Ustawa przeciwko rodzinie

Zaprowadzenie malucha siłą do domu narusza jego nietykalność cielesną. Zabranie podpitej nastolatki z dyskoteki – wolność seksualną. Skarcenie małolata za głupotę może być uznane za naruszenie jego godności, a pozbawienie kieszonkowego za źródło moralnego cierpienia – pisze teolog i publicysta

Aktualizacja: 30.07.2010 00:47 Publikacja: 30.07.2010 00:38

Ustawa przeciwko rodzinie

Foto: Fotorzepa, Michał Sadowski MS Michał Sadowski

U Orwella bezpieka zowie się ministerstwem miłości. W tym kierunku poszedł nasz Sejm, który siłami PO oraz SLD i z podpisem jeszcze p. o. prezydenta ogłosił ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Faktycznie zakazuje ona karcenia przy wychowaniu dzieci oraz poddaje rodzinę samowoli specjalnej struktury urzędniczej. Ustawa ta, która wejdzie w życie 1 sierpnia, jest nie do przyjęcia zarówno z powodu błędnych rozwiązań, jak i z powodu sprzeczności z prawami nadrzędnymi.

Ponieważ w duchu Orwella przeciwnicy tej ustawy mogą być ogłoszeni zwolennikami bicia dzieci, autorytety polityczne i kościelne zazwyczaj mówią o niej ostrożnie. Śmielej protestują rodzice, w których ta ustawa uderza bezpośrednio, ale media mało o tym mówią. Bez echa przeszły krytyki ze strony szczególnie kompetentnej Krajowej Rady Kuratorów.

Tymczasem ustawa ta może mieć większy wpływ na życie Polaków niż jakiekolwiek wybory, o których bębni się miesiącami.

Zanim podejmę kwestie szczegółowe, muszę wskazać błędne założenie, jakie stoi za ustawą. Piszący ją wyobrażali sobie, że władza państwowa może i powinna nadzorować rodziny, narzucać im zasady i rozbijać je, jeśli uzna to za słuszne. Krótko mówiąc, uważają państwo za rzeczywistość nadrzędną.

Tymczasem rodzina jest zawsze i wszędzie podstawową społecznością ludzką, a państwo to zjawisko wtórne, właściwe cywilizacjom bardziej rozwiniętym materialnie. Arystoteles pokazywał, że państwo powstało jako pewna federacja rodzin i jest zorganizowane na jej wzór. Nie inaczej myśli Biblia, gdyż wyprowadza naród izraelski z rodziny Abrahama i Jakuba; władza państwowa w postaci królów pojawia się później i oceniana jest krytycznie. Dawniej rozumiano też, że rodziny żywią państwo, gdyż w nich się rodzą i kształtują obywatele zapewniający mu przetrwanie.

Wobec tego prawodawcy mało się rodziną zajmowali, zostawiając jej sprawy głowom rodzin. Takie rzeczy jak rejestracja małżeństw i kodeksy rodzinne to sprawa zlaicyzowanych państw ostatnich wieków. Dawniej należało to do prawa prywatnego lub wyznaniowego. Szkolnictwo państwowe, ograniczające prawa wychowawcze rodziców, istniało tylko sporadycznie. Jeśli dawni władcy zajmowali się rodziną, to po to, by ją wzmocnić: na przykład prawodawstwo rzymskie zachęcało do małżeństwa i posiadania dzieci.

[srodtytul]Gminna jaczejka na przeszpiegach[/srodtytul]

Jeśli teraz władza państwowa powołuje do istnienia rozbudowany system nadzoru nad rodziną, świadczy to o myśleniu totalitarnym, przeciwnym czyjejkolwiek niezależności. Powtarzanie setki razy w tekście ustawy mantry „przemoc w rodzinie” świadczy o tym, że rodzina jest uznawana za środowisko podejrzane – gdy faktycznie, mimo ludzkich ułomności, daje ona nam oparcie materialne i moralne, którego państwo nie może zapewnić. Podstawowa i konieczna komórka społeczna, której zawdzięczamy miłość i wychowanie, jest przez żądną władzy biurokrację i lewicowych ideologów oczerniana jako siedlisko przemocy. Lista niesłusznych stwierdzeń tej ustawy jest długa. Część z nich znajdowała się już w ustawie z 2005 roku, ale szkodliwość tamtej była ograniczona.

Obecnie groźna jest definicja przemocy: „należy przez to rozumieć jednorazowe albo powtarzające się umyślne działanie lub zaniechanie naruszające prawa lub dobra osobiste (…), w szczególności narażające te osoby na niebezpieczeństwo utraty życia, zdrowia, naruszające ich godność, nietykalność cielesną, wolność, w tym seksualną, powodujące szkody na ich zdrowiu fizycznym lub psychicznym, a także wywołujące cierpienia i krzywdy moralne”. Mało ma to wspólnego z potocznym pojęciem przemocy.

Przecież zaprowadzenie malucha siłą do domu, nie mówiąc już o klapsie, narusza jego nietykalność cielesną. Zabranie podpitej nastolatki z dyskoteki – wolność seksualną (jeszcze kilka lat i się okaże, że jest to obok gwałtu „przestępstwo przeciw wolności seksualnej”). Skarcenie małolata za głupotę może być uznane za naruszenie godności, a pozbawienie kieszonkowego albo rezygnacja z kupna komputera za źródło moralnego cierpienia. Ustawa zabrania karania i ganienia, narzucając permisywność!

To wszystko może być według ustawy powodem do szpiegowania rodziny, założenia jej przez gminną jaczejkę (pardon, zespół lub grupę) niebieskiej karty, gromadzenia poufnych danych, w tym o stanie zdrowia. I to w tajemnicy przed zainteresowanymi.

[srodtytul]Skarcenie jak przestępstwo[/srodtytul]

Co więcej, któraś z opisanych okoliczności wcale nie musi faktycznie zajść. Do „monitorowania” wystarczy podejrzenie, że rodzina jest „zagrożona wystąpieniem przemocy”! Wystarczy też donos z pomówieniem, zwany ładnie „zgłoszeniem dokonanym przez osobę będącą świadkiem przemocy w rodzinie”. Owe osoby zobowiązuje się do donoszenia. Praktycznie każdą rodzinę można będzie objąć takim nadzorem, jeżeli się zechce. Na przykład rodzinę kandydata na radnego z konkurencyjnej partii. Albo rodziny przeciwników ustawy.

Następnie pracownicy socjalni i inni funkcjonariusze oraz włączeni do struktury delegaci organizacji społecznych (jakich? – czy maniakalnych rzeczników ścigania rodziców za klapsa?) nie poniosą żadnych konsekwencji w przypadku błędu czy nadużycia. Pracownik socjalny z policjantem i lekarzem/pielęgniarką będą mogli zabrać dziecko z domu rodzinnego (notabene jest to rozmywanie odpowiedzialności). W teorii w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia. Ale po pierwsze co oznacza zwrot: „zdrowie”, po drugie oddanie dziecka wymaga decyzji sądu (który funkcjonariusze będą okłamywać), a po trzecie, jeśli żadnego zagrożenia nie było, czeka ich… zawiadomienie przełożonych o decyzji sądu. Którą ci i tak poznają, bo przecież o zabraniu dziecka wiedzieli.

Właściwym rozwiązaniem byłaby tu odpowiedzialność karna i cywilna za nadużycie władzy, psychiczne znęcanie się nad dzieckiem i pozbawienie wolności. Autorzy fałszywych „zgłoszeń” też powinni odpowiadać karnie.

Dalej czytamy, że zakazuje się stosowania kar cielesnych. Nie wiadomo dokładnie, co poza klapsem wchodzi w grę. Przepis ten należy do kategorii groźnych nonsensów, które dobrze brzmią. Pobicie, groźby, znęcanie się nad rodziną już są karalne, choć organy ścigania bywają mało efektywne.

W tej chwili niweluje się różnicę między przestępstwem a normalnym skarceniem. Klapsy i porównywalne kary fizyczne nie wywołują żadnych złych skutków. Dla kilkuletniego dziecka lekki ból jest czytelnym sygnałem, że zrobiło coś złego, np. na zasadzie, że ból ostrzega przed dotykaniem gorącego.

Przede wszystkim jednak to do rodziców należy wybór środków wychowawczych, takich czy innych. Tym bardziej że mają oni obowiązek utrzymywać dziecko do pełnoletności i ponoszą za jego czyny odpowiedzialność.

W ustawie jest jeszcze kilka innych szkodliwych punktów. Przewiduje się usuwanie sprawców tak rozumianej przemocy z mieszkania. Dasz klapsa, poprztykasz się z żoną – sąd może cię wygnać na ulicę… (także z własnego domu). Przewidziano też „uczestnictwo w oddziaływaniach korekcyjno-edukacyjnych” – w Chinach i Wietnamie zwano to reedukacją.

I jeszcze „zakaz kontaktu z określonymi osobami” – czy pracownicy socjalni będą mogli zażądać od sądu, by ofiary nadużyć się do nich nie zbliżały? A kto się nie posłucha i pójdzie odwiedzić dziecko – do trzech lat więzienia.

[srodtytul]Zabrane rodzicom dzieci z Bullerbyn[/srodtytul]

Kiedyś opowiadano, że marksizm nie jest naukowy, bo gdyby był, wypróbowano by go najpierw na zwierzętach. Dziś mamy takie doświadczenie na ludziach.

W Szwecji totalitarny eksperyment na rodzinie trwa od 30 lat.

Urzędnicy porywają z domów kilkanaście tysięcy dzieci rocznie, dzieci są zdemoralizowane, donoszą i stosują przemoc wobec rodziców, nauczycieli i rówieśników. Zniszczono zaufanie i miłość w rodzinach. (Znają państwo idylliczne „Dzieci z Bullerbyn”? Dziś zabrano by je rodzicom za brak nadzoru nad ich bezpieczeństwem i niewystarczające możliwości materialne…).

Sytuacja demograficzna Polski jest fatalna, na młodą Polkę przypada statystycznie 1,3 dziecka. Kto utrzyma emerytów? Z tą ustawą przybył nowy powód do unikania potomstwa.

Czy zdrowy rozsądek i wygodnictwo urzędników stępią ostrze ustawy? Może przecież być ona interpretowana ostrożnie. Na razie jest przeciwnie. Na stronie internetowej odnośnego resortu (Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej) znajduje się poradnik pracownika socjalnego, który zachęca do możliwie szerokiego rozumienia przemocy, przesłuchiwania dzieci itd.

Na okładce: „Przemoc to przestępstwo”. Potem się dowiadujemy, że przemoc to także popchnięcie i szczypnięcie. „Przemoc psychiczna” to: „wyśmiewanie, poniżanie, upokarzanie, zawstydzenie, narzucanie własnych poglądów, ciągłe krytykowanie, kontrolowanie, ograniczanie kontaktów, stosowanie gróźb, szantażowanie”. A dalej: „krytykowanie zachowań seksualnych”. Bieda, której skutkiem jest „niezaspokajanie podstawowych potrzeb rodziny”, może się okazać „przemocą ekonomiczną”. Starczy?

[srodtytul]Przykazanie: róbta, co chceta[/srodtytul]

Większość Polaków, a nawet parlamentarzystów, to katolicy. Zacznijmy więc od sprzeczności z konstytucją chrześcijanina, Biblią. Zamiast przykazania „Czcij ojca swego i matkę swoją” uczy się dzieci „róbta co chceta” – a jak rodzice nie pozwalają i zawstydzają, to pracownik socjalny wam pomoże. Pismo Święte, przypomnę, dopuszcza karanie dzieci fizycznie, gdyż wychowanie obejmuje karcenie i napominanie. Czytamy: „Kto kocha swego syna, często ćwiczy go rózgą”, i podobnie (źródło: Syrach 30, 1 oraz 8 – 9; także 22, 6; analogicznie Księga Przysłów 13, 24; 22, 5; 23, 13 – 14). Bóg też karze.

Miłość nie polega na pobłażaniu. Bez karania wychowa się ludzi nieodpowiedzialnych, którzy nie skojarzą złych czynów z przykrymi skutkami. Jakkolwiek by objaśniać powyższe zdania (tkwi w nich element obrazowej przesady), wynika z nich, że rodzice mają prawo do użycia kary cielesnej.

Głosujący za ustawą podają się przeważnie za katolików. Są to najwyraźniej katolicy popularnego w naszej polityce gatunku: chętnie odwiedzają biskupów przed wyborami. Stosowania zasad biblijnych i chrześcijańskich w życiu społecznym to nie obejmuje.

A jest jeszcze papieska Karta praw rodziny (1983)… Czy posłowie o niej w ogóle słyszeli? Czy rozumieją, że prawa rodziny, jak ogólnie prawa człowieka, mają charakter niezbywalny i nie zależą od przyzwolenia państwa?

Chyba wolę ten zespół muzyczny, który ciskał po sali podartą Biblię, wołając, żeby spalić to g… – ohydne to, ale przynajmniej nie udają.

[srodtytul]Legislacyjny knot[/srodtytul]

Ustawa w wielu punktach narusza Konstytucję RP. Jej preambuła stwierdza bowiem: „Ustanawiamy konstytucję (...) jako prawa podstawowe dla państwa oparte na (...) oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot”. Zasada pomocniczości głosi, że czym mogą się zająć obywatele i wspólnoty, winno być im zostawione.

Prawodawstwo nasze zmierza w kierunku odwrotnym. Ustrój biurokratyczny faktycznie u nas panujący polega na tym, że szczebel wyższy rozciąga swoją władzę, gdzie tylko może, zostawiając niższym resztki. Ustawa ta stanowi jaskrawy przykład. Państwo odbiera uprawnienia rodzinie, wprowadzając masowy nadzór typu policyjnego w przypadku najlżejszego podejrzenia.

Traktowanie rodziny jako siedliska przemocy oraz podejmowanie bez kontroli sądowej i odpowiedzialności tajnych działań na skutek donosu czy podejrzenia narusza zasadę domniemania niewinności oraz prawa do rzetelnego procesu i do obrony (art. 42). W związku z zasadą, że RP jest państwem prawnym (art. 2), budzi sprzeciw narzucanie przepisów, które są zarówno sprzeczne z przeważającym zwyczajem, jak niewykonalne w praktyce. W obecnym brzmieniu ustawa zabrania wymagań przy wychowaniu i karcenia. Państwo prawa nie powinno narzucać niewykonalnego nonsensu.

Dalej: „Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym” (art. 47). Ustawa radykalnie ogranicza te prawa. Eksmisja z własnego domu omija art. 46, a szpiegowanie rodzin i donosy – art. 51, która dotyczy gromadzenia tylko niezbędnych informacji, dostępu do nich i prawa do ich poprawiania. Ustawa zmienia pojęcie kary cielesnej, kojarząc ją z rodzicami, gdy w konstytucji (art. 40) dotyczy ono, tradycyjnie, kar wymierzanych przez władze, jak w dawnym prawie karnym.

Przepis o zabieraniu dzieci przez pracownika socjalnego stoi w sprzeczności z art. 48: „ograniczenie lub pozbawienie praw rodzicielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie i tylko na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu”. Wynika to stąd, że dziecko ma prawo do rodziców (zgodnie z konwencją praw dziecka ONZ), czego w nowej ustawie zupełnie nie widać.

Nawet dotychczasowe przepisy wywołują wątpliwe skutki. Przykład? Sąd odbiera rodzicom 12-letniego chłopca. Są powody – zaniedbanie, bicie. Przywieziony do domu dziecka płacze całą noc z tęsknoty za domem. Przybędzie tysięcy takich dzieci, z domów normalnych. Tymczasem rodzinom, także gorszym, potrzeba raczej pomocy i rady niż kar i konfiskaty dzieci!

Przede wszystkim jednak według art. 48: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”. Artykuł 53 wyszczególnia wychowanie moralne i religijne. Ustawa natomiast narzuca jako obowiązujący wzorzec wychowanie permisywne, bez dolegliwości i kar, a w dodatku swobodę seksualną małoletnich. Konstytucja mówi tu o dojrzałości dziecka i wolności sumienia.

Prawnik pewnie wskazałby na kolejne szczegółowe wady prawne w kwestii procedur, niejasnych zapisów i umocowania nowych struktur oraz ich finansowania. Właściwą drogą do obalenia tego antyrodzinnego i antywolnościowego knota legislacyjnego byłoby więc zaskarżenie go w całości do Trybunału Konstytucyjnego (wraz z definicjami rodziny i przemocy z ustawy z 2005 r.). Rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski, który zginął w Smoleńsku, zapowiadał, że to uczyni. Co zrobi jego następczyni?

[i]Autor jest teologiem świeckim, profesorem uniwersytetu w Olsztynie. Opublikował m.in. książki „Biblia o państwie” (2008), „Biblijny pogląd na świat” (2009), „Etyka Biblii” (2009)[/i]

U Orwella bezpieka zowie się ministerstwem miłości. W tym kierunku poszedł nasz Sejm, który siłami PO oraz SLD i z podpisem jeszcze p. o. prezydenta ogłosił ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Faktycznie zakazuje ona karcenia przy wychowaniu dzieci oraz poddaje rodzinę samowoli specjalnej struktury urzędniczej. Ustawa ta, która wejdzie w życie 1 sierpnia, jest nie do przyjęcia zarówno z powodu błędnych rozwiązań, jak i z powodu sprzeczności z prawami nadrzędnymi.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Partie stopniowo odchodzą od "modelu celebryckiego" na listach
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Unia Europejska na rozstaju dróg
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Zmiana unijnego paradygmatu
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił