Chyba wolę ten zespół muzyczny, który ciskał po sali podartą Biblię, wołając, żeby spalić to g… – ohydne to, ale przynajmniej nie udają.
[srodtytul]Legislacyjny knot[/srodtytul]
Ustawa w wielu punktach narusza Konstytucję RP. Jej preambuła stwierdza bowiem: „Ustanawiamy konstytucję (...) jako prawa podstawowe dla państwa oparte na (...) oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot”. Zasada pomocniczości głosi, że czym mogą się zająć obywatele i wspólnoty, winno być im zostawione.
Prawodawstwo nasze zmierza w kierunku odwrotnym. Ustrój biurokratyczny faktycznie u nas panujący polega na tym, że szczebel wyższy rozciąga swoją władzę, gdzie tylko może, zostawiając niższym resztki. Ustawa ta stanowi jaskrawy przykład. Państwo odbiera uprawnienia rodzinie, wprowadzając masowy nadzór typu policyjnego w przypadku najlżejszego podejrzenia.
Traktowanie rodziny jako siedliska przemocy oraz podejmowanie bez kontroli sądowej i odpowiedzialności tajnych działań na skutek donosu czy podejrzenia narusza zasadę domniemania niewinności oraz prawa do rzetelnego procesu i do obrony (art. 42). W związku z zasadą, że RP jest państwem prawnym (art. 2), budzi sprzeciw narzucanie przepisów, które są zarówno sprzeczne z przeważającym zwyczajem, jak niewykonalne w praktyce. W obecnym brzmieniu ustawa zabrania wymagań przy wychowaniu i karcenia. Państwo prawa nie powinno narzucać niewykonalnego nonsensu.
Dalej: „Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym” (art. 47). Ustawa radykalnie ogranicza te prawa. Eksmisja z własnego domu omija art. 46, a szpiegowanie rodzin i donosy – art. 51, która dotyczy gromadzenia tylko niezbędnych informacji, dostępu do nich i prawa do ich poprawiania. Ustawa zmienia pojęcie kary cielesnej, kojarząc ją z rodzicami, gdy w konstytucji (art. 40) dotyczy ono, tradycyjnie, kar wymierzanych przez władze, jak w dawnym prawie karnym.
Przepis o zabieraniu dzieci przez pracownika socjalnego stoi w sprzeczności z art. 48: „ograniczenie lub pozbawienie praw rodzicielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie i tylko na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu”. Wynika to stąd, że dziecko ma prawo do rodziców (zgodnie z konwencją praw dziecka ONZ), czego w nowej ustawie zupełnie nie widać.
Nawet dotychczasowe przepisy wywołują wątpliwe skutki. Przykład? Sąd odbiera rodzicom 12-letniego chłopca. Są powody – zaniedbanie, bicie. Przywieziony do domu dziecka płacze całą noc z tęsknoty za domem. Przybędzie tysięcy takich dzieci, z domów normalnych. Tymczasem rodzinom, także gorszym, potrzeba raczej pomocy i rady niż kar i konfiskaty dzieci!
Przede wszystkim jednak według art. 48: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”. Artykuł 53 wyszczególnia wychowanie moralne i religijne. Ustawa natomiast narzuca jako obowiązujący wzorzec wychowanie permisywne, bez dolegliwości i kar, a w dodatku swobodę seksualną małoletnich. Konstytucja mówi tu o dojrzałości dziecka i wolności sumienia.
Prawnik pewnie wskazałby na kolejne szczegółowe wady prawne w kwestii procedur, niejasnych zapisów i umocowania nowych struktur oraz ich finansowania. Właściwą drogą do obalenia tego antyrodzinnego i antywolnościowego knota legislacyjnego byłoby więc zaskarżenie go w całości do Trybunału Konstytucyjnego (wraz z definicjami rodziny i przemocy z ustawy z 2005 r.). Rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski, który zginął w Smoleńsku, zapowiadał, że to uczyni. Co zrobi jego następczyni?
[i]Autor jest teologiem świeckim, profesorem uniwersytetu w Olsztynie. Opublikował m.in. książki „Biblia o państwie” (2008), „Biblijny pogląd na świat” (2009), „Etyka Biblii” (2009)[/i]