynajmniej trzy, może chociaż dwa… Okazało się ostatecznie, że podejście było jedno – fatalne. Lepiej jednak brzmiały te cztery podejścia…

Dlaczego? Bo tak bardziej sugestywnie wygląda ten upiorny obraz: ktoś się uparł, żeby zmusić pilota do lądowania w skrajnie niekorzystnych warunkach pogodowych. Nawet cztery nieudane próby nie zniechęcają. To musiał być jakiś szaleniec… Szaleniec z prezydenckiego saloniku.

[srodtytul]Prezydent za sterami?[/srodtytul]

Na tej tezie oparte było już cztery dni po katastrofie dramatyczne pytanie w jednej z najbardziej opiniotwórczych gazet: „Dlaczego samolot Tu-154 nie zawrócił i nie wylądował w Mińsku, jak radzono? Dlaczego tak nas ciągnie do śmierci?”.

To straszne pytanie, straszna, nieludzka sugestia. A więc ktoś chciał zabić siebie – i innych? W imię czego? W imię kampanii wyborczej? W imię własnej pychy? Więc może nie pilot, tylko prezydent (a może działający na jego polecenie Aleksander Szczygło?) porwał stery w swoje ręce, by wbić się symbolicznie w smoleński las?

Kto pozwala sobie na takie sugestie, niech zastanowi się nad tym, czy prezydent Kaczyński nie kochał choćby swojej żony, czy lekceważył jej życie, jej bezpieczeństwo? Czy aż tak go nienawidzicie? Nie wiem, komu mogą przyjść do głowy takie myśli. A przecież słyszę wciąż coraz mocniejszy głos: „były naciski z kabiny pasażerskiej”, częściej w formie „niewinnych”, ale stale powtarzanych pytań: „czy były naciski z kabiny pasażerskiej?”.

Wciąż nie ma najmniejszego śladu, który by potwierdzał taką tezę. To jednak nie szkodzi jej kolportowaniu.

[srodtytul]Czy tylko Polacy robią błędy?[/srodtytul]

Ktoś odpowie – trzeba zbadać rzetelnie wszystkie możliwe przyczyny. Dobrze. Oczywiście. Właśnie wszystkie. Może warto, żeby zawiesiły albo nawet zakończyły swe działania wszystkie dotychczasowe specjalne komisje sejmowe – i wspólna komisja czterech, tak pokrzywdzonych w katastrofie ugrupowań sejmowych zajęła się wyjaśnieniem tych przynajmniej jej okoliczności, które można wyjaśnić w Polsce.

Może warto na przykład zapytać, czy Kancelaria Prezydenta chciała tylko jednego samolotu, czy (dlaczego?) nikt nie pomyślał o wynajęciu osobnego samolotu przynajmniej dla generalicji? Jak strona polska zadbała o utrzymanie dla lotu prezydenta, marszałków, posłów, ministrów i innych osobistości lecących 10 kwietnia tych samych systemów bezpieczeństwa, które strona rosyjska zapewniła samolotom obu premierów 7 kwietnia? I czy zostały utrzymane wszystkie te same zabezpieczenia (systemy nawigacyjne itp.)?

To nie są trudne – w sensie faktycznym – pytania. Są oczywiście politycznie trudniejsze aniżeli pytania o błąd pilota. Tu ktoś musiałby ponieść odpowiedzialność polityczną za błędy, za zaniedbania. Nasze media wciąż jak ognia boją się pytań o ewentualne błędy i zaniedbania strony rosyjskiej. Czy w ogóle nie możemy dopuścić takiej możliwości? Przecież nie pociąga ona za sobą żadnej teorii spiskowej. Nie wymaga założenia jakiejkolwiek zbrodniczej intencji. Błędy zdarzają się wszak nie tylko Polakom.

Jeśli nie będziemy próbowali wyjaśnić rzetelnie wszystkich ewentualnych przyczyn tej katastrofy – nie będzie na pewno lepszego klimatu w polskiej polityce. Nie będzie także żadnego uczciwego pojednania z rosyjskim państwem.

[i]Autor jest znawcą historii Rosji, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego i redaktorem naczelnym dwumiesięcznika „Arcana”[/i]

Większość mediów wybrała wygodną, nazbyt wygodną linię interpretacji smoleńskiej katastrofy. Nie ma i, jak się dowiadujemy, długo jeszcze nie będzie oficjalnego wyniku śledztwa w sprawie jej przyczyn. Niecierpliwość jest jednak ludzką cechą, na której zbudowana jest potęga mediów. Ta potęga jest w sprawie katastrofy źle wykorzystywana.

[srodtytul]Pilot, kozioł ofiarny?[/srodtytul]

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Analiza
Jerzy Haszczyński: Gaza dla Trumpa, wschodnia Jerozolima dla Palestyńczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Donald Tusk zapowiada rekonstrukcję. Rząd bardziej niż rekonstrukcji potrzebuje wizji
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Sztuczna inteligencja nie istnieje
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wojna Donalda Trumpa z Unią Europejską nie ma sensu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Czy Angela Merkel pogrzebała właśnie szanse CDU/CSU na wygranie wyborów?