Nie przesadzę wiele, gdy powiem, że nie ma w Polsce znaczącego publicysty, który nie wypowiadał się już – lub niebawem wypowiadać się nie będzie – na temat sporu o krzyż pod Pałacem Prezydenckim, potyczek słownych polityków PiS i PO, domniemanych przemian duchowych Jarosława K. i wpływu, jakie mogą one wywrzeć na życie polityczne.
Są to może sprawy interesujące, nawet poruszające, a z pewnością ożywiają martwy na ogół z politycznego punktu widzenia sezon letni. Ale wszystkie one okażą się w perspektywie tygodni, miesięcy, a najwyżej lat czymś przejściowym, czymś, co będzie albo zapomniane, albo wspominane tak, jak wspomina się perypetie związane z pojawieniem się tzw. listy Macierewicza, upadkiem rządu Olszewskiego lub obradami „konwentu świętej Katarzyny”.
[srodtytul]Medialny zamęt[/srodtytul]
To z pewnością cząstki polskiej historii, ale ich znaczenie dziejowe zdecydowanie ustępuje takim choćby wydarzeniom, jak transformacja ustrojowa i rekonstrukcja cywilizacyjna naszego kraju, jego reorientacja w kierunku Zachodu, integracja ze strukturami Unii Europejskiej, polityka wschodnia.
Tym, co naprawdę ważne wśród spraw ostatniego czasu, jest katastrofa pod Smoleńskiem. Ale jednostronna eksploatacja tego wydarzenia przez liczne osoby związane z prawicowo-narodową orientacją, skupione np. wokół niektórych czasopism, portali internetowych lub utworzonego przez posłów i senatorów PiS zespołu parlamentarnego mającego, według deklaracji założycieli, zbadać jego przyczyny, przebieg i następstwa, prowadzić może do trywializacji tego nieszczęścia i do tego, że znaczna część opinii publicznej uzna je niedługo za całkowicie wypalone moralnie i politycznie.