Wartości rodzinne to ważny oręż Bronisława Komorowskiego w tej kampanii. Nie przeszkodziło mu to jednak w podpisaniu skrajnie antyrodzinnej ustawy, czym pochwalił się na Kongresie Kobiet Polskich przed pierwszą turą wyborów.
Ustawę „o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie” marszałek podpisał błyskawicznie. Wcześniej przez trzy dni, co kilka minut, na sejmowe, poselskie i prezydenckie skrzynki przychodził e-mail z prośbą o weto i zdjęciem rodzinnym. Półtora tysiąca takich głosów zostało zlekceważonych. Kilka tygodni wcześniej marszałek zignorował prośbę organizacji rodzinnych
o niepoddawanie ustawy pod głosowanie w czasie wyborczym, aby w późniejszym terminie możliwa była spokojna dyskusja. A w domyśle także, by decyzję w tak ważnej sprawie podjęła osoba wybrana demokratycznie na urząd głowy państwa, a nie tylko pełniąca obowiązki głowy.
[srodtytul]Autor! Autor![/srodtytul]
„Tytuł ustawy nie jest do końca adekwatny do treści” – ocenił Komorowski po podpisaniu. Kłopot w tym, że cała ustawa jest nieadekwatna do rzeczywistości. Jej projekt wzbudził sprzeciw nawet wśród senatorów i posłów koalicji. Nic dziwnego, skoro jej założenia urągają zdrowemu rozsądkowi, interesowi społecznemu, wolnościom obywatelskim i zasadom państwa prawa, choćby takim jak domniemanie niewinności.